Witam,
To mój pierwszy post, choć zacząłem przygodę piwowarską już w lutym. Do tej pory mam na swoim koncie jedynie dwie warki, co jest bezpośrednio związane ze złamaniem obojczyka i kości promieniowej na nartach. Jednak już za 2 dni pozbędę się śrub z ręki i wkrótce wrócę do warzenia.
Moją pierwszą warką było Pale Ale, do którego zestaw surowców został zaproponowany do wyboru wraz z zestawem startowym CP. Postanowiłem od razu wypłynąć na szerokie wody i bawić się w zacieranie (ale śrutowanie na razie sobie jeszcze odpuszczam). Pierwsze początki warzenia zwiastowały już powstanie bardzo burzliwego związku emocjonalnego człowieka z kuchenką elektryczną (z płytą jakąś tam). Gdy po długim czasie oczekiwania udało się podgrzać wodę do 66°C, wsypałem słód i temperatura spadła do 62°C. Wtedy rozpoczęła się nierówna walka człowieka z maszyną. W jednej ręce termometr, w drugiej mieszadło, w trzeciej pokrętła. Gdy spadało do 61°C podkręcałem, gdy dochodziło do 63°C wyłączałem. Po pół godzinie podgrzałem do 72°C (trwało to ok. 10 min.) i rozpocząłem balansowanie między 71°C i 73°C. Po kolejnych 30 minutach podgrzałem do 78°C i przeszedłem do filtracji. Naczytałem się wcześniej o tym, jakie to filtrowanie jest ciężkie, a tu niespodzianka. Żadnych problemów, wszystko przebiegło bardzo sprawnie. Po słodowaniu wyszło 12 BLG. Gotowałem przez godzinę dodając najpierw 35g Marynki, a 10 min. przed końcem 40g Lubelskiego. Po gotowaniu okazało się, że jest 13,5 BLG. Poza tym jakby trochę mało tej brzeczki się zrobiło (miały tylko 2 litry odparować wg instrukcji ). No nic, następnym razem doleję więcej wody. Szczelnie zamknięty fermentor wystawiłem na balkon i obłożyłem trochę śniegiem. Dochodziła 22:00, poszedłem na imprezę, wróciłem po 3:00, termometr pokazał ok. 20°C, dosypałem Safale US-05.
Po 5 dniach ballingometr pokazał 3,5. Gdy nie zmieniło się to szóstego dnia, przelałem do cichej. Po kolejnych 5 dniach przy stanie 3 BLG rozlałem do butelek dodając glukozę (wyszły 34 butelki, zamiast 40) i zacząłem warzyć kolejne. Po tygodniu trafiło do piwnicy (ok. 15°C, latem chyba niestety cieplej). Zawartość alkoholu obliczyłem na 5,6%.
Po 2 tygodniach przeprowadziłem wstępną degustację. Było jeszcze mało nagazowane, ale w smaku już przypominało Abbot Ale, z którym je porównywałem. Dość klarowne, jeśli nie wstrząśnie się butelki (pewnie mogło postać dłużej w cichej). Po 1,5 miesiąca od zabutelkowania schłodziłem skrzyneczkę z okazji urodzin i wszystkim smakowało (a przynajmniej tak mówili ). Ilość gazu trochę mnie na początku zmartwiła, ale okazało się, że jest porównywalna z Abbot Ale i Bishop's Finger. W smaku (aromacie) wyraźnie czuć chmiel, gorycz nie znika od razu. Czuć też jakieś niezidentyfikowane owoce, minimalnie drożdże (1/10), trochę aromatów słodowych. Zastanawiam się, czy przez ten nieprzewidziany ubytek wody nie wyszło mi coś na pograniczu Pale Ale i India Pale Ale.
Obecnie zostały mi już tylko 4 butelki, które zamierzam zabrać na WWP.
Na koniec kilka zdjęć:
To mój pierwszy post, choć zacząłem przygodę piwowarską już w lutym. Do tej pory mam na swoim koncie jedynie dwie warki, co jest bezpośrednio związane ze złamaniem obojczyka i kości promieniowej na nartach. Jednak już za 2 dni pozbędę się śrub z ręki i wkrótce wrócę do warzenia.
Moją pierwszą warką było Pale Ale, do którego zestaw surowców został zaproponowany do wyboru wraz z zestawem startowym CP. Postanowiłem od razu wypłynąć na szerokie wody i bawić się w zacieranie (ale śrutowanie na razie sobie jeszcze odpuszczam). Pierwsze początki warzenia zwiastowały już powstanie bardzo burzliwego związku emocjonalnego człowieka z kuchenką elektryczną (z płytą jakąś tam). Gdy po długim czasie oczekiwania udało się podgrzać wodę do 66°C, wsypałem słód i temperatura spadła do 62°C. Wtedy rozpoczęła się nierówna walka człowieka z maszyną. W jednej ręce termometr, w drugiej mieszadło, w trzeciej pokrętła. Gdy spadało do 61°C podkręcałem, gdy dochodziło do 63°C wyłączałem. Po pół godzinie podgrzałem do 72°C (trwało to ok. 10 min.) i rozpocząłem balansowanie między 71°C i 73°C. Po kolejnych 30 minutach podgrzałem do 78°C i przeszedłem do filtracji. Naczytałem się wcześniej o tym, jakie to filtrowanie jest ciężkie, a tu niespodzianka. Żadnych problemów, wszystko przebiegło bardzo sprawnie. Po słodowaniu wyszło 12 BLG. Gotowałem przez godzinę dodając najpierw 35g Marynki, a 10 min. przed końcem 40g Lubelskiego. Po gotowaniu okazało się, że jest 13,5 BLG. Poza tym jakby trochę mało tej brzeczki się zrobiło (miały tylko 2 litry odparować wg instrukcji ). No nic, następnym razem doleję więcej wody. Szczelnie zamknięty fermentor wystawiłem na balkon i obłożyłem trochę śniegiem. Dochodziła 22:00, poszedłem na imprezę, wróciłem po 3:00, termometr pokazał ok. 20°C, dosypałem Safale US-05.
Po 5 dniach ballingometr pokazał 3,5. Gdy nie zmieniło się to szóstego dnia, przelałem do cichej. Po kolejnych 5 dniach przy stanie 3 BLG rozlałem do butelek dodając glukozę (wyszły 34 butelki, zamiast 40) i zacząłem warzyć kolejne. Po tygodniu trafiło do piwnicy (ok. 15°C, latem chyba niestety cieplej). Zawartość alkoholu obliczyłem na 5,6%.
Po 2 tygodniach przeprowadziłem wstępną degustację. Było jeszcze mało nagazowane, ale w smaku już przypominało Abbot Ale, z którym je porównywałem. Dość klarowne, jeśli nie wstrząśnie się butelki (pewnie mogło postać dłużej w cichej). Po 1,5 miesiąca od zabutelkowania schłodziłem skrzyneczkę z okazji urodzin i wszystkim smakowało (a przynajmniej tak mówili ). Ilość gazu trochę mnie na początku zmartwiła, ale okazało się, że jest porównywalna z Abbot Ale i Bishop's Finger. W smaku (aromacie) wyraźnie czuć chmiel, gorycz nie znika od razu. Czuć też jakieś niezidentyfikowane owoce, minimalnie drożdże (1/10), trochę aromatów słodowych. Zastanawiam się, czy przez ten nieprzewidziany ubytek wody nie wyszło mi coś na pograniczu Pale Ale i India Pale Ale.
Obecnie zostały mi już tylko 4 butelki, które zamierzam zabrać na WWP.
Na koniec kilka zdjęć:
Comment