29.07.06 Muzeum Powstania Warszawskiego

Collapse
X
 
  • Filtruj
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • ZIOMEK2
    D(r)u(c)h nieuchwytny
    • 2004.09
    • 2523

    #16
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika pioterb4
    Tak, przepraszam, III śląskie mi umknęło. Teraz się świętuje to co może zapunktować przed wyborami samorządowymi. Mniej chleba, więcej igrzysk!
    nie masz co przepraszać przecież militarnie wszystkie Powstania Śląskie były dla Polaków przegrane, zaś dla wszystkich Ślązaków tragedią której echo trwa do dziś, jedynie sprawna polska dyplomacja doprowadziła do tego, iż znaczna część Górnego Śląska została przyznana Polsce - znaczna większość hut i kopalń na niewielkim obszarze. Tym samym Polska z kraju rolniczo-kupieckiego stała się krainą z zacięciem przemysłowym co w latach wielkiego kryzysu umożliwiło jej przetrwać, zaś wcześniej i później począć takie inwestycje jak Gdynia, COP i inne.

    Jeżeli chodzi o Powstanie Wielkopolskie to co to było za powstanie - " kilka strzałów i parę ofiar ", walki o charakterze rozjemczym ale w pełni militarnie udane - czapki z głów !

    Powstanie Warszawskie należy szanować, zaś jego pamięć pielęgnować bezwzględu na słuszność racji dla następnych pokoleń,
    np. jako " ostatni romantyczny zryw polskiego oręża " - chyba już ostatni wszak jesteśmy w europejskiej unii !?

    - moje skromne zdanie, kto następny ?

    Comment

    • pioterb4
      Major Piwnych Rewolucji
      • 2006.05
      • 4322

      #17
      Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika ZIOMEK2
      nie masz co przepraszać przecież militarnie wszystkie Powstania Śląskie były dla Polaków przegrane, zaś dla wszystkich Ślązaków tragedią której echo trwa do dziś, jedynie sprawna polska dyplomacja doprowadziła do tego, iż znaczna część Górnego Śląska została przyznana Polsce - znaczna większość hut i kopalń na niewielkim obszarze. Tym samym Polska z kraju rolniczo-kupieckiego stała się krainą z zacięciem przemysłowym co w latach wielkiego kryzysu umożliwiło jej przetrwać, zaś wcześniej i później począć takie inwestycje jak Gdynia, COP i inne.

      Jeżeli chodzi o Powstanie Wielkopolskie to co to było za powstanie - " kilka strzałów i parę ofiar ", walki o charakterze rozjemczym ale w pełni militarnie udane - czapki z głów !

      Powstanie Warszawskie należy szanować, zaś jego pamięć pielęgnować bezwzględu na słuszność racji dla następnych pokoleń,
      np. jako " ostatni romantyczny zryw polskiego oręża " - chyba już ostatni wszak jesteśmy w europejskiej unii !?

      - moje skromne zdanie, kto następny ?
      Zgadzam się że szacunek dla powstańców się należy, w końcu był to nielada wyczyn, nikt inny w Europie nie podjął takiego ryzyka i nie walczył w obronie stolicy tak jak Polacy. Tą historię naszego kraju należy pielęgnować, ale pamiętać też trzeba, że decyzję o powstaniu podjął rząd w Londynie posyłając do walki ludzi nieuzbrojonych, nieprzygotowanych i bez wsparcia wojsk alianckich. Decyzja w moim przekonaniu była troszkę lekkomyślna, a idea przyjęcia Armii Czerwonej " na naszym wyzwolonym podwórku" musiała spełznąć na niczym już na samym początku. Szakoda ofiar, szkoda represji żołnierzy AK, szkoda zburzonej Warszawy.

      Comment

      • kiszot
        Pułkownik Chmielowy Ekspert
        🍼🍼
        • 2001.08
        • 8114

        #18
        Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika ZIOMEK2
        nie masz co przepraszać przecież militarnie wszystkie Powstania Śląskie były dla Polaków przegrane,
        Co ty za bzdury wygadujesz? Zajeto prawie całą część przemysłową Górnego Śląska oraz połowe terenów rolniczych a Ty to nazywasz klęską militarną?
        Lwów zawsze polski,Bytom zawsze niemiecki.
        1 FOLKSDOJCZ BROWARU :D

        Da seufzt sie still, ja still und flüstert leise:
        Mein Schlesierland, mein Heimatland,
        So von Natur, Natur in alter Weise,
        Wir sehn uns wieder, mein Schlesierland,
        Wir sehn uns wieder am Oderstrand.

