Jak napisałem w dziale "Przedstaw się", jestem początkującym piwowarem z baaardzo długim stażem.
Moje pierwsz warzenie odbyło się mianowicie jeszcze w czasach stanu wojennego - lipiec-sierpień 1982.
Wszystko zaczęło się w bibliotece, gdzie dorwałem książkę z połowy XIX wieku pt. "Browarnictwo" (a może "Piwowarstwo"). Był tam bardzo dokładnie opisany proces produkcji słodu i piwa, co prawda w przemysłowych ilościach (cetnary, hektolitry) ale jakoś to poprzeliczałem.
Postanowiłem spróbować.
Nie było wtedy oczywiście mowy o zakupieniu czegokolwiek - słód, drożdże, chmiel nie istniały w handlu.
Słód zrobiłem sam: 3 kilo jęczmienia moczone w dużej kuwecie pięknie zakiełkowało, zostało wysuszone w piekarniku i ześrutowane w młynku do kawy (młynek szlag trafił).
Dziki chmiel zbierałem w pięknych okolicach Kielc.
Z braku laku musiałem zastosować drożdże winiarskie.
Potem przeprowadziłem zacieranie. Nie pamiętam już niestety jakie robiłem przerwy ale jakieś robiłem. Filtracja, warzenie, chmielenie - wszystko wg notatek z tej starej książki.
Fermentacja odbyła się w 15-litrowym balonie.
Efekty były katasrofalne.
To co wyszło najpiękniej określił mój przyjaciel: cytuję "Wygląd moczu z mlekiem, a zapach świeżego gówna" koniec cytatu.
Cała warka poszła w kanalizację.
Teraz po przeczytaniu wielu opracowań i postów na Forum jestem przekonany, że błąd popełniłem już na etapie produkcji słodu. Przegrzałem go w trakcie suszenia i enzymy diabli wzięli.
No cóż pierwsze koty za płoty.
Po 22 latach popijam piwko z mojej drugiej warki (gotowiec Coopers Real Ale) i w myślach snuję dalsze plany warzelnicze (zacieranie).
Zdrowie wszystkich piwowarów
Moje pierwsz warzenie odbyło się mianowicie jeszcze w czasach stanu wojennego - lipiec-sierpień 1982.
Wszystko zaczęło się w bibliotece, gdzie dorwałem książkę z połowy XIX wieku pt. "Browarnictwo" (a może "Piwowarstwo"). Był tam bardzo dokładnie opisany proces produkcji słodu i piwa, co prawda w przemysłowych ilościach (cetnary, hektolitry) ale jakoś to poprzeliczałem.
Postanowiłem spróbować.
Nie było wtedy oczywiście mowy o zakupieniu czegokolwiek - słód, drożdże, chmiel nie istniały w handlu.
Słód zrobiłem sam: 3 kilo jęczmienia moczone w dużej kuwecie pięknie zakiełkowało, zostało wysuszone w piekarniku i ześrutowane w młynku do kawy (młynek szlag trafił).
Dziki chmiel zbierałem w pięknych okolicach Kielc.
Z braku laku musiałem zastosować drożdże winiarskie.
Potem przeprowadziłem zacieranie. Nie pamiętam już niestety jakie robiłem przerwy ale jakieś robiłem. Filtracja, warzenie, chmielenie - wszystko wg notatek z tej starej książki.
Fermentacja odbyła się w 15-litrowym balonie.
Efekty były katasrofalne.
To co wyszło najpiękniej określił mój przyjaciel: cytuję "Wygląd moczu z mlekiem, a zapach świeżego gówna" koniec cytatu.
Cała warka poszła w kanalizację.
Teraz po przeczytaniu wielu opracowań i postów na Forum jestem przekonany, że błąd popełniłem już na etapie produkcji słodu. Przegrzałem go w trakcie suszenia i enzymy diabli wzięli.
No cóż pierwsze koty za płoty.
Po 22 latach popijam piwko z mojej drugiej warki (gotowiec Coopers Real Ale) i w myślach snuję dalsze plany warzelnicze (zacieranie).
Zdrowie wszystkich piwowarów