Stout z belgijskiego mikrobrowaru Sainte-Hélène w Ethe. Sam browar, założony w 1999 roku przez Eddiego Pourtois, początkowo warzył piwa w odległym o kilkadziesiąt kilometrów Orsainfaing przy Rue Sainte-Hélène. Stąd wzięła się i jego nazwa. W 2003 roku został przeniesiony do Ethe. Roczna zdolność produkcyjna browaru to około 1000 hl piwa, choć jak panowie przyznają na swojej stronie (http://www.sainte-helene.be/) tą wartość pragną dopiero osiągnąć w ciągu kilku najbliższych lat.
Black Mamba ma 4,3% alkoholu, 45 EBU, chmielona po amerykańsku - Simcoe i Citrą.
Barwa nieprzenikniona, pod światło pobłyskuje na krawędziach ciemnym brązem oraz miedzią. Daje się też wtedy zauważyć lekką mglistość.
Piana beżowa. Dość wysoka po nalaniu. Opada do zwartej i wyraźnej szumowiny, przy okazji osadzając się mocno na ściankach szklanki.
Aromat zaskakuje dominacją aromatycznych amerykańskich chmieli. Gdzieś bardzo z tyłu mamy karmelową, słodkawą słodowość oraz lekko kwaśne nuty.
Smak to feria nachmielenia. Przyjemna, cytrusowa i sosnowa nuta przykrywa stoutową paloną goryczkę i karmelowe odcienie. Piwo mimo wszystko dość lekkie w odbiorze, o niedużej treściwości. W posmakach lekka grapefruitowa cierpkość.
Nagazowanie jest na umiarkowanym poziomie.
Butelka 750ml. Etykieta kobieca, bo taką linię ma producent, umieszczając na każdym piwie stylizowany damski motyw. Tym razem z "czarną mambą", i z grafiką a'la końcówka lat 70-tych. Kapsel goły.
Zawsze mam pewne obawy przed piwami z mikrobrowarów. W tym przypadku muszę powiedzieć, że to bardzo fajne piwo, choć szukając akurat konkretnie stouta nie zdecydowałbym się na nie. Użyto amerykańskich chmieli, co bardzo czuć w profilu i co znacznie zmienia charakter piwa. Chyba więc z czystej przewrotności na etykiecie pojawia się napis - Hoppy English Stout Wypiłem z dużą przyjemnością i za wrażenia degustacyjne daję śmiało 8,5 w skali 1-10. Choć miłośnicy tradycyjnego stouta mogą być w lekkiej konsternacji.
Black Mamba ma 4,3% alkoholu, 45 EBU, chmielona po amerykańsku - Simcoe i Citrą.
Barwa nieprzenikniona, pod światło pobłyskuje na krawędziach ciemnym brązem oraz miedzią. Daje się też wtedy zauważyć lekką mglistość.
Piana beżowa. Dość wysoka po nalaniu. Opada do zwartej i wyraźnej szumowiny, przy okazji osadzając się mocno na ściankach szklanki.
Aromat zaskakuje dominacją aromatycznych amerykańskich chmieli. Gdzieś bardzo z tyłu mamy karmelową, słodkawą słodowość oraz lekko kwaśne nuty.
Smak to feria nachmielenia. Przyjemna, cytrusowa i sosnowa nuta przykrywa stoutową paloną goryczkę i karmelowe odcienie. Piwo mimo wszystko dość lekkie w odbiorze, o niedużej treściwości. W posmakach lekka grapefruitowa cierpkość.
Nagazowanie jest na umiarkowanym poziomie.
Butelka 750ml. Etykieta kobieca, bo taką linię ma producent, umieszczając na każdym piwie stylizowany damski motyw. Tym razem z "czarną mambą", i z grafiką a'la końcówka lat 70-tych. Kapsel goły.
Zawsze mam pewne obawy przed piwami z mikrobrowarów. W tym przypadku muszę powiedzieć, że to bardzo fajne piwo, choć szukając akurat konkretnie stouta nie zdecydowałbym się na nie. Użyto amerykańskich chmieli, co bardzo czuć w profilu i co znacznie zmienia charakter piwa. Chyba więc z czystej przewrotności na etykiecie pojawia się napis - Hoppy English Stout Wypiłem z dużą przyjemnością i za wrażenia degustacyjne daję śmiało 8,5 w skali 1-10. Choć miłośnicy tradycyjnego stouta mogą być w lekkiej konsternacji.
Comment