2013.06.04-05 - Warszawa (Bemowo), Impact Festival

**Ahumba** · 2013-06-04, 16:11

U mnie w domu tv nie słychać taki hałas z płyty lotniska. Idę chyba spać bo już mi czacha dymi

**iron** · 2013-06-07, 14:20

Już ochłonąłem to moge skrobnąc kilka słów.
Dotarliśmy ze Slavoyem na Airborne. Nagłosnienie mocno srednie a i zespół jakby trochę potraktował ten występ "po studencku". No i ulewa, której wg pogodynki miało nie być

W ciagu pół godziny byliśmy mokrzy - przenieśliśmy się pod parasole na "piwo"

Slayer - wreszcie przestalo padać. Nagłośnienie nieco lepsze. A sam koncert taki sobie - Bostaph radził sobie z "napierdalaczami", ale jak grali wolniej to czar pryskał - do precyzji i fantazji Lombardo mu daleko...

Udaliśmy się na "piwo" i zaczął sie kryzys - mokre ciuchy chłodziły nas niemiłosiernie, a jeszcze do tego wiatr, a minęło dopiero koło połowy czasu jaki mieliśmy być. Mozliwość zobaczenia Korna i Rammstein powoli zdawała się byc poza naszym zasięgiem i nagle...
olśnienie - czas zakupić na stoisku z koszulkami zwykłą foliową pelerynę (o wartości zapewne góra 2 zł) za... 10 zł

Ale zakup mimo wszystko był udany - po włożeniu tejże drogocennej pelerynki zrobiło o wiele cieplej i można było znowu mysleć o doczekaniu końca koncertowego dnia

Korn - nie wiem dlaczego grali na malej scenie - koncert był bardzo dobry, dobrze nagłośniony i bardzo mi się podobał. No ale jest obawa, ze na taki odbiór koncertu mogło wpłynąć to, że wreszcie było mi ciepło...

Podochoceni lepszym komfortem termicznym udaliśmy się na kolejne "piwo" - to juz była przesada, ledwo dopiliśmy. Ale odkryliśmy jeszcze jedną prawdę - można się dogrzać w czasie koncertu przy stoiskach z kiełbaskami itp. - tylko jedna wada - zaczyna się być głodnym...

Rammstein - jednak doczekaliśmy

Koncert świetnie nagłośniony, a w zasadzie nie koncert a spektakl. 100 minut szybko minęło. Nie było zbednych przerw miedzy kawałkami, konkretnie i do przodu - warto było dać te 10 zeta za pelerynkę

Potem udaliśmy sie na z góry upatrzone pozycje, gdzie nierozsądnie walczyliśmy do 6tej rano, ale to już zupełnie inna opowieść, ktorej Wam nie opowiem, nawet jak zjem zupę