Pewnie dla doświadczonych piwowarów wyda się to śmieszne. Ale to była moja pierwsza warka i to co z niej powstało przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Nigdy bym nie pomyślał że, piwo robione w domu może być zupełnie klarowne, doskonale nagazowane, przy czym bąbelki gazu są o wiele drobniejsze i ulatują wolniej niż w "piwie ze sklepu" nigdzie też nie widziałem takiej gęstej piany, zostawała w szklance nawet po wypiciu.
Smak po 4 tyg. cichej fermentacji w butelkach był taki sobie, dość kwaśne, gorzkie, mydlane, jakby przechmielone. Wczoraj minęło 5 tyg. Zrobiliśmy ze znajomymi degustację i okazało się że, wyszło całkiem dobre piwko. Kwaskowatość zmalała, gorycz jakby stępiała, pojawił się lekki smak słodowy, no może trochę przypominało smak piwa z czasów PRL. Wypiliśmy całą warkę. No nie było tego dużo, bo wydajność była słaba. Najśmieszniejsze że, niektóre butelki różniły się troszeczkę w smaku.
A zaczęło się tak że, od jakiegoś czasu natrafiłem na to forum i zacząłem zbierać informacje jak samemu zrobić piwo. W końcu zgromadziłem pierwszy niezbędny sprzęt: garnek ze stali nierdzewnej, poj. fermentacyjny, wężyk, termometr, drewnianą łyżkę, baligomierz, wskaźnik skrobi i gotowy zestaw słodów ześrutowanych i chmiele. Starałem się postępować według instrukcji umieszczonej w działach browar.biz. zacieranie infuzyjne, przerwa 30 min. w temp. 64 st. i druga w 70 st. Dla ułatwienia przywiązałem sobie termometr do łyżki, dzięki czemu jedna ręką mogłem mieszać i odczytywać temp. Te przerwy to były raczej umowne bo jak doszedłem do 64 i odłączyłem gaz to i tak temp. rosła aż do 68. wtedy dolałem 0,5 litra zimnej wody (pewnie nie powinienem) i wróciła do 63. Przy drugiej przerwie też nie potrafiłem utrzymać stałej temp. Filtrowanie miało być przez pieluchę ale okazało się że, nie mam pieluch. Nie pozostało nic innego jak przecedzić przez zwykłe sitko do makaronu. Potem poczekałem aż biały osad osiądzie na dno i zlałem ekstrakt znad osadu. Dałem za dużo wody do wysładzania i na koniec miałem 9,5 blg przed gotowaniem i jakieś 10,5 blg po gotowaniu. Najprościej okazało się z chłodzeniem: wstawiłem garnek do brodzika napełnionego zimną wodą i po godzinie było OK. Jak brzeczka była już w fermentorze okazało się że, nie przyswoiłem sobie wiedzy co należy zrobić z drożdżami, na opakowaniu było napisane po angielsku (jeżeli dobrze zrozumiałem) rozsypać nad brzeczką, więc tak uczyniłem. Na drugi dzień pojawiła się piana na jakieś 2 cm i poza tym nic się nie działo. Po tygodniu piana znikła i przelałem do butelek wsypując po pół łyżeczki glukozy do każdej i to było tyle. Teraz trzeba planować drugą warkę.
Nigdy bym nie pomyślał że, piwo robione w domu może być zupełnie klarowne, doskonale nagazowane, przy czym bąbelki gazu są o wiele drobniejsze i ulatują wolniej niż w "piwie ze sklepu" nigdzie też nie widziałem takiej gęstej piany, zostawała w szklance nawet po wypiciu.
Smak po 4 tyg. cichej fermentacji w butelkach był taki sobie, dość kwaśne, gorzkie, mydlane, jakby przechmielone. Wczoraj minęło 5 tyg. Zrobiliśmy ze znajomymi degustację i okazało się że, wyszło całkiem dobre piwko. Kwaskowatość zmalała, gorycz jakby stępiała, pojawił się lekki smak słodowy, no może trochę przypominało smak piwa z czasów PRL. Wypiliśmy całą warkę. No nie było tego dużo, bo wydajność była słaba. Najśmieszniejsze że, niektóre butelki różniły się troszeczkę w smaku.
A zaczęło się tak że, od jakiegoś czasu natrafiłem na to forum i zacząłem zbierać informacje jak samemu zrobić piwo. W końcu zgromadziłem pierwszy niezbędny sprzęt: garnek ze stali nierdzewnej, poj. fermentacyjny, wężyk, termometr, drewnianą łyżkę, baligomierz, wskaźnik skrobi i gotowy zestaw słodów ześrutowanych i chmiele. Starałem się postępować według instrukcji umieszczonej w działach browar.biz. zacieranie infuzyjne, przerwa 30 min. w temp. 64 st. i druga w 70 st. Dla ułatwienia przywiązałem sobie termometr do łyżki, dzięki czemu jedna ręką mogłem mieszać i odczytywać temp. Te przerwy to były raczej umowne bo jak doszedłem do 64 i odłączyłem gaz to i tak temp. rosła aż do 68. wtedy dolałem 0,5 litra zimnej wody (pewnie nie powinienem) i wróciła do 63. Przy drugiej przerwie też nie potrafiłem utrzymać stałej temp. Filtrowanie miało być przez pieluchę ale okazało się że, nie mam pieluch. Nie pozostało nic innego jak przecedzić przez zwykłe sitko do makaronu. Potem poczekałem aż biały osad osiądzie na dno i zlałem ekstrakt znad osadu. Dałem za dużo wody do wysładzania i na koniec miałem 9,5 blg przed gotowaniem i jakieś 10,5 blg po gotowaniu. Najprościej okazało się z chłodzeniem: wstawiłem garnek do brodzika napełnionego zimną wodą i po godzinie było OK. Jak brzeczka była już w fermentorze okazało się że, nie przyswoiłem sobie wiedzy co należy zrobić z drożdżami, na opakowaniu było napisane po angielsku (jeżeli dobrze zrozumiałem) rozsypać nad brzeczką, więc tak uczyniłem. Na drugi dzień pojawiła się piana na jakieś 2 cm i poza tym nic się nie działo. Po tygodniu piana znikła i przelałem do butelek wsypując po pół łyżeczki glukozy do każdej i to było tyle. Teraz trzeba planować drugą warkę.
Comment