A ciemny kiedy? I dlaczego nie razem? Rozdzielanie słodów nie ma
sensu.
Dobrze że ktoś czuwa - zapomniałem dodać że :
1. Karmel poszedł po ujęciu dekoktu - na całą przerwę 65'C i 72'C. Nie chciałem go gotować.
2. Czarny (20g.) poszedł na przerwę 72'C - po wmieszaniu dekoktu - na 40 min.
Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika Krzysiu
Chyba nie bardzo. Ja kiepskim, przedwojennym kaszownikiem robię 6 kilo w 40 minut.
Nooo - nie mówię że jest to super wynik - ale chyba lepiej niż Pokert? Ponadto robiłem z przerwami - a 1kg. zmieliłem gdzieś w 10 min. - więc gdybym nie odpoczywał - to mam wynik około 50min. - a to już całkiem blisko Twojego kaszownika .
Muszę zamieścić zdjęcia mojej maszynki - może się okaże że to tyż kaszownik
Jeszcze raz dzięki za uwagę na temat słodów - tak to jest jak człowiek musi z pamięci i kiepskich notatek odwarzać przebieg warki :/ - od następnej obiecuję sobie (i innym) poprawę.
Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika Twilight_Alehouse
Faktycznie to 5 kg w 1,5 godziny to słabiutko. Porkertem spokojnie robię 4,5 kg w pół godziny.
Ręcznie czy wiertarką?
Ja mógłbym ręcznie wyciągnąć około 3kg. w pół godziny. A może rzeczywiście coś z tym moim "gruchotnikiem" jest nie tak - - chyba jednak zostanę przy nim - zwłaszcza gdy wezmę wydajnośc mojego pierwszego zacierania - 24 litry brzeczki 14,1 Blg z 4,5 pilzneńskiego + 0,25 karmelu.
A może też wyjdzie na to że kiepsko ... litości
Regzer
... 1. Karmel poszedł po ujęciu dekoktu - na całą przerwę 65'C i 72'C. Nie chciałem go gotować.
2. Czarny (20g.) poszedł na przerwę 72'C - po wmieszaniu dekoktu - na 40 min.
Nie ma to uzasadnienia. Czasem bardzo ciemne słody dodaje się osobno, ale zasadnoczo cały zasyp powinien iść razem. Na pewno słody karmelowe.
Nie ma to uzasadnienia. Czasem bardzo ciemne słody dodaje się osobno, ale zasadnoczo cały zasyp powinien iść razem. Na pewno słody karmelowe.
Chyba zaufałem mojej wieloletniej kulinarnej intuicji .
A poważniej - ten karmel jest nieco ciemniejszy niż jasny - i bałem się że z ciemniej przyprażonych ziarenek coś się nazbyt gorzkawego wyekstrachuje, gdy długo będą w zacierze - zwłaszcza że planowałem zrobić piwo lekko chmielone.
Pewnie następnym razem wrzucę karmel wraz z pilznieńskim - prawdopodobnie nic się nie stanie, bo przecież poprzednie przerwy i tak były w niższych temperaturach, niż następne.
PS: Proszę pamiętać że to moja PIERWSZA poważna warka z zacieraniem - więc nie dziwota że sięczłek przejął rolą
Regzer
Last edited by Regzer; 2006-02-14, 00:12.
Powód: Zapomniałem dodać cytatu
20.00
Bardzo się jej bałem, ale w sumie poszło sprawnie - początkowe pięć litrów zawróciłem (po podgrzaniu) do ponownej filtracji - reszta szła już klarowna. I tutaj mam pewien problem - wszędzie czytam że brzeczka powinna być po filtracji idealnie klarowna - kryształ, podczas gdy moja nie była idealnie klarowna. Miała leciutkie zmętnienie, coś jak herbata z odrobiną miodu.
Tak czy inaczej - po zlaniu pierwszej partii - do wysładzania zastosowałem około 12 litrów wody - do 10Blg do pierwszej partii, poniżej - osobno.
Całość filtracji trwała gdzieś około 2 godzin - ale to raczej z mojej winy, ponieważ szybciej odfiltrowywało niż ja nadążałem grzać wodę - więc siłą rzeczy kranik był OFF. Poza tym ydaje mi się że mimo wszystko mogłem kranik bardziej otwierać, ale bałem się że mi siądzie warstwa filtracyjna - więc ustawiałem na minimum - szło cieniutką strużką...
Podczas wysładzania (po dodaniu wody) dobrze mieszałem górne partie młóta, a kranik odkręcałem gdy się nieco ustało.
I tutaj mam niezłą ciekawostkę! Podczas ostatniego wysładzania (które poszło do kibla), okazało się że po przechyleniu kadzi do naczynia poszło bardzo dużo tłustych placków! Normalnie pływały tłuste "oczka" - jak w rosole! Czy ktoś może mnie oświecić cóż to było?
