Dzień dobry, dziękuję za dostawę! Pan kurier stwierdził, że ciężkie!
Yavo warzy
Collapse
X
-
Warka #95 - ctrl + C
(wheat ipa, zestaw z CP)
Skład - Słód pilzneński 2 kg, pszeniczny 2 kg, wiedeński 0.4 kg, enzymatyczny 0.2 kg, płatki owsiane 0.4 kg, płatki pszenne błyskawiczne 0.15 kg;
Warzenie - 03.03.2021 w siedemnastu i ćwierć litra wody, najpierw zamoczyłem płatki, a potem: 69ºC - 90', negatywna jodowa, wygrzew 75ºC - 10'. Wysładzanie szesnastoma (a więc trzy litry więcej niż w przepisie) litrami wody, filtracja z 200g łuski ryżowej, zawrotka trzech litrów. Odebrane 27 litrów, gotowanie następnego dnia przez 60' na dwa gary (18.7+8.3).
Chmiel:
50g Perle PL 2018 granulat 5.0% - 0'
10g Amarillo US 2019 granulat 8.4% - 40'
10g Mosaic US 2019 granulat 12.6% - 45'
Planowo trzy dni przed rozlewem 40g Amarillo US, 50g Citra US 2019 granulat 13.1% i 40g Mosaic US.
Piwo oczywiście jest powtórką z #81 (ctrl) i #91 (ctrl + B) - znane, lubiane; wiadomo.
Po gotowaniu 22.6 litra brzeczki, brzeczka nastawna - 12.1º - nadal nie mam żadnych zastrzeżeń do przepisu, skoro zacierałem i wysładzałem w większej ilości wody. Zamiast IPY będzie APA. Albo Session IPA, albo co tam sobie chcecie - ważne że dobre, bo IBU 45!
Drożdże - FM13 Irlandzkie ciemności (gęstwa z #91) - zadane 04.03 wieczorem.
Cicha 16.03 przy 3.2º, chmiel 18.03, rozlew 21.03 przy 2.45º (5.26%) - cukier jak zwykle 1.9g na 500ml piwa w litrze syropu. Wyszło 21.7 litra - 1*1.5l, 10*1l, 2*0.75l, 1*0.66l, 15*0.5l.
----------
#88 (Maryśka w Afryce) - sąsiad stwierdził, że "osobliwa".
Comment
-
-
Warka #96 - Niedzielny rosołek
(Dunkelweizen, zestaw z CP)
Skład - Słód pszeniczny 2.45 kg, monachijski 1.4 kg, karmelowy ciemny 0.25 kg, karmelowy jasny 0.15 kg;
Warzenie - 11.03.2021 - woda 15 litrów (3.5:1); 40-45ºC - 15', podgrzanie do 63ºC. Następnie 1/3 zacieru do dekokcji: 72º - 10', potem gotowanie przez 15' i zawrotka do głównego zacieru, dalej 72ºC - 45', negatywna jodowa, wygrzew 75.5ºC - 1'. Wysładzanie 16 litrami wody (w przepisie 14-16) na dwie raty: 8+8, standardowo zawrotka trzech pierwszych litrów. Końcowo odebrane 26.5 litra (wg garnków) o ekstrakcie 8.5º. Gotowanie na dwa gary (18.5+8) przez godzinę.
Chmiel:
25g Lubelski PL 2020 granulat 5.4% - 0'
Chłodzenie przez noc, po gotowaniu 23.3 litra brzeczki o ekstrakcie 10.4º (nie szkodzi, może być lżejsze). Teoretycznie IBU 16, EBC 29.
Drożdże - MauriBrew Weiss Y1433 (FM41 akurat nie było w sklepie) zadane 12.03.
