Emocje są - nie da się zaprzeczyć. Dlatego po trzech warkach postanowiłam przelać je na tenże elektroniczny papier i szanowne forum.
Zachęcona licznymi hasłami typu " Robienie piwa jest łatwe!", postanowiłam samodzielnie uwarzyć piwo. Nie byłam pewna, czy ta zabawa mi się spodoba, więc na początku uzbrojona byłam jedynie w areometr, wiadro plastikowe z pokrywką ok. 35 litrów (dar teściowej), wężyk silikonowy (na metry), kapslownicę młotkową (!) i gumowy młotek.
Warka nr 1
ekstrakt słodowy nachmielony "Jasne pełne" (BA) 1,8kg
ekstrakt słodowy jasny BA 1,2 kg
drożdże - uniwersalne, załączone do brewkitu
Blg początkowe - 13
Blg końcowe (po 10 dniach od nastawienia) - 4,8
Temperaturę przed zadaniem drożdżami sprawdziłam palcem o temperaturze 36,6 stC (zdezynfekowanym), brzeczka wydała mi się dość chłodna. Fermentacja (lichutka) wystartowała po dwóch pełnych dobach. Po kolejnych dziewięciu i niezbyt imponującym spadku Blg postanowiłam butelkować. Na pół litra dałam łyżeczkę cukru, bo jakoś tak mi to utkwiło. Stukałam więc młotkiem w butelki, a serce waliło mi jak szalone. Łącznie wyszło 16,5 litra płynu, wliczając objętość gęstwy i jednej stłuczonej butelki. A przecież nastawiałam 20? W butelkach pojawiła się spora pianka, ale żadna nie wybuchła. Po trzech tygodniach piwo przypominało piwo, było dobrze nagazowane, piana niezbyt trwała, na dnie butelek spora warstwa osadu. Po kolejnych trzech tygodniach zaczęłam trafiać coraz częściej na kwaśnawe egzemplarze (niektóre jakby mydlaste), ale jeszcze na upartego wypijalne. Wyciągnęłam wniosek, że trzeba się z nim szybko uporać zanim się całkiem zepsuje i tak zrobiłam.
Wnioski: 1. areometr wkłada się grubszym końcem do płynu 2. palec jest nieprecyzyjnym urządzeniem pomiarowym 3. drożdże lepiej zrehydratyzować 4. pirosiarczyn sodu dusi 5. co z tą objętością? 6. kapslowanie młotkiem najlepiej przeprowadzać w plastikowej misce 7. oprócz wody, słodu i chmielu niezbędna jest melisa albo persen jakiś.
Zachęcona licznymi hasłami typu " Robienie piwa jest łatwe!", postanowiłam samodzielnie uwarzyć piwo. Nie byłam pewna, czy ta zabawa mi się spodoba, więc na początku uzbrojona byłam jedynie w areometr, wiadro plastikowe z pokrywką ok. 35 litrów (dar teściowej), wężyk silikonowy (na metry), kapslownicę młotkową (!) i gumowy młotek.
Warka nr 1
ekstrakt słodowy nachmielony "Jasne pełne" (BA) 1,8kg
ekstrakt słodowy jasny BA 1,2 kg
drożdże - uniwersalne, załączone do brewkitu
Blg początkowe - 13
Blg końcowe (po 10 dniach od nastawienia) - 4,8
Temperaturę przed zadaniem drożdżami sprawdziłam palcem o temperaturze 36,6 stC (zdezynfekowanym), brzeczka wydała mi się dość chłodna. Fermentacja (lichutka) wystartowała po dwóch pełnych dobach. Po kolejnych dziewięciu i niezbyt imponującym spadku Blg postanowiłam butelkować. Na pół litra dałam łyżeczkę cukru, bo jakoś tak mi to utkwiło. Stukałam więc młotkiem w butelki, a serce waliło mi jak szalone. Łącznie wyszło 16,5 litra płynu, wliczając objętość gęstwy i jednej stłuczonej butelki. A przecież nastawiałam 20? W butelkach pojawiła się spora pianka, ale żadna nie wybuchła. Po trzech tygodniach piwo przypominało piwo, było dobrze nagazowane, piana niezbyt trwała, na dnie butelek spora warstwa osadu. Po kolejnych trzech tygodniach zaczęłam trafiać coraz częściej na kwaśnawe egzemplarze (niektóre jakby mydlaste), ale jeszcze na upartego wypijalne. Wyciągnęłam wniosek, że trzeba się z nim szybko uporać zanim się całkiem zepsuje i tak zrobiłam.
Wnioski: 1. areometr wkłada się grubszym końcem do płynu 2. palec jest nieprecyzyjnym urządzeniem pomiarowym 3. drożdże lepiej zrehydratyzować 4. pirosiarczyn sodu dusi 5. co z tą objętością? 6. kapslowanie młotkiem najlepiej przeprowadzać w plastikowej misce 7. oprócz wody, słodu i chmielu niezbędna jest melisa albo persen jakiś.
Comment