Witajcie,
Wczoraj przydarzyło mi się coś ciekawego i jestem ciekaw czy też obserwujecie podobne zjawisko czy to tylko jednostkowy przypadek i nie ma się czym podniecać.
A mianowicie warzyłem sobie marcowe:
Zasyp:
pilzneński - 1,3 kg
monachijski - 2,5 kg
carahell - 0,3 kg
carared - 0,3kg
Jak zwykle ześrutowany słód namoczyłem na noc przed warzeniem.
Taki był mój plan zacierania (infuzyjnego):
64 st. C - 15 min
72 st. C - 45 min
A taką realizację napisało życie:
Słód wrzuciłem do wody 67 st. C. co spowodowało spadek temperatury do ok. 57 st. C. Podniosłem w tempie 1 st. C/min do 64. Ponieważ podnoszenie trwało blisko 10 min postanowiłem skrócić przerwę w 64 st. C do 10 minut. Potem na pełnym ogniu podniosłem do 72 st. C. co potrwało kolejne 10 min. Zacząłem odliczać do końca przerwy ale ponieważ gar mam nie zaizolowany to co 20 minut mieszam i podgrzewam nieco. Nie wiem co mi przyszło do głowy aby po 20 minutach zrobić próbę jodową. Ku mojemu zdziwieniu wyszła ujemna. Zacząłem się zastanawiać skąd takie tempo.
Czy dzisiejsze słody są tak rozluźnione, że zacieranie idzie szybciej czy to wina/zasługa mojego namaczania?
Problem w tym, że jeśli tak szybko idzie zacieranie to być może trzeba by zweryfikować receptury. Bo przy planach typu 64 st. C - 30 min, 72 st. C - 20 minut może się okazać, że w tych 72 stopniach nie ma już czego zacierać.
I teraz się martwię, że moje marcowe za głęboko odfermentuje i będzie zbyt wytrawne.
Co myślicie?
Widzę takie możliwości odzyskania kontroli nad sytuacją:
- wrzucać słód do cieplejszej wody. Co innego jak się wsypuje 4,5 kg suchego słodu o temperaturze pokojowej do wody, a co innego jak ja wrzucam ponad 10 kg mokrego słodu o temperaturze max, 15 st. C.
- zacierać dekokcyjnie. Tylko czy to pomoże? czy przy dzisiejszych słodach dekokcja ma w ogóle sens?
Piszcie, ciekaw jestem waszych opinii.
Wczoraj przydarzyło mi się coś ciekawego i jestem ciekaw czy też obserwujecie podobne zjawisko czy to tylko jednostkowy przypadek i nie ma się czym podniecać.
A mianowicie warzyłem sobie marcowe:
Zasyp:
pilzneński - 1,3 kg
monachijski - 2,5 kg
carahell - 0,3 kg
carared - 0,3kg
Jak zwykle ześrutowany słód namoczyłem na noc przed warzeniem.
Taki był mój plan zacierania (infuzyjnego):
64 st. C - 15 min
72 st. C - 45 min
A taką realizację napisało życie:
Słód wrzuciłem do wody 67 st. C. co spowodowało spadek temperatury do ok. 57 st. C. Podniosłem w tempie 1 st. C/min do 64. Ponieważ podnoszenie trwało blisko 10 min postanowiłem skrócić przerwę w 64 st. C do 10 minut. Potem na pełnym ogniu podniosłem do 72 st. C. co potrwało kolejne 10 min. Zacząłem odliczać do końca przerwy ale ponieważ gar mam nie zaizolowany to co 20 minut mieszam i podgrzewam nieco. Nie wiem co mi przyszło do głowy aby po 20 minutach zrobić próbę jodową. Ku mojemu zdziwieniu wyszła ujemna. Zacząłem się zastanawiać skąd takie tempo.
Czy dzisiejsze słody są tak rozluźnione, że zacieranie idzie szybciej czy to wina/zasługa mojego namaczania?
Problem w tym, że jeśli tak szybko idzie zacieranie to być może trzeba by zweryfikować receptury. Bo przy planach typu 64 st. C - 30 min, 72 st. C - 20 minut może się okazać, że w tych 72 stopniach nie ma już czego zacierać.
I teraz się martwię, że moje marcowe za głęboko odfermentuje i będzie zbyt wytrawne.
Co myślicie?
Widzę takie możliwości odzyskania kontroli nad sytuacją:
- wrzucać słód do cieplejszej wody. Co innego jak się wsypuje 4,5 kg suchego słodu o temperaturze pokojowej do wody, a co innego jak ja wrzucam ponad 10 kg mokrego słodu o temperaturze max, 15 st. C.
- zacierać dekokcyjnie. Tylko czy to pomoże? czy przy dzisiejszych słodach dekokcja ma w ogóle sens?
Piszcie, ciekaw jestem waszych opinii.
Comment