witam wszystkich, absolut beginer - czyli zbyś. skoro robili piwa pszenne chodząc w łykowych łapciach to i mnie się uda (a mam gumofilce czyli szczytowe osiągnięcie ciżmodzielstwa). kiełkuję sobie pszeniczkę, tylko mam problem, bo dużo ziarenek jest popękanych i myślę co z nimi zrobić? ktoś wyżej napisał, że dodawano pszenicę nie wysłodowaną, więc może je zostawić? chyba robi się moda na wajsy, bo ruskie wprowadziły nową pszenną "baltike" i w reklamie uczą jak nalewać. może za miesiąc sprubuję? to dam znać czy godziwa, "baltika" 9 to był dobry mózgotrzep i wcale nie słodki. pozdrawiam i przepraszam za pierwszą i długą wypowiedź
A teraz pytanie - ile dać chmielu do piwa pszenicznego i którego chmielu. Ja chmieliłem dopiro raz i to 3 dni temu, więc doświadczenie moje jest nader skromne. Mam granulowane wersje Marynki i Lubelskiego.
Ja do mojego pierwszego pszenicznego dodałem 10g silnie goryczkowego Magnum na 22 litry nastawu - i piwo wyszło moim zdaniem bardzo smaczne, wcale nie przechmielone. Choć ja lubię piwa mocno chmielone...
A ostatnio 10g Izabeli na 15 litrów.
p.s. Mówię oczywiście o szyszkach, granulat jest mocniej skondensowany.
browerzysta, abstynent i nałogowy piwoholik c[]
Światem rządzi miłość. Ja na przykład kocham piwo :]
Hannibal napisał(a) Może któryś z bardziej doświadczonych piwowarów odpowie na pytanie, dlaczego piwa pszeniczne nie powinny tak długo leżakować
Przyłączam się do tego pytania!
Czes napisał w artykule, że piwa pszeniczne osiągają najlepszą kondycję po 4-6 tygodniach leżakowania i nie ma sensu przechowywać ich dłużej jak 2-3 miesiące.
Ciekaw jestem, czy dotyczy to piw pszenicznych warzonych z ekstraktów WES. Ktoś pisał kiedyś na forum, że piwo warzone z ekstraktów WES wyjątkowo długo musi leżakować aby osiągnąć optymalny smak.
Moje piwa z ekstraktów WESa były najlepsze właśnie po trzech miesiącach. Niestety żadnemu nie udało się poleżakować dłużej. Teraz mam dwa piwa ze słodu. Jedno już próbowałem, właśnie po ok. 5 tygodniach. Jest bardzo dobre (skromny jestem nie? ). Drugie jeszcze stoi i dojrzewa. To pierwsze będzie można degustować podczas Zlotu Mięczaków, więc zobaczymy jak mu się smak zmienił.
Maciek Szukam przytulnego kącika do palenia fajki... ;-)
mjp napisał(a) Moje piwa z ekstraktów WESa były najlepsze właśnie po trzech miesiącach. Niestety żadnemu nie udało się poleżakować dłużej. Teraz mam dwa piwa ze słodu. Jedno już próbowałem, właśnie po ok. 5 tygodniach. Jest bardzo dobre (skromny jestem nie? ). Drugie jeszcze stoi i dojrzewa. To pierwsze będzie można degustować podczas Zlotu Mięczaków, więc zobaczymy jak mu się smak zmienił.
Jak rozumiem były to piwa pszeniczne.
Czy z ekstraktów wyszły gorsze od tych ze słodów? Możesz cos o tym napisać?
Gorsze, lepsze.... Nie bardzo mam ochotę na takie oceny w temacie piw domowych. Na pewno wyszły inne, ale to nic dziwnego. W sumie zrobiłem dwa piwa pszeniczne na ekstraktach WES-a, dwa ze słodów i jedno mieszane, ekstrakty WES, ekstrakt Muntos, słód. Każde z tych piw było inne. Każde mi smakowało (smakuje). Które było lepsz, a które gorsze? A skąd mam to wiedzieć?
Maciek Szukam przytulnego kącika do palenia fajki... ;-)
Hannibal napisał(a) Może któryś z bardziej doświadczonych piwowarów odpowie na pytanie, dlaczego piwa pszeniczne nie powinny tak długo leżakować
We wrześniu tamtego roku robiłem piwo pszeniczne z ekstraktu WES i na suchych drożdżach pszenicznych "od Pawcia". Już po dwóch tygodniach od zabutelkowania piwo było bardzo dobre, miało wyraźne, typowe dla pszeniczniaków nutki bananowo-goździkowe, bardzo ładnie się pieniło i piana była trwała. W krótkim czasie poszło prawie wszystko za wyjątkiem kilku butelek, które schowałem na lato i otworzyłem w czerwcu tego roku, po 9-ciu miesiącach leżakowania. I co się okazało - piwo się zmieniło i to wyraźnie na gorsze. Zniknęły gdzieś bananowo-goździkowe smaczki a piana znikała po kilku sekundach bez śladu. Byłem nim mocno rozczarowany.
W tym roku robiłem piwa ze słodów i na drożdżach WLP 300. Przetrzymam kilka butelek do lata następnego roku dla porównania, czy dla drożdży WLP 300 też czas działa na niekorzyść.
Czy drożdże WLP 300 mają specyficzny nieprzyjemny zapach (słowem czy śmierdzą?).
Nastwiłem właśnie drugą warkę na tych drożdżach, wspomniany smrodek jest taki sam w obu. Jeśli wierzyć mojemu nosowi pojawił się mniej więcej w drugim dniu burzliwej fermentacji. Nie ma nic wspólnego z goździkami czy bananami.
Nie sądzę żeby był wynikiem zakażenia brzeczki - bo drożdże startowały zawsze w ciągu pierwszj doby. Zgaduję, że także nie jest to winą słodu, bo cokolwiek by się w nim kryło zostało zabite w gotowaniu.
Pierwsze piwo trzymam jeszcze na cichej licząc, że ten zapach zniknie, ale po 10 dniach ciągle go czuć. Jest nadzieja?
Mi te drożdże nigdy nie śmierdziały, raczej ladnie pachniały bananowo-goździkowo - i jeszcze inaczej, ale ładnie.
Może Twój nos odbiera te zapachy jako nieprzyjemne, a może dostałeś gęstwę która nie była najświeższa.
Jeżeli to zapach siarkowodoru, to może się jeszcze wywietrzyć/zaniknąć w butelkach.
Comment