Kochany pamiętniku, witam Cię jak zwykle niezwykle serdecznie w ten przepiękny czerwcowy już-niedługo-poranek. Piszę do Ciebie, co by Ci opisać moją dzisiejszą pierwszą przygodę z warzeniem piwa. Oszukuję. Przygoda to druga. Ale pierwsze to było "nie to". U kolegi, z jakiegoś niewiadomego pochodzenia ekstraktu suchego, będącego wynikiem rozszabrowania kilkuletniego brewkitu produkcji zaoceanicznej, aż dziw że cokolwiek z tego wyszło.
Tym razem miało być inaczej, tym razem wszystko miało być jak trzeba, jak w dobrze nakręconym szwajcarskim zegarku na 12tu rubinach. Oczywiście nie byłbym sobą jak bym nie dodał do całej tej zabawy pewnego pierwiastka szaleństwa, wiecznie żywego wiru entropii, który wydaje się śledzić mnie i podążać za mną przez całą dotychczasową drogę życia.
Ad rem.
Warka nr #1: Uśmiech Entropii
słód pilzneński (strzegom) - 4kg
słód monachijski (strzegom) - 1kg
słód czekoladowy (??) - c.a. 0,2 kg (2 szklanki)
granulat chmiel goryczkowy Maryna (8,7%) - 25g
granulat chmial aromatyczny Lubelski (3,8%) - 2*25g
woda - niskozminarelizowana, zdrój grochowski zachodniogrochowski (popularnie zwany "praską kranówą" - swoją drogą ostatnimi czasy jest ona całkiem przyjemna do picia nawet na surowo, bez własnego smaku ni zapachu)
drożdże - górnej fermentacji, konfekcjonowane przez firmę Nobel, "brewing yeast 1330" (kie licho podkusiło mnie wziąć takie cudo to nie wiem, musi żyłka chemika-oblatywacza).
Rzeczy Sprawozdanie:
Świeżo zakupiony fermentor, drugi z kranikiem, kadź filtracyjna, rurki i insze szpeje standardowo obecne w domu w związku z produkcją win i miodów pitnych.
Takoż zakupione 5 metrów giętkiej rurki miedzianej (fi 10), uformowane dookoła garnka na kształt i podobieństwo chłodnicy.
Garnek - jedyne 16 litrów...
Podgrzewam wodę - ki czort - myślę sobie - warka to pierwsza, trza eksperymentalnie sprawdzić wartość ciepła właściwego słodu - dodaję słodu tam gdzie jestem, w 55 stopniach (około 10 litrów wody), temperatura spada do jakichś 52 stopni, w tym momencie piekarnik bzyczy, prosząc o uwagę. Daję mu ją - O RETY PIZZA W ZASADZIE DOSZŁA - szybki rzut oka na temperaturę w garze -nic sie nie stanie jak chwilę w 50ciu postoi, a pizze zjeść trzeba - tak więc i czynię. Po konsumpcji (20 minut w okolicach 50 stopni) - jedziemy dalej. Pierwsza przerwa - 62-64C - 30 minut. Po tym czasie - dolanie 2ch litrów wrzątku i jedziemy z temperaturą do 73. W onejż to temperaturze - 40 minut (dla pewności - w aptece najbliższej miejscu zameldowania nie mieli roztworu jodu w jodku potasu pod żadną postacią, a w domu jak akurat cały jodek potasu w zeszłym tygodniu był wyszedł). Nie muszę chyba wspominać, iż breja w garze była po prostu pierszej wody. Krótkie podgrzanie o kilka stopni w górę, i hejże z górki na pazurki, idziemy filtrować. Po kilku litrach zwrotów... jest klarowne! HA! Po przefiltrowaniu jeszcze dwa przepłukania gorącą wodą. I tu następuje moment wątpliwości. Mam w okolicach 22 litrów cieczy spożywczej mającej być w przyszłości piwem... ale... teraz nie jestem w stanie całości zagotować. Co się stanie, co się stanie, czy jesli zostawię część brzeczki niewygotowaną, to będzie straszna zbrodnia? Hrm. Po chwili namysłu zakończonej stwierdzeniem "Z faktami się nie walczy", decyzja zapada - gotuję tylko część otrzymanego filtratu. Więcej się po prostu w garnek nie zmieści. Tak więc:
- chmiel goryczkowy od razu po zagotowaniu - 25g
- chmiel aromatyczny - w 45tej minucie - 25g
- chmiel aromatyczny - w 59tej minucie - 25g.
Po czym w 60tej minucie zdjęcie całości z ognia i zapuszczenie chłodnicy. Po około 30 minutach temperatura cieczy wypływającej z chłodnicy jest w zasadzie równa temperaturze wody wpływającej.
Milutko.
W międzyczasie oczywiście rehydratyzacja drożdży.
Wszystko zlane razem, drożdże dodane, widoki na przyszłość świetliste.
22 litry brzeczki o ekstrakcie 12-13 Blg.
...
