Przede wszystkim to witam wszystkich z forum. Jak widać po dacie rejestracji do własnego warzenia przymierzałem się dość długo, ale w końcu dzisiaj mam to za sobą.
Zakupiłem w Centrum Piwowarstwa zestaw startowy (zaciermistrz pro) ze składnikami na Irish Red Ale, dokupiłem 40l garnek (niestety w centrum już nie było, więc musiałem gdzie indziej) i wziąłem się do roboty. Wcześniej brewkitami się nie skalałem, więc w zasadzie wszystko od zera musiałem poznać.
Oczywiście czytałem na temat robienia już wcześniej dość dużo, w ręku miałem instrukcję, którą dostałem wraz z zestawem i wydawało mi się, że nic mnie nie zaskoczy. Miałem rację, tylko mi się wydawało.
Utrzymanie temperatury zacierania nie było takie proste jak mi się wydawało. Miałem zamiar zrobić z jedną przerwą infuzyjną 69-65 stopni przez 90 minut. Tak jak jest napisane w instrukcji dostarczonej z surowcami (do wyboru było jeszcze 63-61 przez 15 minut i 73-71 przez 45 minut). Wydawało mi się, że jedno grzanie będzie łatwiejsze. Niestety strasznie ciężko było dla mnie to utrzymać. Przy dnie temperatura była nawet 80 stopni, a na brzegach blisko góry ok 60 stopni. Oczywiście mieszałem, ale nie wiem, czy tak wysoka miejscami temperatura nie zepsuła mi czegoś. Jestem jednak optymistą bo próba jodowa wyszła negatywna, więc chyba za mocno nie zagrzałem i nie zniszczyłem wszystkich enzymów.
Druga sprawa to filtracja. Oczywiście byłem trochę zbyt roztargniony (choć może lepiej zabrzmiałoby podekscytowany pierwszym warzeniem) i do przelania nie użyłem małego rondelka, tylko lałem z gara zaciernego do filtratora, więc na pewno się trochę napowietrzyło. Po filtracji próbowałem młóta i słodkości w sobie nie miało, za to brzeczka bardzo słodka. Jednak to co miało przetrwać chyba przetrwało dostatecznie długo.
No i teraz najlepsze. Po chmieleniu od razu przed chłodzeniem wyjąłem siateczki z chmielem z gara. Jak spostrzegłem, że one jednak powinny trochę leżeć jeszcze w garze było za późno. Nie chciałem zakazić mojego piwa, a z siateczek przecież spiłem trochę tego napoju (no i już leżały w zlewie), chociaż większość wycisnąłem z powrotem do garnka. Nie wrzuciłem ich z powrotem do brzeczki.
Ciekaw teraz jestem czy po tylu błędach (pewnie w czasie fermentacji temperatura też troszkę poskacze, ale będę się starał, żeby cały czas w normie) mój przygotowany napój będzie można nazwać jeszcze piwem i czy będzie chociaż przypominał coś co stało obok Irish Red Ale. Tak czy inaczej, przed kolejną warką nauczyłem się więcej niż w czasie całego czytania.
Teraz muszę się rozglądać za butelkami i pomyśleć co by tu jeszcze uwarzyć przed upałami.
Zakupiłem w Centrum Piwowarstwa zestaw startowy (zaciermistrz pro) ze składnikami na Irish Red Ale, dokupiłem 40l garnek (niestety w centrum już nie było, więc musiałem gdzie indziej) i wziąłem się do roboty. Wcześniej brewkitami się nie skalałem, więc w zasadzie wszystko od zera musiałem poznać.
Oczywiście czytałem na temat robienia już wcześniej dość dużo, w ręku miałem instrukcję, którą dostałem wraz z zestawem i wydawało mi się, że nic mnie nie zaskoczy. Miałem rację, tylko mi się wydawało.
Utrzymanie temperatury zacierania nie było takie proste jak mi się wydawało. Miałem zamiar zrobić z jedną przerwą infuzyjną 69-65 stopni przez 90 minut. Tak jak jest napisane w instrukcji dostarczonej z surowcami (do wyboru było jeszcze 63-61 przez 15 minut i 73-71 przez 45 minut). Wydawało mi się, że jedno grzanie będzie łatwiejsze. Niestety strasznie ciężko było dla mnie to utrzymać. Przy dnie temperatura była nawet 80 stopni, a na brzegach blisko góry ok 60 stopni. Oczywiście mieszałem, ale nie wiem, czy tak wysoka miejscami temperatura nie zepsuła mi czegoś. Jestem jednak optymistą bo próba jodowa wyszła negatywna, więc chyba za mocno nie zagrzałem i nie zniszczyłem wszystkich enzymów.
Druga sprawa to filtracja. Oczywiście byłem trochę zbyt roztargniony (choć może lepiej zabrzmiałoby podekscytowany pierwszym warzeniem) i do przelania nie użyłem małego rondelka, tylko lałem z gara zaciernego do filtratora, więc na pewno się trochę napowietrzyło. Po filtracji próbowałem młóta i słodkości w sobie nie miało, za to brzeczka bardzo słodka. Jednak to co miało przetrwać chyba przetrwało dostatecznie długo.
No i teraz najlepsze. Po chmieleniu od razu przed chłodzeniem wyjąłem siateczki z chmielem z gara. Jak spostrzegłem, że one jednak powinny trochę leżeć jeszcze w garze było za późno. Nie chciałem zakazić mojego piwa, a z siateczek przecież spiłem trochę tego napoju (no i już leżały w zlewie), chociaż większość wycisnąłem z powrotem do garnka. Nie wrzuciłem ich z powrotem do brzeczki.
Ciekaw teraz jestem czy po tylu błędach (pewnie w czasie fermentacji temperatura też troszkę poskacze, ale będę się starał, żeby cały czas w normie) mój przygotowany napój będzie można nazwać jeszcze piwem i czy będzie chociaż przypominał coś co stało obok Irish Red Ale. Tak czy inaczej, przed kolejną warką nauczyłem się więcej niż w czasie całego czytania.
Teraz muszę się rozglądać za butelkami i pomyśleć co by tu jeszcze uwarzyć przed upałami.
Comment