        Comment

        • becik
          Generał Wszelkich Fermentacji
          🍼🍼
          • 2002.07
          • 14999

          #19
          Rzadko można przeczytać o relacjach z Powstania Warszawskiego z "drugiej strony", te poniżej są wspomnieniami sapera Matthiasa Schenka.
          Pomyślałem, że przy okazji obchodów kolejnej rocznicy w tym temacie, głosami za i przeciw, słusznoscią nagłaśniania,a przede wszystkim pamiętania warto choć w ułamku poznać klimat tamtych dni w Warszawie.

          relacja pochodzi ze strony: http://wilk.wpk.p.lodz.pl (skróty własne)

          Lato 2004. 1200 km z Warszawy do Büllingen, małej belgijskiej wioski przy granicy z Niemcami [po jednej stronie ulicy knajpa belgijska, po drugiej niemiecka]. Okolica malownicza, wiatraki-elektrownie. Mathias Schenk mieszka w chatce po przodkach z żoną i najmłodszym synem. Chata kryta strzechą. Dziadkowie nazwali to miejsce "Bąkowem" od roju bąków, które gnieździły się w starym dębie. Nad kominkiem Matka Boska Częstochowska. Dar od polskich chłopów z Ochodzy, którzy w 1945 roku uratowali Mathiasowi życie. Pojechaliśmy do "Bąkowa", żeby wysłuchać relacji z Powstania Warszawskiego. Relacji drugiej strony. Opowiada 78-letni Belg Mathias Schenk, wtedy 18-letni Sturmpionier, [saper szturmowy - torował drogę SS-manom]. Jego pociąg był ostatnim, który 1 sierpnia 1944 wjechał do powstańczej Warszawy. - Tego się nie da tak opowiedzieć... - krzywi się staruszek. - Jak się pali ciała, to one się poruszają. Słychać odgłosy, jakby jęki. Wtedy myślałem, że oni naprawdę jeszcze żyją. I te muchy, robaki. Ilu ludzi zostało zabitych w Warszawie? Chyba ze 350 tys. Tak?

