Co prawda dotarliśmy dopiero na New Model Army, więc recenzja będzie tylko z tego koncertu.
No cóż - był to najlepszy koncert NMA na którym byłem i to nie ze względu na to, że był za darmochę
Zagrali tylko półtorej godziny, ale sądzę, że to ze względu na ograniczenie czasowe koncertu - do magicznej godziny 22-giej, bo werwy im nie brakowało. Justin Sullivan zapuścił znowu kudły, nieco posiwiał, ale niezmiennie był na scenie wulkanem energii i przeżywał każdą swą pieśń.
Było parę nowych kawałków, ale nie zabrakło starych sprawdzonych hitów.
Zaczęli od "Over the wire", potem energetyczne, jak zawsze, "Stupid questions", następnie "Wonderful way to go". Krótką chwilę nowych kawałków przerwało rewelacyjne "Purity" Po drodze był przystanek na "Ballad of Green & Grey". A potem (już bez kolejności, bo głupia sprawa - nie pamiętam) "Poison street", owacyjnie przyjęte "Here comes the war", przyspieszające tętno "Get me out", zapowiedziane (w moim tłumaczeniu, jeśli dobrze zrozumiałem) kiedyś mieliśmy to u siebie, teraz i Wy macie - "51-th state (of America)".
Były jeszcze perełki - świetne "Vagabonds" z gitarą zamiast parti skrzypiec, przearanżowane, unowocześnione, ale naprawdę świetnie brzmiące mimo swoich lat "No rest ...", zagrany na bis, rewelacyjny "I love the world" i pewnie parę innych, ale .... niech żałują Ci co nie byli, w tym i Ty, drogi Darku...
No cóż - był to najlepszy koncert NMA na którym byłem i to nie ze względu na to, że był za darmochę
Zagrali tylko półtorej godziny, ale sądzę, że to ze względu na ograniczenie czasowe koncertu - do magicznej godziny 22-giej, bo werwy im nie brakowało. Justin Sullivan zapuścił znowu kudły, nieco posiwiał, ale niezmiennie był na scenie wulkanem energii i przeżywał każdą swą pieśń.
Było parę nowych kawałków, ale nie zabrakło starych sprawdzonych hitów.
Zaczęli od "Over the wire", potem energetyczne, jak zawsze, "Stupid questions", następnie "Wonderful way to go". Krótką chwilę nowych kawałków przerwało rewelacyjne "Purity" Po drodze był przystanek na "Ballad of Green & Grey". A potem (już bez kolejności, bo głupia sprawa - nie pamiętam) "Poison street", owacyjnie przyjęte "Here comes the war", przyspieszające tętno "Get me out", zapowiedziane (w moim tłumaczeniu, jeśli dobrze zrozumiałem) kiedyś mieliśmy to u siebie, teraz i Wy macie - "51-th state (of America)".
Były jeszcze perełki - świetne "Vagabonds" z gitarą zamiast parti skrzypiec, przearanżowane, unowocześnione, ale naprawdę świetnie brzmiące mimo swoich lat "No rest ...", zagrany na bis, rewelacyjny "I love the world" i pewnie parę innych, ale .... niech żałują Ci co nie byli, w tym i Ty, drogi Darku...
Comment