Witam,
problem, który chcę poruszyć już kiedyś próbowałem tutaj na forum rozwiązać ale wciąż sobie z nim nie radzę.
Chodzi o użycie (bądź nie) mchu irlandzkiego (albo whirlflocku) oraz o oddzielenie brzeczki od osadów białkowych. Po kolei:
Pierwsze kilka warek warzyłem bez użycia mchu czy whirlflocku. Robiłem whirlpoola, na środku gromadziły się osady białkowe i chmiel, zlewałem brzeczkę do fermentora i było w miarę ok (nieduże straty).
Zacząłem warzyć z receptur anglojęzycznych a w nich do każdego piwa zalecają dodanie tabletki whirlflocku pod koniec gotowania. Zacząłem dodawać whirlflock. Efekt był taki, że tych "kluchów" było bardzo dużo a dodatkowo whirlpool nic nie dawał - żadnego stożka po środku gara tylko równomiernie rozłożony muł chmielowo-białkowy na całym dnie (dość wysoko wiszący). Straty spore - kilka litrów.
Ostatnio przeczytałem gdzieś na forum, że ktoś miał podobne problemy i przestał stosować mech irlandzki i teraz jest ok. Przy ostatnim warzeniu postanowiłem więc nie dodawać whirlflocku i efekt był o wiele lepszy - zero osadów białkowych, resztki chmielu na dnie gara (cienka warstwa). Dodatkowo dekantowałem gorącą brzeczkę do fermentora z kranikiem aby później elegancko wszystko zlać do następnego fermentora bez osadów.
Wszystko poszło w miarę ok. Problemem było tylko to, że wężyk pod wpływem temperatury zmiękł i się skleił więc musiałem użyć drugiego.
Moje pytania i wątpliwości:
1. Po co dodaje się whirlflock albo mech? Czy jego stosowanie może powodować pojawienie się nadmiaru tych osadów białkowych? Czy brak osadów jest czymś niewłaściwym? Po co w ogóle są owe osady? Jakie są Wasze doświadczenia?
2. Jak dekantować gorącą brzeczkę? Czy Wam też skleja się wężyk? Jak sobie z tym radzicie? Czy wężyk w kontakcie z gorącą brzeczką może oddać coś do piwa co nie powinno się w nim znaleźć?
Z góry dzięki za pomoc.
problem, który chcę poruszyć już kiedyś próbowałem tutaj na forum rozwiązać ale wciąż sobie z nim nie radzę.
Chodzi o użycie (bądź nie) mchu irlandzkiego (albo whirlflocku) oraz o oddzielenie brzeczki od osadów białkowych. Po kolei:
Pierwsze kilka warek warzyłem bez użycia mchu czy whirlflocku. Robiłem whirlpoola, na środku gromadziły się osady białkowe i chmiel, zlewałem brzeczkę do fermentora i było w miarę ok (nieduże straty).
Zacząłem warzyć z receptur anglojęzycznych a w nich do każdego piwa zalecają dodanie tabletki whirlflocku pod koniec gotowania. Zacząłem dodawać whirlflock. Efekt był taki, że tych "kluchów" było bardzo dużo a dodatkowo whirlpool nic nie dawał - żadnego stożka po środku gara tylko równomiernie rozłożony muł chmielowo-białkowy na całym dnie (dość wysoko wiszący). Straty spore - kilka litrów.
Ostatnio przeczytałem gdzieś na forum, że ktoś miał podobne problemy i przestał stosować mech irlandzki i teraz jest ok. Przy ostatnim warzeniu postanowiłem więc nie dodawać whirlflocku i efekt był o wiele lepszy - zero osadów białkowych, resztki chmielu na dnie gara (cienka warstwa). Dodatkowo dekantowałem gorącą brzeczkę do fermentora z kranikiem aby później elegancko wszystko zlać do następnego fermentora bez osadów.
Wszystko poszło w miarę ok. Problemem było tylko to, że wężyk pod wpływem temperatury zmiękł i się skleił więc musiałem użyć drugiego.
Moje pytania i wątpliwości:
1. Po co dodaje się whirlflock albo mech? Czy jego stosowanie może powodować pojawienie się nadmiaru tych osadów białkowych? Czy brak osadów jest czymś niewłaściwym? Po co w ogóle są owe osady? Jakie są Wasze doświadczenia?
2. Jak dekantować gorącą brzeczkę? Czy Wam też skleja się wężyk? Jak sobie z tym radzicie? Czy wężyk w kontakcie z gorącą brzeczką może oddać coś do piwa co nie powinno się w nim znaleźć?
Z góry dzięki za pomoc.
Comment