Tylko jedno ale.
Czy ktoś ma jakiś sposób na "błoto" pogranulatowe? W celu niezassania onegoż, prawie dwa dobre litry brzeczki zabłoconej musiałem oddać na żer yog-sothotha.
Na razie to wszystko drogi Pamiętniku.
Tym razem miało być inaczej, tym razem wszystko miało być jak trzeba, jak w dobrze nakręconym szwajcarskim zegarku na 12tu rubinach. Oczywiście nie byłbym sobą jak bym nie dodał do całej tej zabawy pewnego pierwiastka szaleństwa, wiecznie żywego wiru entropii, który wydaje się śledzić mnie i podążać za mną przez całą dotychczasową drogę życia.
Ad rem.
Warka nr #1: Uśmiech Entropii
słód pilzneński (strzegom) - 4kg
słód monachijski (strzegom) - 1kg
słód czekoladowy (??) - c.a. 0,2 kg (2 szklanki)
granulat chmiel goryczkowy Maryna (8,7%) - 25g
granulat chmial aromatyczny Lubelski (3,8%) - 2*25g
woda - niskozminarelizowana, zdrój grochowski zachodniogrochowski (popularnie zwany "praską kranówą" - swoją drogą ostatnimi czasy jest ona całkiem przyjemna do picia nawet na surowo, bez własnego smaku ni zapachu)
drożdże - górnej fermentacji, konfekcjonowane przez firmę Nobel, "brewing yeast 1330" (kie licho podkusiło mnie wziąć takie cudo to nie wiem, musi żyłka chemika-oblatywacza).
Rzeczy Sprawozdanie:
Świeżo zakupiony fermentor, drugi z kranikiem, kadź filtracyjna, rurki i insze szpeje standardowo obecne w domu w związku z produkcją win i miodów pitnych.
Takoż zakupione 5 metrów giętkiej rurki miedzianej (fi 10), uformowane dookoła garnka na kształt i podobieństwo chłodnicy.
Garnek - jedyne 16 litrów...
Podgrzewam wodę - ki czort - myślę sobie - warka to pierwsza, trza eksperymentalnie sprawdzić wartość ciepła właściwego słodu - dodaję słodu tam gdzie jestem, w 55 stopniach (około 10 litrów wody), temperatura spada do jakichś 52 stopni, w tym momencie piekarnik bzyczy, prosząc o uwagę. Daję mu ją - O RETY PIZZA W ZASADZIE DOSZŁA - szybki rzut oka na temperaturę w garze -nic sie nie stanie jak chwilę w 50ciu postoi, a pizze zjeść trzeba - tak więc i czynię. Po konsumpcji (20 minut w okolicach 50 stopni) - jedziemy dalej. Pierwsza przerwa - 62-64C - 30 minut. Po tym czasie - dolanie 2ch litrów wrzątku i jedziemy z temperaturą do 73. W onejż to temperaturze - 40 minut (dla pewności - w aptece najbliższej miejscu zameldowania nie mieli roztworu jodu w jodku potasu pod żadną postacią, a w domu jak akurat cały jodek potasu w zeszłym tygodniu był wyszedł). Nie muszę chyba wspominać, iż breja w garze była po prostu pierszej wody. Krótkie podgrzanie o kilka stopni w górę, i hejże z górki na pazurki, idziemy filtrować. Po kilku litrach zwrotów... jest klarowne! HA! Po przefiltrowaniu jeszcze dwa przepłukania gorącą wodą. I tu następuje moment wątpliwości. Mam w okolicach 22 litrów cieczy spożywczej mającej być w przyszłości piwem... ale... teraz nie jestem w stanie całości zagotować. Co się stanie, co się stanie, czy jesli zostawię część brzeczki niewygotowaną, to będzie straszna zbrodnia? Hrm. Po chwili namysłu zakończonej stwierdzeniem "Z faktami się nie walczy", decyzja zapada - gotuję tylko część otrzymanego filtratu. Więcej się po prostu w garnek nie zmieści. Tak więc:
- chmiel goryczkowy od razu po zagotowaniu - 25g
- chmiel aromatyczny - w 45tej minucie - 25g
- chmiel aromatyczny - w 59tej minucie - 25g.
Po czym w 60tej minucie zdjęcie całości z ognia i zapuszczenie chłodnicy. Po około 30 minutach temperatura cieczy wypływającej z chłodnicy jest w zasadzie równa temperaturze wody wpływającej.
Milutko.
W międzyczasie oczywiście rehydratyzacja drożdży.
Wszystko zlane razem, drożdże dodane, widoki na przyszłość świetliste.
22 litry brzeczki o ekstrakcie 12-13 Blg.
...
Tylko jedno ale.
Czy ktoś ma jakiś sposób na "błoto" pogranulatowe? W celu niezassania onegoż, prawie dwa dobre litry brzeczki zabłoconej musiałem oddać na żer yog-sothotha.
Na razie to wszystko drogi Pamiętniku.
Comment