          - Wkraczaliśmy do Warszawy po kocich łbach. Polacy strzelali, ale nie było ich widać. Na domach białe flagi. Skoczyłem przez wybite okno. Na schodach leżeli mężczyzna i kobieta zabici strzałem w czoło.
          Szturmowaliśmy kolejne domy, wszędzie cywile, kobiety, dzieci. Wszyscy z dziurą w głowie. Dotarliśmy do koszar SS. Druga kompania, która przyjechała ciężarówkami, źle skręciła i trafiła wprost pod polskie pozycje. Kilka ciężarówek płonęło, żołnierze uciekali. Wielu biegło pod lufy Polaków. Sierżant upadł kilka metrów ode mnie.
          Następnego dnia mieliśmy zdobyć jakąś drogę. Szliśmy przez ogródki działkowe. Nasz dowódca porucznik Fels gnał nas na przód. Trzeba było wysadzić drzwi domu, z którego strzelali najbardziej. Wrzuciliśmy granaty i wskoczyliśmy do środka. Otoczyli nas Polacy, krótka walka na noże i ucieczka w krzaki. Czterech z naszego wagonu zginęło. Fels znowu gnał nas do ataku, ale Polacy siedzieli dobrze ukryci. Nie mogliśmy się wycofać, bo z tyłu też strzelali. Całą noc siedzieliśmy w ogródkach jak spłoszone zwierzęta. Chciało mi się pić. Znalazłem pomidory. Polacy ciągle nas ostrzeliwali. Następnego dnia pod wieczór przyszła na pomoc piechota, ale nie posunęliśmy się naprzód. Potem nadciągnął oddział SS. Dziwnie wyglądali, nie nosili dystynkcji, cuchnęli wódką. Zaatakowali z marszu, "Hurraa!" i ginęli tuzinami. Ich dowódca w czarnym skórzanym płaszczu szalał z tyłu, pędząc następnych do ataku.
          Przyjechał czołg. Pobiegliśmy za nim z SS-manami. Kilka metrów przed budynkami czołg został trafiony. Wybuchł, czapka żołnierza poleciała wysoko w powietrze. Znowu uciekliśmy. Drugi czołg wahał się. My osłanialiśmy przód, a SS-mani wypędzali z okolicznych domów cywilów i obstawiali nimi czołg, kazali siadać na pancerzu. Pierwszy raz widziałem coś takiego. Pędzili Polkę w długim płaszczu; tuliła małą dziewczynkę. Ludzie ściśnięci na czołgu pomagali jej wejść. Ktoś wziął dziewczynkę. Kiedy oddawał ją matce, czołg ruszył. Mała wysunęła się matce z rąk. Spadła pod gąsienice. Kobieta krzyczała. Jeden z SS-manów skrzywił się i strzelił jej w głowę. Pojechali dalej. Tych, co próbowali uciekać, SS-mani zabijali.
          Atak się udał. Polacy cofali się. Biegliśmy za nimi. Za nami z piwnic wychodzili ludzie z podniesionymi rękami. "Niś partizani!" ["nie jesteśmy partyzantami"], krzyczeli. Nie widziałem, co się tam dzieje, bo ostrzeliwaliśmy się z Polakami, ale słyszałem, jak ten SS-man w skórzanym płaszczu krzyczał do swoich ludzi, żeby zabijali wszystkich. Kobiety i dzieci też. Wpadliśmy za Polakami do jakiegoś domu. Było nas trzech. My na parterze, Polacy atakowali z pięter i piwnicy. Całą noc paliliśmy w pokoju różne sprzęty, żeby trochę widzieć. Co chwila walczyliśmy na bagnety. O świcie zobaczyłem, że zostaliśmy we dwóch, trzeci kolega leżał z poderżniętym gardłem. W każdym pokoju były ciała. Z dachu domu naprzeciwko strzelał snajper. Trafiliśmy go, zwalił się i zahaczył nogą o belki. Wisiał z głową w dół. Żył jeszcze długo... Kiedy wracaliśmy, na ulicach leżały ciała Polaków. Nie było miejsca, trzeba było iść po zwłokach; w tej gorączce szybko się rozkładały. Słońce zasłaniał kurz i gęsty dym. Mnóstwo robaków i much. Byliśmy usmarowani krwią, mundury się lepiły. Przywitał nas porucznik Fels, głupi fanatyk: "Gdzie byliście, bezczelne świnie?!". Chwalił SS za dobrą robotę. Nic nie mogłem zjeść, wymiotowaliśmy.
          W koszarach Bubi usłyszał, że ten wielki SS-man w czarnym płaszczu to Oskar Dirlewanger, a jego ludzie to kryminaliści wyciągnięci z więzień. Więcej o "towarzyszach broni" dowiedział się dopiero po wojnie. [...]
          - Wtedy w piwnicach Warszawy mówiliśmy o nim "rzeźnik". Ale po cichu, bo u Dirlewangera droga na sznur była krótka. Miał zwyczaj wieszania co czwartek, Polaków albo swoich, za byle co. Często sam odkopywał wieszanym stołki.
          W restauracji stary Schenk siada w kącie, zawsze plecami do ściany.
          - Głupi zwyczaj - uśmiecha się - też pamiątka z Powstania.
          - Po paru dniach walk zostaliśmy przydzieleni do Dirlewangera, po trzech saperów szturmowych na każdy pluton SS. Mieliśmy torować SS-manom drogę, wysadzać przeszkody i drzwi. Wskakiwaliśmy do domów i wypędzaliśmy z nich ludzi. Podlegaliśmy Felsowi, ale w walce wykonywaliśmy rozkazy dirlewangerowców.
