Witam,
Jakiś czas temu postanowiłem pierwszy raz nawarzyć piwa. Do tego celu wykorzystałem sprzęt i brewkit zakupiony na allegro. Problem jest taki, że piwo wyszło mi lekko kwaśnawe i musujące, przypominające nieco szampana. W prawdzie mordy nie wykręca - proszę wybaczyć kolokwializm - ale nie sądzę, że nadaje się do picia.
A było to tak:
Fermentator dokładnie wymyłem, jednakże nie mając pod ręką żadnego środka odkażającego przepłukałem go gorącą wodą. Przygotowałem brewkit - wymieszałem zawartość puszki z kilogramem zwykłego cukru i wrzątkiem, przelałem do fermentatora i dolałem 20 litrów wody o temp. pokojowej (mineralnej, prosto z baniaków). Po ostudzeniu do ok. 25 stopni dodałem drożdży i szczelnie zamknąłem pojemnik. Po kilku godzinach w rurce fermentacyjnej rozpoczęło się bulgotanie - jak rozumiem, fermentacja się zaczęła.
Czwartego dnia fermentacji bulgotanie ustało. Przyjąłem, że to czas na rozlanie piwa do butelek. Cukromierz wskazywał około 2 blg. Piwo rozlałem dodając 4g cukru na butelkę, zakapslowałem i odstawiłem. Piwo stało trochę ponad 2 tygodnie, ale niestety mieszkając w bloku miałem mały wpływ na temperaturę otoczenia i stało (a właściwie nadal stoi) w temperaturze około 25 stopni.
Po 16 od rozlania dniach postanowiłem spróbować. I tak, jak pisałem na wstępie, piwo miało kwaśnawy smak. Ale za to bardzo dobrze się pieniło.
Mam w związku z tym pytanie. Czy piwo w ogóle może sobie stać w butelkach w tak dużej temperaturze? Czy kwaśność może być spowodowana tym, że jeszcze nie dojrzało? Czy też fakt, że nie odkaziłem fermentatora żadnym środkiem (wymyłem go jedynie płynem do mycia i wypłukałem gorącą wodą) może mieć wpływ na smak? A może gdzieś jeszcze popełniłem błąd? Czy jest szansa, że smak piwa się jeszcze polepszy?
Byłbym wdzięczny za wszystkie porady.
Pozdrawiam
PS. Aha, piwo to lager. Przed degustacją wstawiłem butelkę na jeden dzień do lodówki.
Jakiś czas temu postanowiłem pierwszy raz nawarzyć piwa. Do tego celu wykorzystałem sprzęt i brewkit zakupiony na allegro. Problem jest taki, że piwo wyszło mi lekko kwaśnawe i musujące, przypominające nieco szampana. W prawdzie mordy nie wykręca - proszę wybaczyć kolokwializm - ale nie sądzę, że nadaje się do picia.
A było to tak:
Fermentator dokładnie wymyłem, jednakże nie mając pod ręką żadnego środka odkażającego przepłukałem go gorącą wodą. Przygotowałem brewkit - wymieszałem zawartość puszki z kilogramem zwykłego cukru i wrzątkiem, przelałem do fermentatora i dolałem 20 litrów wody o temp. pokojowej (mineralnej, prosto z baniaków). Po ostudzeniu do ok. 25 stopni dodałem drożdży i szczelnie zamknąłem pojemnik. Po kilku godzinach w rurce fermentacyjnej rozpoczęło się bulgotanie - jak rozumiem, fermentacja się zaczęła.
Czwartego dnia fermentacji bulgotanie ustało. Przyjąłem, że to czas na rozlanie piwa do butelek. Cukromierz wskazywał około 2 blg. Piwo rozlałem dodając 4g cukru na butelkę, zakapslowałem i odstawiłem. Piwo stało trochę ponad 2 tygodnie, ale niestety mieszkając w bloku miałem mały wpływ na temperaturę otoczenia i stało (a właściwie nadal stoi) w temperaturze około 25 stopni.
Po 16 od rozlania dniach postanowiłem spróbować. I tak, jak pisałem na wstępie, piwo miało kwaśnawy smak. Ale za to bardzo dobrze się pieniło.
Mam w związku z tym pytanie. Czy piwo w ogóle może sobie stać w butelkach w tak dużej temperaturze? Czy kwaśność może być spowodowana tym, że jeszcze nie dojrzało? Czy też fakt, że nie odkaziłem fermentatora żadnym środkiem (wymyłem go jedynie płynem do mycia i wypłukałem gorącą wodą) może mieć wpływ na smak? A może gdzieś jeszcze popełniłem błąd? Czy jest szansa, że smak piwa się jeszcze polepszy?
Byłbym wdzięczny za wszystkie porady.
Pozdrawiam
PS. Aha, piwo to lager. Przed degustacją wstawiłem butelkę na jeden dzień do lodówki.
Comment