Przelane na cichą 22.03 przy 4.4º, zabutelkowane 26.03 przy 2.9º (alko 4.11%), z syropem (litr, cukier 2.0); końcowo 22.8 litra - 1*1l, 49*0.45l, 1*0.33l. Premiera 08.04 - bardzo dobre, może troszkę za lekkie - muszę przestać rozcieńczać piwa Poza tym, plusem ciemniejszych piw jest to, że są tylko dla mnie, bo Żona nie lubi .
Co, nazwa? Wracałem z garażu z garem warzelnym, spotkałem Przyjaciółkę - zapytała mnie, czy będę gotował niedzielny rosołek. Odpowiadam więc że tak, tyle że ze słodu . Wiem, kolor trochę nie ten - ale skoro teść namiętnie wlewa do rosołu Maggi...
-
👍 1
Comment
-
-
Można już lajka na tym forumie dać, w sumie to nie wiadomo po co to udogodnienie, daję, za nazwę"nie zostanę onanistką bo jestem anarchistką" :)
Widziałem u Dori i Kopyra i też tak myślę: Browar to nie apteka :))
Poszukujesz wiedzy na temat browarnictwa amatorskiego?
Przeczytaj >>>>FAQ<<<<
Sprawdź >>>Przewodnik<<<
Comment
-
-
Dzięki , aż boję się pomyśleć, co się stanie w dniu, gdy zabraknie mi pomysłu na nazwę piwa:
- Słuchajcie Kochani, w browarze przerwa technologiczna
- Aaaa, zbyt wysokie temperatury na fermentację?
- Nie, skończyły mi się pomysły na nazwy.
Comment
-
-
Warka #97 - Trzecie zwykłe piwo
(Pils niemiecki, zestaw z CP - nie muszę chyba pisać, że na drożdżach górnej fermentopulokratyzacji?)
Skład - Słód pilzneński 3.6 kg, Carapils 0.4 kg, zakwaszający 0.15 kg;
Warzenie - 18.03.2021 - woda 13.5 litra (3.25:1); 52ºC - 10', 63ºC - 30'. Następnie 1/3 zacieru do dekokcji: 72º - 15', potem gotowanie przez 10' i zawrotka do głównego zacieru, dalej 72ºC - 20', negatywna jodowa, wygrzew 75.5ºC - 5'. Wysładzanie 15 litrami wody (w przepisie 13-15) na dwie raty: 8+7, zwykle czekam dwadzieścia minut na ułożenie się młóta, standardowo zawrotka trzech pierwszych litrów. Końcowo odebrane 23.9 litra (wg fermentora), gotowanie na dwa gary (17+6.9) przez godzinę.
Chmiel:
50g Tradition PL 2019 granulat 5.5% - 0'
25g Tettnanger DE 2019 granulat 3.7% - 45'
25g Tettnanger DE 2019 granulat 3.7% - 59'
Filtracja, chłodzenie przez noc - po gotowaniu 20.7 litra brzeczki o ekstrakcie 12.1º. Teoretycznie IBU 42, EBC 8.
Drożdże - FM42 Stare Nadreńskie (gęstwa z #92) zadane 19.03 po południu.
Przelane na cichą 28.03 przy 3.2º, zabutelkowane 04.04 przy tym samym ekstrakcie (alko 4.87%), z syropem (litr, cukier 1.9); końcowo 20.8 litra - 4*1l, 1*0.75l, 15*0.5l, 17*0.45l. Premiera 16.04 - bardzo dobre, Żona twierdzi że lepsze niż Pierwsza Pomoc.
Comment
-
-
Warka #98 - Zamglone smoleńskie
(New England IPA*)
Skład - Słód pilzneński Viking Malt 3 kg, pszeniczny Viking Malt 1.5 kg, dekstrynowy Viking Malt 0.4 kg, płatki pszeniczne 1 kg, płatki owsiane 0.8 kg;
Warzenie - 20.03.2021 - na dwa gary; woda 20.1 litra (3:1); 67ºC - 40', 72ºC - 20', negatywna próba jodowa, wygrzew 75.5ºC - 5'. Wysładzanie czternastoma litrami wody, zawrotka trzech pierwszych litrów, odebrałem co swoje - 25.8 litra (wg fermentora) o ekstrakcie 12.98º, gotowanie na dwa gary (18+8.5 - to z kolei wskazania garnków) przez godzinę. Z reszty wysłodzin, a był ich litr, zrobiłem starter, co by nie było przykro tym wysłodzinom.