          Zawsze na przodzie. Podbiec, założyć ładunek i po detonacji wskoczyć do budynku. Za nami szła horda Dirlewangera. Wyglądali jak lumpy; mundury brudne, podarte, nie wszyscy mieli broń, brali zabitym. Rano dostawali wódkę. My, saperzy, też. Piło się na pusty żołądek, przed atakiem się nie je. Jak trafią w pusty brzuch, to się może wyliżesz, jak w pełny, to zdychasz w bólach. Dirlewanger szedł z tyłu, czasem jechał w czołgu, zawsze dobrze osłaniany. Pędził swoich. Tym, którzy się ociągali, strzelał w plecy.
          - Do zwykłych drzwi od kamienic i domów wystarczył duży łom. Pod te mocniejsze podkładaliśmy ładunek wybuchowy albo wiązankę z trzech granatów. Ciężkie podwójne drzwi Pałacu Biskupiego wyleciały w dwie strony. W środku wszystko było purpurowe. W jadalni stało jedzenie na stole. Jeszcze ciepłe. Nie spróbowaliśmy, baliśmy się, że zatrute.
          Trzeba wiedzieć, gdzie podłożyć ładunek. Z boku, na środku. To zależy od tego, w którą stronę mają wylecieć drzwi. I wszystko jak najciszej, bo Polacy za drzwiami słuchali i strzelali. Więc jak się zakładało ładunek z lewej albo na środku, to się najpierw skrobało drzwi z prawej strony, żeby zmylić Polaków.
          Podkładałem ładunek pod duże drzwi, gdzieś na Starym Mieście. Usłyszeliśmy ze środka: "Nicht schießen! Nicht schießen!" ["nie strzelać!"]. W drzwiach stanęła pielęgniarka z małą białą flagą. Weszliśmy do środka z nastawionymi bagnetami. Ogromna hala z łóżkami i materacami na podłodze. Wszędzie ranni. Oprócz Polaków leżeli tam ciężko ranni Niemcy. Prosili, żeby nie zabijać Polaków. Polski oficer, lekarz i 15 polskich sióstr Czerwonego Krzyża oddało nam lazaret. Ale za nami biegli już dirlewangerowcy. Zdążyłem wepchnąć jedną z sióstr za drzwi i zakluczyć. Słyszałem po wojnie, że przeżyła. SS-mani rozstrzelali wszystkich rannych. Rozwalali im głowy kolbami. Niemieccy ranni krzyczeli i płakali. Potem dirlewangerowcy rzucili się na siostry, zdzierali z nich ubrania. Nas wypędzili na wartę. Słychać było krzyki kobiet. Wieczorem na Adolf Hitler Platz [plac Piłsudskiego] był wrzask jak na walkach bokserskich. Wdrapaliśmy się z kolegą po gruzach, żeby zobaczyć, co się dzieje. Żołnierze wszystkich formacji: Wehrmacht, SS, kozacy od Kamińskiego, chłopcy z Hitlerjugend; gwizdy, nawoływania. Dirlewanger stał ze swoimi ludźmi i się śmiał. Przez plac pędzili pielęgniarki z tego lazaretu, nagie, z rękami na głowie. Po nogach ciekła im krew. Za nimi ciągnęli lekarza z pętlą na szyi. Miał na sobie kawałek szmaty, czerwonej, może od krwi, i kolczastą koronę na głowie. Szli pod szubienicę, na której kołysało się już kilka ciał. Kiedy wieszali jedną z sióstr, Dirlewanger odkopnął jej cegły spod nóg. Nie mogłem na to patrzeć. Pobiegliśmy z kolegą do kwatery, ale na ulicach kozacy Kamińskiego pędzili cywilów. Mówiliśmy na nich Hiwis - od Hilfswillige [ochotnicy, chętni do pomocy]. Obok upadła Polka w ciąży. Jeden z Hiwis zawrócił i zdzielił ją pejczem. Próbowała uciekać na czworaka. Stratowali ją końmi.
          - Spaliśmy w piwnicach. Na kwaterze między kolejnymi szturmami piło się dużo wódki, gadało. "Może jutro mnie postrzelą - mówiliśmy - i wrócę do domu".
          Mieliśmy koszmary, krzyczałem przez sen. Wtedy towarzysze cucili mnie zimną wodą. "Bubi, du hast den Warschaukoller" ["Bubi, masz warszawski szał"] - mówili.
          Spaliśmy w ubraniach, ciągle alarmy; "Raus! Raus!" - wrzeszczał Fels. Nieraz gdzieś przez ścianę słychać było Polaków. Raz nawet śpiewali coś skocznego. Czasem sobie popłakałem. Bo jak szturmujesz, to strachu nie ma, ale na kwaterze się trzęsiesz. Piliśmy.
          - Wysadziliśmy mur, który zasłaniał duże podwórze. SS chciało szturmować budynki naprzeciwko. Kiedy kolega walił łomem w drzwi, zobaczyłem po lewej Polaka. Pociągnąłem kolegów w dziurę w ścianie, ale obaj już dostali. Jeden cały magazynek, drugi w płuco, kula odbiła się od nieśmiertelnika. Kiedy oddychał, z ust wypływała krew. Dziurę w płucach zatkałem mu ziemią. Leżałem z martwym i rannym, przycisnąłem się do muru, modliłem się. Kolega zajęczał, Polacy rzucili granaty. Jeden odrzuciłem, drugi poturlał się za daleko. Byłem czerwony od krwi i kawałków mięsa. Po południu czterech z Wehrmachtu przybiegło z noszami. Udało nam się przejść, ale ranny kolega dostał trzy strzały i zmarł. Nie mogłem wydobyć z siebie słowa, miałem dreszcze i ciągle wymiotowałem. Major dał mi dzień odpoczynku, więc widziałem, jak grzebali kolegów. Ściągnęli im buty, wrzucili do wykopu z innymi zabitymi. Posypali wapnem. Polscy cywile musieli robić to wszystko.
