Witam szanownych warzących i wszystkich zainteresowanych.
Niniejszym chciałem się podzielić z Wami pierwszymi wrażeniami z mojej skromnej jeszcze działalności warzelniczej.
Zacząłem w listopadzie zeszłego roku. Początek standardowy, czyli Brewkit. Na pierwszy ogień poszło pszeniczne od Johna Bulla w wersji Masterclass. Ze względu na posiadany sprzęt (balon 10 litrowy) podzieliłem zawartość puszki na 2 części. Dzięki temu z jednej puszki otrzymałem 2 warki. Pierwsza zrobiona bez gotowania na kranówie (filtrowanej) zadana połową drożdży z saszetki bez rehydracji. Nie miałem jeszcze areometru więc nie wiem jaki był balling ale podejrzewam, ze większy niż założone 12° (pewno jakieś 14°) bo zawartość puszki nie podzieliła mi się na równe części. Reszta niezużytych surowców trafiła do lodówki. Po tygodniu piwo wprost z balonu trafiło do zbieraniny PETów (wstyd ale cóż, na czymś trzeba było przeprowadzić testy) a ja zrobiłem warkę numer 2 z tego co zostało po nr1.
Tym razem nachmielony ekstrakt gotowałem z wodą (z marketu, razem jakieś 4 litry) po wystudzeniu uzupełniłem świeżą wodą i do balonu, plus posypka z drożdży.
Piwo z 1 warki spróbowałem pierwszy raz po tygodniu. Smak drożdżowy. I tyle o smaku . Ale zabawa mi się spodobała a PETy nie, więc zamówiłem jeszcze trochę rzeczy w Browamatorze (kapsle, kapslownica młotkowa, areometr i KIT Irish Stouta Masterclass i in.). Po 6 dniach warka nr 2 trafiła na cichą. Piwo z pierwszej warki po dwóch tygodniach w „butelkach” dalej daje drożdżami, no ale to pszeniczniak więc skutecznie wmawiam sobie, że tak ma być.
Po 14 dniach cichej warka nr2 trafia do butelek. Cukier dodaję w roztworze. Kapslownica młotkowa w ruch. Jest około 23. Już wiem, ze to błąd. Huk taki, ze w całym domu słychać. 5 butelek jakoś poszło szósta po Urquellu trach - 0,5 litra piwa na ziemi. Następną próbuję zakapslować wstawioną do plastikowej miski. Niestety efekt taki sam, tyle, że nie trzeba sprzątać. Pozostałe kapsle (na szczęście miękkie) zaciskam manewrując kapslownicą bez użycia młotka. Ręce bolą ale kapsle trzymają (okazało się ostatecznie, że tylko 1 był za słabo zaciśnięty). Ogólnie koszmar kapslowania i już wiem, że coś z tym musze zrobić. W głowie pojawił się pomysł, który obecnie jest już zrealizowany.
Warka nr 3 to pierwsza połowa Irish Stout. Podobnie jak nr.1 bez gotowania ale na wodzie butelkowanej. Drożdże rehydratowane.
Piwo z warki nr 1 mimo 4 tygodni ciągle niespecjalne ale otworzyłem testowo jedno z warki nr 2 po chyba 10 dniach w butelkach i bije tamto z warki nr 1 na głowę! Wiwat cicha fermentacja! Nawet dla pszeniczniaków. Warka nr 1 osiągnęła w końcu równowagę smakową jednak po dużo dłuższym okresie niż nr2.
Warka nr 3 po 6 dniach zeszła do 4,5°blg i trafiła na cichą. Po kolejnych 10 dniach do butelek (blg końcowe 4°) po uprzednim mieszaniu z roztworem glukozy w zbiorniku pośrednim. Butelkowanie tym razem do butelek po Grolschu i Kelcie więc bezproblemowo.
Warka nr 4 tak jak 2 powstała na bazie tego, co zostawiłem przy warce nr 3. Przebieg podobny jak warki nr3 z tym, że użyłem filtrowanej przez węgiel aktywny kranówki (Stouty podobno lubią twardą wodę, a ja mam w kranie ciecz o 14° niemieckich) i gotowałem ekstrakt z wodą kilka minut. Piwo z warki nr 3 spróbowałem po raz pierwszy po tygodniu od zabutelkowania i gęba mi się uśmiechnęła. Zapach czekoladowy, smak całkiem przyjemny, goryczka mocna jak to w Stoutach, piana gęsta, ciemnobeżowa. Posmak drożdżowy minimalny i nienatrętny. Miodzio!
Kiedy warka nr 4 dochodziła na cichej fermentacji skonstruowałem kapslownicę śrubową na bazie młotkowej z wykorzystaniem 4 prętów gwintowanych M6, 16 nakrętek i podkładek, śruby M20 z nakrętką i dwóch desek 20x20cm. Koszt dodatków do kapslownicy młotkowej poniżej 10zł. Jeżeli będzie zainteresowanie to podam szczegóły. Zakapslowałem za jej pomocą warkę nr 4 bez wysiłku i strat kapslami miękkimi i twardymi.
W miarę jedzenia apetyt rośnie. Postanowiłem, że warka nr 5 będzie z ekstraktów z samodzielnym chmieleniem. Kupiłem w BA w promocji przedświątecznej Bursztynowe Ale oraz fermentor. Niestety przed Świętami nie zdążyłem uwarzyć. Dopadła mnie OSPA!
Ponieważ post zrobił się już długi wiec w tym „dramatycznym” momencie przerwę moją opowieść. Gdzieś tu przecież schował się „nasz ulubiony Ciąg Dalszy, który z pewnością musi nastąpić”, że tak zacytuję klasyka (Marcina Wolskiego)
Niniejszym chciałem się podzielić z Wami pierwszymi wrażeniami z mojej skromnej jeszcze działalności warzelniczej.