Chmiel:
20g Hallertau Blanc DE 2018 granulat 9.2%** - do pierwszych pięciu litrów filtratu***
20g Cascade PL 2020 szyszka 8.0% - 50'
20g Citra US 2019 granulat 13.1% - 50'
Planowo trzy dni przed rozlewem 80g Hallertau Blanc, 30g Cascade PL i 30g Citra US. Miałem jeszcze plan dorzucenia 50g Mandaryny Bavarii i 50g Mosaica, ale zrezygnowałem, stawiając na jako taką prostotę. Warto było.
Filtracja, chłodzenie przez noc - po gotowaniu 22.9 litra brzeczki o ekstrakcie 15.2º (no cudownie wstrzeliłem się w plan!), do tego 0.8 litra startera. Teoretycznie IBU 34, EBC 8.5.
Drożdże - WLP066 London Fog - zadane 21.03 punkt dziesiąta rano.
Przelane na cichą 31.03 przy 4.1º, dochmielone zgodnie z założeniem 04.04, zabutelkowane 07.04 przy tym samym ekstrakcie (alko 6.07%), z syropem (litr, cukier 1.9); końcowo 21.6 litra - 3*1l, 1*0.5l, 22*0.45l, 10*0.33l. Premiera - a nie wiem, pewnie z tydzień temu - nooo, świetne, śmiem twierdzić że to chyba moje najlepsze piwo. Mgliste jak smoleński poranek, soczyste jak... eeee... no wiecie, aromatyczne jak... eeee, no wiecie. Ogólnie rzecz ujmując - no wiecie ?. Za każdym razem, kiedy zastanawiam się czy nie jest za gorzkie, Żona mówi że nie.
No dobrze, troszkę nadrobiłem notatki. Ale tylko troszkę.
* - przepis wymyśliłem sobie sam, więc nie krzyczcie mi tu, ze niezgodne ze stylem albo coś tam. W internecie przepisy hasają od sasa do lasa, zwłaszcza jeśli chodzi o ekstrakt i goryczkę - u Dori to 17 IBU, w twojbrowar.pl - 34,a w piwnykraft.pl - 47.
** - lubię ten chmiel, jest szykowny i elegancki jak... eeee, no wiecie.
*** - ciągle się zastanawiam, czy dobrze zrobiłem, ale że goryczka idealnie równoważy słodycz piwa, to nie marudzę. Następnym razem dyskretnie przesunę to chmielenie na koniec gotowania.
Comment
-
-
Warka #99 - Luftballons*
(Amerykańska pszenica, zestaw z CP)
Skład - Pale Ale Maris Otter 1.9 kg, pszeniczny 1.9 kg;
Warzenie - 24.03.2021 - woda 13 litrów (3.4:1); 67ºC - 80', negatywna jodowa, wygrzew 75.5ºC - 5'. Wysładzanie 15 litrami wody (w przepisie 14-16) na dwie raty: 8+7, filtracja 27' przy pierwszej dolewce i 20' przy drugiej. Jak zwykle zawrotka trzech pierwszych litrów. Końcowo odebrane 24 litry (wg fermentora) o ekstrakcie 9.5º, gotowanie na dwa gary (17+7.8 - wiem, wiem - to, co pokazuje kubeł a garnki, to zupełnie inna bajka) przez godzinę.
Chmiel:
30g Fuggles UK 2017 granulat 5.9% - 0'
30g Centennial US 2018 granulat 9.4% - 60'
Filtracja, chłodzenie przez noc - po gotowaniu 21.3 litra brzeczki o ekstrakcie 10.4º. Teoretycznie IBU 16, EBC 7.