          Koledzy ginęli, przydzielali mi nowych. Miałem głupie szczęście, może przez to, że kiedy Fels gnał mnie do akcji, życzył, żebym "zdechł jak pies" [Schenk się śmieje]. Chyba mnie nie lubił. Naszą grupę saperów szturmowych nazywaliśmy tedy "Himmelfahrtskommando" ["komando wniebowstąpienia"], bo zawsze szliśmy na przodzie, a Polacy nie wiadomo gdzie, nie wiadomo, skąd strzelą. Kulka świśnie i lecisz do nieba. Szybko się jednak uczyliśmy od sprytnych Polaków, jak się kryć. Potrafili strzelać spod lekko uniesionej dachówki. Wielu walczyło w niemieckich mundurach i bardzo dobrze mówiło po niemiecku. Nie mogliśmy nosić naszych stalowych hełmów, bo Polacy je nosili. Baliśmy się, że zaczniemy strzelać do swoich.
          Na początku kiepsko strzelałem. Karali mnie za brak celności. Nie umiałem przymknąć lewego oka. Podejrzewali, że symuluję. Wysłali do lekarza. Kazał strzelać z drugiej strony. Zostałem strzelcem lewoocznym. Odwrotna pozycja przydawała się w walkach ulicznych. Kiedyś w walce wręcz Polak wyszarpnął nowemu koledze karabin. Przybiegł Fels z SS-manami, kazał chłopakowi go odzyskać. Ten drżał jak osika. Ale Fels chwycił pistolet i pognał chłopaka za Polakami. Chłopak zaraz wrócił bardzo poraniony nożem; krwawił i krzyczał. Znów zostałem sam. Moi towarzysze z grupy uderzeniowej byli ciężko ranni od noża i bagnetu. Był 6 sierpnia. Od tego momentu daty mi się zacierają. Tylko najcięższe walki mogę podać w jakiejś kolejności, ale bez dat. Pamiętam, że 14 sierpnia dostałem kartkę od pastora z Manderfeld, ostatnią wiadomość z domu. 15 września patrzyłem na drugi brzeg Wisły. Zobaczyłem rosyjski czołg. Potem drugi, trzeci. Podjechały do brzegu. U nas wybuchła panika. Rosjanie musieli doskonale widzieć nasze pozycje, nie strzelali. Czołgi znikły między domami.
          - Leżałem w pokoju na trzecim piętrze. Oficer SS rozkazał nam utrzymać dom. Całe mieszkanie było wysypane grubą warstwą piasku. Dobry pomysł, podziwiałem mieszkańców. Też bym tak zrobił. Musieli się napracować. Piach chronił je przed ogniem. "Po wojnie tylko go usuną", myślałem. Przez okno rzucałem w kierunku sąsiedniego kina zapalające butelki z benzyną. Dom obrzucony takimi butelkami stawał zwykle w płomieniach. Myślałem, że wykurzyliśmy Polaków, ale oni ciągle strzelali i rzucali granaty. W kurzu kolejnego wybuchu zacząłem zbiegać po schodach. Kiedy mijałem okno na klatce, poczułem ból jak od uderzenia pejczem i coś gorącego. Twarz i ręce we krwi. Czułem, że jestem ciężko ranny. Koledzy też. Zdarli mi spodnie i zaczęli kulać ze śmiechu. Na pośladku miałem małą szramę. Kula trafiła w manierkę z kawą.
          - Czasem pokazują na filmach jakieś sceny z Powstania, ale tam nie ma nic, co ja widziałem. Nikomu jeszcze tak dokładnie nie opowiadałem. Tak o wszystko pytacie. Macie prawo. Ale wszystko się znowu budzi. Wtedy nie mieliśmy pojęcia, że ci zabici nigdy nie umrą, że będą zawsze obok. Wszystko działo się tak szybko. Krzyki, strzały. Pojedyncze twarze. Jakoś bardzo mocno się uczepiły mojej pamięci.
          [Schenk chowa twarz w dłoniach]. - Wysadziliśmy drzwi, chyba do szkoły. Dzieci stały w holu i na schodach. Dużo dzieci. Rączki w górze. Patrzyliśmy na nie kilka chwil, zanim wpadł Dirlewanger. Kazał zabić. Rozstrzelali je, a potem po nich chodzili i rozbijali główki kolbami. Krew ciekła po tych schodach. Tam w pobliżu jest teraz tablica, że zginęło 350 dzieci. Myślę, że było ich więcej, z 500. Albo ta Polka [Schenk nie pamięta, jaka to była akcja]. Za każdym razem, kiedy szturmowaliśmy piwnicę, a były w niej kobiety, dirlewangerowcy je gwałcili. Często kilku tą samą, szybko, nie wypuszczając broni z rąk. Wtedy, po jakiejś walce wręcz, trząsłem się pod ścianą, nie mogłem się uspokoić; wpadli ludzie Dirlewangera. Jeden wziął kobietę. Była ładna, młoda. Nie krzyczała. Gwałcił ją, przyciskając mocno jej głowę do stołu. W drugiej ręce miał