Tak myślę czy czasem nie była to wina tego wężyka silikonowego, którym zacier schodził z kadzi - wydawał mi się on później taki "utłuszczony" - ale wszystko świetnie się myło wodą z płynem.
Ciąg dalszy niebawem - tymczasem
Regzer
PS: Dodaję 2 zdjęcia mojego "gruchotnika" - może ktoś to rozpozna
- początkowe pięć litrów zawróciłem (po podgrzaniu)
I tutaj mam niezłą ciekawostkę! Podczas ostatniego wysładzania (które poszło do kibla), okazało się że po przechyleniu kadzi do naczynia poszło bardzo dużo tłustych placków! Normalnie pływały tłuste "oczka" - jak w rosole! Czy ktoś może mnie oświecić cóż to było?
Tak myślę czy czasem nie była to wina tego wężyka silikonowego, którym zacier schodził z kadzi - wydawał mi się on później taki "utłuszczony" - ale wszystko świetnie się myło wodą z płynem.
Raczej nie - całość filtracji i wysładzania przebiegła poprawnie, ale postanowiłem jeszcze na koniec przelać młóto kilkoma litrami wody, by zobaczyć jaki będzie Blg. W trakcie filtracji przechyliłem kadź - i dopiero wtedy spłynęły te tłuste oczka.
Po drugie cały sprzęt był dobrze umyty i wyparzony - nie ma szans żeby coś tam gdzieś zostało. Mam taką koncepcję, czy nie był to ew. tłuszcz ze słodu, który w jakiś sposób zbiera się w młócie, a ja go uwolniłem tym przechylaniem kadzi.
Na szczęście nie miało to żadnego wpływu na brzeczkę, którą zlałem wcześniej - i stała w kadzi.
22.15
Wstawiłem gar zacieru do zagotowania, a w międzyczasie nastawiłem drożdże Safbrew S-33 na szklance brzeczki, którą odlałem po filtracji, i osobno zagotowałem.
23.00
Tak tak - dopiero o 23.00 zacier mi się zagotował - gdzieś na oko 22-3 litry w głównym garze + około 5 litrów w drugim (wody wysłodkowe - poniżej 10Blg).
Chmieliłem oszczędnie - cały czas uzupełniając wodami z małego garnka ubywający zacier w głównym. Poniżej schemacik chmielenia:
Marynka: 20g. - od początku gotowania
Lomik: 25g. - 5 min. przed końcem gotowania
Całkowity czas gotowania: 90 min.
1.00
Po gotowaniu - studzenie. Co się namachałem ręką w wannie wody, aby wystudzić gar brzeczki - to moje. Ale po godzinie było nieźle - 22 stopnie. Tak czy inaczej - już się rozglądam za miedzianą rurką na chłodnicę...
2.00
Wykończony, ale podekscytowany przelałem brzeczkę do fermentora i zadałem drożdżami. Nie napowietrzałem, tylko podczas przelewania lałem z wysokości metra.
Chwilę pozachwycawszy się zapachem i wyglądem lustra brzeczki. odniosłem fermentor w docelowe miejsce fermentacji, i ... nie nie, nie poszedłem spać - zabrałem się do sprzątania.
Sami rozumiecie, jeżeli żona nie ma się zniechęcić, i przestać aktywnie wspierać swój domowy browar - to nie może zastać CHLEWU w kuchni po wstaniu z samego rana. Chcąc nie chcąc - musiałem pomyć gary, kuchnie i łazienkę.
3.00
Ufff - skończyłem, była trzecia nad ranem - ale ja dziwnie wypoczęty (to pewnie z podekscytowania) urządziłem sobie relaksującą kąpiel. 3.30
Jeszcze tylko lampka zeszłorocznej dzikiej róży - i lulu. Z czułością popatrzyłem na stojący pod oknem - w małym pokoju - fermentor. Moje pierwsze PRAWDZIWE piwo - pomyślałem... 4.00 i zgasiłem światło.
9.00
Gdzieżby tam dali pospać ( a przypomnijmy, że jest wtorek, a ja jestem na chorobowym) - obudził mnie telefon. Ale co tam, odeśpię dzisiaj. Wstałem, i pierwsze co musiałem zrobić, to oczywiście zajrzeć do mojego fermentora - a tam? Piękny kożuszek piany na 1cm! Po sześciu godzinach - a to ci niespodzianka.
Cała warka odbyła się w nocy, z 6 na 7 lutego. Jakie były (i będą) jej dalsze losy, a także genezę nazwy - dla przypomnienia: Jantarowy Osadnik - napiszę niebawem...
Comment