Drożdże - Danstar Nottingham (niestety FM50 nie było akurat na stanie) zadane 25.03 rano.
Przelane na cichą 04.04 przy 2.4º, zabutelkowane 14.04 przy 2.1º (alko 4.5%), z syropem (litr, cukier 1.9); końcowo ok. 21.3 litra - 7*1l, 2*0.75l, 12*0.5l, 14.5*0.45l. Premiera 24.04 - nienagazowane (!) i dość surowe w smaku, postanowiliśmy więc poczekać. Do garażu zjechało wczoraj.
No to co - przed nami setka, no nie?
* - co, nazwa? Oj wiadomo!
Comment
-
-
Kiedyś uwarzenie stu warek to była gruuba sprawa. Myślę, że nadal jest to spory wyczyn. Widziałeś jakie cuda mocarne ludziska z tej okazji warzyli? A Ty co wymyśliłes? Ris czy BałtyckiLast edited by fidoangel; 2021-05-05, 19:34."nie zostanę onanistką bo jestem anarchistką" :)
Widziałem u Dori i Kopyra i też tak myślę: Browar to nie apteka :))
Poszukujesz wiedzy na temat browarnictwa amatorskiego?
Przeczytaj >>>>FAQ<<<<
Sprawdź >>>Przewodnik<<<
Comment
-
-
Uprzejmie proszę o nieczytanie mi w myślach!!!
Tak, myślałem i o RISie i o porterze bałtyckim, ale jakakolwiek wzmianka na ten temat powodowała marudzenie Małżonki (nie chcę, nie lubię, za ciemne, za mocne, nie wiem, nie znam się, nie popieram, to mnie brzydzi, to za bardzo, a to za mało, po co tyle tego, dlaczego nie ma tego, a to wala się po garażu). To samo zresztą dotyczyło belgijskich potrójniaków i poczwórniaków.
Musiałem zrobić coś, co zainteresuje niemal wszystkich odbiorców mojego piwa, ale z drugiej strony - chciałem, aby było to coś nietuzinkowego i - jakkolwiek by to nie zabrzmiało - bezkompromisowego.
Teraz napiszę tylko tyle, że #100 zostało już niemal całe wypite, mimo jego nietuzinkowości. Noo, może też dlatego, że to nie była standardowa wielkość warki.
Aby czytający byli na bieżąco, napiszę tylko tyle, że właśnie chłodzi się brzeczka do #104, a i starter pracuje od godziny.
Twoje zdrowie Fido - smoleńskim zamglonym .Last edited by yavo; 2021-05-05, 19:56.
-
👍 1
Comment
-
-
To będzie długa historia, będzie w niej i o poszukiwaniu idealnego przepisu i o tym jak o mało nie zatrułem rodziny i Przyjaciół (przy ewidentnym współudziale Teściowej!). Będzie też o zaprzyjaźnionej piekarni i o odpadach atomowych.
Kiedy na horyzoncie zamajaczyła konieczność wyboru stylu piwa na setną warkę, z jednej strony przekora namawiała, aby było to zwyczajne piwo - z drugiej jednak, stwierdziłem że powinno to być coś wyjątkowego. Tak jak napisał Fido - zastanawiałem się i nad RISem i nad porterem bałtyckim, w grę wchodziło też coś mocnego rodem z Belgii. Jednak każda wzmianka na ten temat spotykała się z gwałtownym sprzeciwiem Żony, która preferuje lżejsze piwa; w sumie jestem zdziwiony że nie przeszkadza jej moc #98 Zamglonego smoleńskiego . Dość napisać, że #30 Belgijski Tripel (tak, wiem - z ekstraktów) nadal zajmuje miejsce w garażu (wczoraj jednak oddałem trzy ostatnie butelki sąsiadom pod opiekę). Drugim minusem takiego rozwiązania było to, że chciałem setną warkę puścić w obieg przed... sto pierwszą; nie chciałem dopuścić do sytuacji, w której oto pijemy na przykład sto trzecią warkę, a setna nadal dojrzewa.