bagnet. Najpierw rozciął jej bluzkę. Potem jedno cięcie, od brzucha po szyję. Krew chlusnęła. Czy wiecie, jak szybko zastyga krew w sierpniu...? Jest też to małe dziecko w rękach Dirlewangera. Wyrwał je kobiecie, która stała w tłumie na ulicy. Podniósł wysoko i wrzucił do ognia. Potem zastrzelił matkę. A tamta dziewuszka, która wyszła nagle z piwnicy, była chuda i niewysoka, jakieś 12 lat. Ubranko podarte, włosy rozczochrane. Z jednej strony my, z drugiej Polacy. Stała pod ścianą, nie wiedziała, gdzie uciec. Podniosła rączki, powiedziała: "Niś partizani". Machnąłem do niej, żeby się nie bała, żeby podeszła. Szła z rączkami do góry. W jednej coś ściskała. Była już blisko, padł strzał, główka jej odskoczyła. Z ręki wypadł kawałek chleba. Wieczorem podszedł do mnie plutonowy, był z Berlina. "Czyż to nie był mistrzowski strzał?" - uśmiechnął się z dumą.
          Często przychodziły do nas dzieci. Nie mogły znaleźć rodziców. Chciały chleba. Mały Polak przynosił nam jedzenie na wartę. Chyba nie był jeńcem. Nie wiem. Miałem wtedy wartę w fabryce tekstyliów w piwnicy. Nie mówił po niemiecku, ale potrafiliśmy porozumiewać się gestami. Jak miałem, dawałem mu papierosy. Przechodził SS-man. Kiwnął na niego, mały poszedł za nim. Usłyszałem strzał. Pobiegłem, chłopiec leżał martwy na schodach. SS-man skierował pistolet na mnie. Patrzył długo, ale odszedł. Tak było w Warszawie. Naszą maskotką był kaleki chłopiec, też ze 12 lat. Stracił nogę, ale potrafił bardzo szybko skakać na drugiej. Był z tego bardzo dumny. Zawsze skakał wokół żołnierzy, w tą i z powrotem. Mówiliśmy, że to na szczęście. Trochę pomagał. Któregoś dnia zawołali go SS-mani. Skoczył do nich chętnie. Śmiali się, kazali mu skakać w stronę drzew. Widziałem z daleka, jak wsuwają mu dwa granaty do torby. Nie zauważył. Skakał, a oni się śmiali: "Schneller, schneller!" [szybciej, szybciej]. Wyleciał w powietrze.
          Zwykle budzę się bardzo wcześnie, moja żona śpi długo. Czasem w półśnie widzę przed sobą zabitych. Czasem próbuję liczyć tych, których sam zabiłem. Nie mogę policzyć.
          - Wody w Warszawie było bardzo mało. W punkcie opatrunkowym stała wanna, do której dolewano świeżej wody. Kiedyś do niej wskoczyłem. Wielu tam wskakiwało. Znajomy sanitariusz powiedział, że w opuszczonej piwnicy jest dużo bielizny. Była niebieska, nieregulaminowa. Swoje wojskowe lumpy wyrzuciłem. Potem za te niebieskie cywilne gatki dostałem od sierżanta tydzień kompanii karnej. Musiałem nosić miny nad Wisłą.
          Drugą karną wartę dostałem za księdza. Wysadzaliśmy tylne drzwi do klasztoru - bardzo ciężkie, prowadziły do piwnicy. Klasztor, ogromny budynek niedaleko Starego Miasta, był już bardzo uszkodzony przez bomby i granaty. Wskoczyliśmy we dwóch do środka. Przed nami stał ksiądz. Trzymał opłatek i kielich. Może to był odruch, nie wiem, uklękliśmy, dał opłatek. Wpadł trzeci z naszej grupy, też dostał opłatek. Wlecieli SS-mani, jak zwykle strzały, krzyki, jęki. Siostry były w habitach. Kilka godzin później zobaczyłem tego księdza w rękach dirlewangerowców. Pili wino z kielicha, hostia leżała połamana. Obsikiwali krzyż oparty o mur. Dręczyli księdza; miał zakrwawioną twarz, rozerwaną sutannę. Zabraliśmy im tego księdza, to był jakiś odruch. SS-mani byli zdumieni, ale tak pijani, że nie wiedzieli, co się dzieje. Następnego dnia też niczego nie pamiętali. Księdza oddaliśmy do naszego batalionu, więcej nic o nim nie słyszałem, ale po drodze natknęliśmy się na Felsa. Dostałem za księdza samotną wartę na moście, chyba Kierbedzia. Mosty na Wiśle były już wysadzone, ale część przęseł stała.
          Rosjanie mieli stanowisko karabinu maszynowego po swojej stronie, my po naszej. Miałem w połowie mostu dzień i noc trzymać straż wywiadowczą. Ukrywałem się za stalowymi dźwigarami. Noc była spokojna. Od czasu do czasu oba karabiny się ostrzeliwały, raczej tak na wiwat, bo były za daleko. W dzień Rosjanie poruszali się dość beztrosko. Na zapleczu jeździły małe samochody, przywiozły kuchnię polową. Oficerowie z szerokimi pagonami obserwowali przez lornetki naszą część Warszawy. Żołnierze się opalali. Na innej karnej warcie ukryty w belach z materiałami w jakiejś fabryce tekstyliów obserwowałem Polaków. W razie ataku miałem wystrzelić czerwoną racę i uciekać. Było ich ze 40. Dowodził oficer w mundurze. Wyglądali nędznie. Wielu rannych. Widziałem kobiety z bronią, cywilów, dzieci. Broń mieli kiepską. Wieczorem wróciłem z meldunkiem, rano szturmowaliśmy kryjówkę powstańców. Już nie pamiętam, którego dnia postanowiliśmy zabić tę świnię Felsa. Żeby przeżyć, bo gnał nas ciągle naprzód. W siedmiu czy ośmiu losowaliśmy karabiny. Dwa były nabite. Jak tylko Fels znalazł się z przodu, wypaliliśmy mu w plecy. Padł, a my uciekliśmy. Nowy dowódca był bardziej ludzki.