Zacząłem w listopadzie zeszłego roku. Początek standardowy, czyli Brewkit. Na pierwszy ogień poszło pszeniczne od Johna Bulla w wersji Masterclass. Ze względu na posiadany sprzęt (balon 10 litrowy) podzieliłem zawartość puszki na 2 części. Dzięki temu z jednej puszki otrzymałem 2 warki. Pierwsza zrobiona bez gotowania na kranówie (filtrowanej) zadana połową drożdży z saszetki bez rehydracji. Nie miałem jeszcze areometru więc nie wiem jaki był balling ale podejrzewam, ze większy niż założone 12° (pewno jakieś 14°) bo zawartość puszki nie podzieliła mi się na równe części. Reszta niezużytych surowców trafiła do lodówki. Po tygodniu piwo wprost z balonu trafiło do zbieraniny PETów (wstyd ale cóż, na czymś trzeba było przeprowadzić testy) a ja zrobiłem warkę numer 2 z tego co zostało po nr1.
Tym razem nachmielony ekstrakt gotowałem z wodą (z marketu, razem jakieś 4 litry) po wystudzeniu uzupełniłem świeżą wodą i do balonu, plus posypka z drożdży.
Piwo z 1 warki spróbowałem pierwszy raz po tygodniu. Smak drożdżowy. I tyle o smaku . Ale zabawa mi się spodobała a PETy nie, więc zamówiłem jeszcze trochę rzeczy w Browamatorze (kapsle, kapslownica młotkowa, areometr i KIT Irish Stouta Masterclass i in.). Po 6 dniach warka nr 2 trafiła na cichą. Piwo z pierwszej warki po dwóch tygodniach w „butelkach” dalej daje drożdżami, no ale to pszeniczniak więc skutecznie wmawiam sobie, że tak ma być.
Po 14 dniach cichej warka nr2 trafia do butelek. Cukier dodaję w roztworze. Kapslownica młotkowa w ruch. Jest około 23. Już wiem, ze to błąd. Huk taki, ze w całym domu słychać. 5 butelek jakoś poszło szósta po Urquellu trach - 0,5 litra piwa na ziemi. Następną próbuję zakapslować wstawioną do plastikowej miski. Niestety efekt taki sam, tyle, że nie trzeba sprzątać. Pozostałe kapsle (na szczęście miękkie) zaciskam manewrując kapslownicą bez użycia młotka. Ręce bolą ale kapsle trzymają (okazało się ostatecznie, że tylko 1 był za słabo zaciśnięty). Ogólnie koszmar kapslowania i już wiem, że coś z tym musze zrobić. W głowie pojawił się pomysł, który obecnie jest już zrealizowany.
Warka nr 3 to pierwsza połowa Irish Stout. Podobnie jak nr.1 bez gotowania ale na wodzie butelkowanej. Drożdże rehydratowane.
Piwo z warki nr 1 mimo 4 tygodni ciągle niespecjalne ale otworzyłem testowo jedno z warki nr 2 po chyba 10 dniach w butelkach i bije tamto z warki nr 1 na głowę! Wiwat cicha fermentacja! Nawet dla pszeniczniaków. Warka nr 1 osiągnęła w końcu równowagę smakową jednak po dużo dłuższym okresie niż nr2.
Warka nr 3 po 6 dniach zeszła do 4,5°blg i trafiła na cichą. Po kolejnych 10 dniach do butelek (blg końcowe 4°) po uprzednim mieszaniu z roztworem glukozy w zbiorniku pośrednim. Butelkowanie tym razem do butelek po Grolschu i Kelcie więc bezproblemowo.
Warka nr 4 tak jak 2 powstała na bazie tego, co zostawiłem przy warce nr 3. Przebieg podobny jak warki nr3 z tym, że użyłem filtrowanej przez węgiel aktywny kranówki (Stouty podobno lubią twardą wodę, a ja mam w kranie ciecz o 14° niemieckich) i gotowałem ekstrakt z wodą kilka minut. Piwo z warki nr 3 spróbowałem po raz pierwszy po tygodniu od zabutelkowania i gęba mi się uśmiechnęła. Zapach czekoladowy, smak całkiem przyjemny, goryczka mocna jak to w Stoutach, piana gęsta, ciemnobeżowa. Posmak drożdżowy minimalny i nienatrętny. Miodzio!
Kiedy warka nr 4 dochodziła na cichej fermentacji skonstruowałem kapslownicę śrubową na bazie młotkowej z wykorzystaniem 4 prętów gwintowanych M6, 16 nakrętek i podkładek, śruby M20 z nakrętką i dwóch desek 20x20cm. Koszt dodatków do kapslownicy młotkowej poniżej 10zł. Jeżeli będzie zainteresowanie to podam szczegóły. Zakapslowałem za jej pomocą warkę nr 4 bez wysiłku i strat kapslami miękkimi i twardymi.
W miarę jedzenia apetyt rośnie. Postanowiłem, że warka nr 5 będzie z ekstraktów z samodzielnym chmieleniem. Kupiłem w BA w promocji przedświątecznej Bursztynowe Ale oraz fermentor. Niestety przed Świętami nie zdążyłem uwarzyć. Dopadła mnie OSPA!
Ponieważ post zrobił się już długi wiec w tym „dramatycznym” momencie przerwę moją opowieść. Gdzieś tu przecież schował się „nasz ulubiony Ciąg Dalszy, który z pewnością musi nastąpić”, że tak zacytuję klasyka (Marcina Wolskiego)
Comment