Jak zapewne część z Was już się domyśla, padło na... sahti. Okej - mocne, ale i niestandardowe; miałem też w pamięci wypitą butelkę Pincianego Końca Świata - Żonie smakowało, mnie trochę mniej, ale wtedy byłem mały i głupiątko . Do tego jest bardzo szybko gotowe do konsumpcji, no rewelacja!
Pomysł już mamy, czas na przepis. Inspirowałem się tym wątkiem i tym przepisem. Stwierdziłem też, że oprócz filtracji gałęziami jało... aaaaa, moment - skąd ja Ci w zimie wezmę jagód, tfu - jałowca? Ha, przecież Teściowa ma wielki ogród, ma tam wszystko - od borówki amerykańskiej (jadalna!) przez trampolinę (niejadalna!), piaskownicę (niejadalna!) - aż po jałowca! Piszę do Teściowej na początku lutego z zapytaniem, czy mają jałowca. Tak, mają - trzy płożące i jeden pionowy - no fenomenalnie! Stwierdzam, że owoce kupię sobie sam, a gałęzie proszę mnie tu wysłać do paczkomatu. 25 marca (w dzień urodzin Teściowej) przychodzi do mnie paczka z gałęziami w ilości, która spokojnie wystarczyłaby na uwarzenie sahti dla całego Pudasjärvi. Chyba.
No dobra, mam przepis, mam gałęzie - ale mimo wszystko coś mi nie gra. Zerkam do zapisków Miki Kojonkoskiego (tfu, Laitinena) - "Bear in mind that some juniper species may be toxic", czyli tłumacząc na wolski - Niedźwiedź w umyśle to Jowisz... a nie, to Jupiter. Jeszcze raz: Niedźwiedź w umyśle to taki jałowiec rodzaj może być piosenka Britney Spears. Nadal nie wiem o co chodzi, na szczęście z pomocą przychodzi Kaczy Brat, który stwierdza że mam pamiętać, że niektóre gatunki jałowca są toksyczne. Noooo, pięknie! Dzwonię do Teściowej (która nawiasem mówiąc, pracowała kiedyś w Inspekcji Ochrony Roślin i (skreślono: Nasienia) Nasiennictwa), pytam o powyższe i po kilkugodzinnych konsultacjach oczywiście okazuje się, że jej jałowce z powiatu kłobuckiego są trujące. Może inaczej: nic nie wskazuje na to, aby nie były trujące. Nie bez żalu całą zawartość przesyłki umieszczam w pojemniku na odpady bio. Chyba. U mnie na wsi nie ma pojemnika na trujące odpady.
Dobra - mam przepis, ale nie mam gałęzi. Że co? W lesie? Nie mam lasu, to znaczy mam... to znaczy to jest wpólny las i do tego dobre kilka kilometrów stąd. Poza tym, jak ja odróżnię jałowca od poziomki? No właśnie. Wpadam na arcygenialny (oczywiście tylko moim zdaniem) pomysł, wsiadam do samochodu i sunę do... szkółki iglaków. No chyba mają tam jałowce, nie? W szkółce iglaków przemiłe Panie są zdziwione motywacją, która mnie do nich przygnała i aby nie było tak łatwo... odradzają mi użycie gałęzi jałowca, którego wyhodowały - z uwagi na użyty rok temu oprysk i w ogóle że nie dają żadnej gwarancji ani rękojmi. Kierują mnie za to do... lasu. O moim stosunku do jałowca z lasu już pisałem.
Czyli tak - mam przepis, ale nadal nie mam gałęzi. I co? I nic, stwierdzam że sahti będzie bez gałęzi, przefiltruję brzeczkę przez szyszki Lubelskiego i użyję owoców jałowca.