          - Dziś już nie wiem, czy wtedy wysadzaliśmy Państwową Wytwórnię Papierów Wartościowych, czy raczej Bank Polski. W każdym razie gdzieś w centrum. Nie mogliśmy długo tego zdobyć. Kazali nam zrobić podkop. Kopaliśmy we dwóch, tylko w slipach. Zmienialiśmy się na przodku. Kiedy byłem na przodzie, poczułem dziwny zapach, potem kolega przestał odbierać ziemię. Podczołgałem się, leżał martwy. Podkop wychodził na piwnicę. Usłyszałem Polaków. Pewnie odbili piwnicę. W nocy się wyczołgałem i piwnicami doszedłem do swoich. Nie mogłem rozpoznać wartownika. Kazał mi położyć się na ziemi. Wykrzyczałem swoje nazwisko i hasło: "Heidekrug" [Dzban wrzosu]. Pytał, dlaczego jestem w majtkach. W końcu uwierzył. Następnego dnia przywieźli goliata. Cywile musieli torować mu drogę, bo Polacy nauczyli się wysadzać goliaty jeszcze przy naszej linii i dużo żołnierzy ginęło. Goliat wywalił dziurę w murze. Całą noc goniliśmy się z Polakami po piwnicach i piętrach. Rano przyjechał czołg i budynek został zdobyty. W piwnicach leżało pełno złotych monet. Upychaliśmy je sobie po kieszeniach, aż portki spadały. Potem złoto znikło. Nasi szeptali, że Dirlewanger je gdzieś wywiózł.
          - To była chyba moja ostatnia akcja w Warszawie. Zdobywaliśmy jakiś budynek, biegłem przez pole. Leżał ranny żołnierz. Dałem mu wody z mojej manierki i pobiegłem wysadzić drzwi. SS szło za nami. Jak wracałem, zatrzymał mnie Dirlewanger. Wskazał rannego: "Ty dałeś tej świni pić?". Dopiero teraz zauważyłem, że na niemieckim mundurze ranny ma brudną biało-czerwoną opaskę.
          "Zastrzel go!" - Dirlewanger dał mi swój pistolet. Stałem bez ruchu, miałem dość wszystkiego. Dirlewanger był tak wściekły, że nie rozumiałem, co wrzeszczy. Ten Polak patrzył na mnie. Nie zapomnę tego wzroku. W Warszawie nauczyłem się poznawać, czy ranny pożyje dziesięć minut, czy kilka godzin. Jak się widzi tylu umierających, to się już wie, ile kto będzie żył. Jeden z SS-manów Dirlewangera wyrwał mi pistolet i zastrzelił Polaka. Dirlewanger wrzeszczał, że mnie rozstrzela. Ale przybiegli żołnierze z Wehrmachtu, więc zaczął grozić sądem wojennym. Jakiś oficer piechoty zaczął z nim ostro dyskutować. Dałem nogę. - Pod koniec września podeszli do mnie trzej Polacy z podniesionymi rękami. Oddali karabin maszynowy i dwa pistolety. Jeden mówił perfekcyjnie po niemiecku. Stałem sam na posterunku. Nie wiedziałem, co mam z nimi zrobić. Powiedziałem, że muszą zaczekać i lepiej, żeby ich nikt nie zauważył. Miałem szczęście, szybko znalazłem naszego nowego porucznika. Odebrał jeńców osobiście i zaprowadził do SS. Ostatni przyczółek Powstania skapitulował. Jakiś wysoki oficer przyszedł jako przedstawiciel narodu z białą flagą. Zaprowadziliśmy go do dowódcy batalionu. Widziałem tam naszego majora Wullenberga [wg zachowanych dokumentów d-cą 46. baonu pionierów był mjr. Wollenberg], Dirlewangera i innych dowódców. Po paru godzinach Polacy przyszli, ciągnąc za sobą masę ludzi i broń. Wszystkich rannych położono w wielkim magazynie fabryki octu. Nam rozkazano wyjść. Z zewnątrz słyszeliśmy krzyki i strzały. Wiem, co tam się stało. W dniach kapitulacji natknąłem się na Felsa. Był ciężko ranny, ale przeżył nasz zamach. Obszedłem go z daleka. Dirlewangera widziałem ostatni raz, jak szedł wśród ruin z dwiema pięknymi kobietami. Miasto płonęło, na ulicach trupy. Jego skórzany płaszcz był podarty. One - blondynka i brunetka - bardzo eleganckie, zadbane. Szczebiotały wesoło. Nie wiem, czy to Polki, byłem za daleko.
          To, co pozostało z Warszawy, wysadzali minerzy. Zostaliśmy przeniesieni, ale w listopadzie znowu tam byliśmy. Graliśmy w piłkę. Piłka wpadła do piwnicy. Wskoczyłem, żeby ją wyciągnąć. W piwnicy leżały niezliczone ciała, już prawie szkielety.