Przepis mam, gałęzi nie mam (ale już nie potrzebuję, łaski bez), w kuchni znajduję torebkę mocno przeterminowanego jałowca, liczę więc na to, że będzie porządnym łupieżcą umysłu. Byle nie za bardzo. W międzyczasie przychodzą składniki z mojego ulubionego sklepu ze składnikami, brakuje mi więc tylko drożdży. Drożdży do sahti w pobliskiej Żabce nie ma (normalnie zdziwienie roku!), ale mam w bloku świetną piekarnię z rewelacyjnym pieczywem. Nie żeby mieli tam drożdże do sahti, ale pewnie jakieś mają. Gdy udaje mi się tamże zastać sympatyczną współwłaścicielkę (nazwijmy ją R., bo taka jest pierwsza litera jej imienia), pytam o drożdże, jakich używają - zakładam, że skoro korzystają ze 120-letniego zakwasu (!), to i drożdże będą równie zacne, szlachetne i w ogóle hip-hop-enterprise. R. z filuternym uśmiechem na buzi (aha, jasne :P) pokazuje mi, co ma najlepszego (aha, jasne :P)... Pokazuje mi drożdże, które okazują się być zwykłymi drożdżami piekarniczymi z bloku (New Yeast On The Block). Nadymam się więc niczym wory pod oczami Terleckiego (oszczędzę Wam graficznej ilustracji tychże i tegoż) i stwierdzam, że takie drożdże to i ja mam w zamrażarce. Biegnę do zamrażarki i okazuje się, że firma Lallemand będzie odpowiedzialna za sukces mojego setnego wypustu. Wyobrażacie sobie tę radość w ich biurze i w fabryce? Nie szkodzi, ja też nie.
No dobra, wszystko mam - no to lecimy, nie? Nie, nie lecimy - nie mamy nazwy. Bez nazwy się nie liczy - tym bardziej, że ktoś kiedyś powiedział, że nienazwane nie istnieje. Oczywiste dla mnie było, że nazwa będzie po fińsku, no bo... sahti pochodzi z Finlandii. Wiedzieliście o tym? No pewnie, że wiedzieliście. Najpierw rozważałem "enkä ole viimeinen, joka näkee sinut unessa" ("I nie będę ostatnim, który widuje Cię w marzeniach") - to cytat z piosenki. Jednak wizja umieszczenia tego na etykiecie, a co gorsza - tłumaczenia się przed Żoną, że to Ją miałem na myśli - powoduje, że rezygnuję. Wybór pada na nieco bardziej uniwersalną sentencję i też z piosenki - w oryginale "sehnsucht ist die einzige energie", czyli "Tęsknota jest jedyną energią". Jeśli przetłumaczyłem nieprecyzyjnie, proszę Arta o poprawkę, a w bonusie wytrzaskanie mnie linijką po łapach - paczkę już odebrałem, więc łapy mi niepotrzebne. Dobra, do brzegu. Nazwa jest krótsza, równie wzruszająca <ukradkiem ociera łzy z policzka>, no i jest szansa, że zmieści się na naklejkach do metkownicy, których namiętnie używam (z wyjątkiem warki #1, #71 i #102). Bo czasami jednak ich nie używam, tych naklejek.
Dobra, mamy już wszystko, no to lecimy! Oto:
Warka #100 - Kaipaus on ainoa energia
(Sahti)
Skład - Viking Malt pilzneński 3 kg, Viking Malt żytni 1 kg, Viking Malt monachijski ciemny 0.4 kg;
Warzenie - 27.03.2021 - woda 13.2 litra (3:1); 42ºC - 15', 52ºC - 15', 62ºC - 15', 72ºC - 15', negatywna jodowa, wygrzew 80ºC - 1'. Do zacieru w temperaturze 72ºC wrzuciłem 13.5 grama owoców jałowca rozgniecionych w moździerzu. Wysładzanie przy użyciu 4.25 litra wody. Odebrane 12.9 litra brzeczki, filtracja z użyciem 100g szyszki Lubelskiego - 24', zawrotka trzech pierwszych litrów. Wyszło mnię trzynaście litrów brzeczki o ekstrakcie 16.7º. Gotowania nie zanotowałem, może dlatego że nie gotowałem, zawsze to te parę groszy oszczędności na prądzie .
Drożdże piekarskie zadane dzień później, czyli 28 marca. Cicha - 01.04 przy 3.5º (7.21% alko), balon poleciał na balkon. Rozlew dzień później (to się nazywa tempo!) - końcowo 13 litrów, bez cukru do refermentacji (zawsze to te parę groszy oszczędności na cukrze!) - 17*0.5l, 8*0.45l. Premiera 03.04 - no genialne: gęste, słodkie, banankowe, lekko jałowcowe i nienagazowane! Zostały chyba tylko dwie butelki.
Dobra, ale to jeszcze nie wszystko. Po odebraniu brzeczki, z kubła słyszę cichutki szloch. Oho - myślę - to zawodzą zawiedzione wysłodziny. Aby nie było im przykro, zasilam kubeł pięcioma litrami wody, odbieram resztę brzeczki (pięć litrów) i gotuję przez godzinę (cholerka, nici z oszczędności na prądzie!) dodając pięć gramów Mandaryny Bavarii na początku gotowania i tyleż samo dziesięć minut przed wyłączeniem paleniska w postaci kuchenki indukcyjnej. Po gotowaniu mam ci ja oto cztery litry brzeczki o ekstrakcie 11.9º, wlewam to do małego baniaka i dzień później zadaję gęstwę FM42 Stare Nadreńskie (gęstwa z #97, zawsze to te parę groszy oszczędności na drożdżach). Cicha - 08.04, chmielę to wszystko 34 gramami Mandaryny 14 kwietnia, a trzy dni później butelkuję - pół litra syropu, cukier 1.9, końcowy ekstrakt 2.1º, alkohol 5.33%. Końcowo wychodzą prawie cztery litry - 3*0.5l, 4.75*0.45l. Piwo nazywa się #100A Odpad atomowy i jest naprawdę pyszne.
Podziękowania należą się czytającym ten wątek, a szczególne podziękowania - mojej ulubionej ekipie odpowiedzialnej za dostarczanie produktów, a i nierzadko przepisów, czyli maggyk i Artowi.
Co dalej? No nie wiem, lato idzie - w kuchni temperatura 23.3ºC, ale za to w garażu 18ºC . Mam kilka swoich pewniaków - session ipę, pszeniczną ipę, kwasy na tych drożdżach, żytnie itd., więc spodziewajcie się powtórek, acz nowości również w drodze!
Dziękuję za uwagę, co złego to ja .
-
👍 1
Comment
-
-
Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika yavo Wyświetlenie odpowiedziDziękuję za uwagę, co złego to ja .Każde zwierzę koi dotyk
Blaszony
Comment
-
-
Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika yavo Wyświetlenie odpowiedziNajpierw rozważałem "enkä ole viimeinen, joka näkee sinut unessa" ("I nie będę ostatnim, który widuje Cię w marzeniach") - to cytat z piosenki.
PS. Aaa, paczka jeszcze nie dotarła; miałem wysłać ten wpis nieco później i wtedy zapewne dotarłaby. Proszę linijkę zostawić na popołudnie.
Comment
-
-
Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika yavo Wyświetlenie odpowiedziR. z filuternym uśmiechem na buzi (aha, jasne :P) pokazuje mi, co ma najlepszego (aha, jasne :P)... Pokazuje mi drożdże, które okazują się być zwykłymi drożdżami piekarniczymi z bloku
® - znak towarowy zastrzeżony
Comment
-
Comment