          (...)
          Tekst: Włodzimierz Nowak, Angelika Kuźniak - Gazeta Wyborcza 23.VIII.2004
          Gdybyśmy nie mieli Warszawy w Generalnym Gubernatorstwie, to nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć. Warszawa jest i pozostanie ogniskiem zamętu, punktem, z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju - Hans Frank 14.12.1943 http://zamkidwory.forumoteka.pl

          Comment

          • żąleną
            D(r)u(c)h nieuchwytny
            • 2002.01
            • 13239

            #20
            Czytałem ten wywiad kiedyś w Wyborczej.

            Co jakiś czas próbuję sobie wyobrazić te i inne sceny z powstania, ale jakoś mi wyobraźni nie starcza.

            Comment

            • becik
              Generał Wszelkich Fermentacji
              🍼🍼
              • 2002.07
              • 14999

              #21
              źle wkleiłem adres linka więc poprawiam



              można przeczytać zeznania świadków o zbrodniach niemieckich podczas powstania.
              Wart uwagi jest link na tej stronie z tabelą ofiar egzekucji na Woli w dniach 5-7 sierpnia 1944, to jest po prostu szok co przez 3 dni działo sie na Woli:
              Gdybyśmy nie mieli Warszawy w Generalnym Gubernatorstwie, to nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć. Warszawa jest i pozostanie ogniskiem zamętu, punktem, z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju - Hans Frank 14.12.1943 http://zamkidwory.forumoteka.pl

              Comment

              • Mistrzu
                Kapitan Lagerowej Marynarki
                • 2003.08
                • 750

                #22
                Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika becik
                ...Drugi czołg wahał się. My osłanialiśmy przód, a SS-mani wypędzali z okolicznych domów cywilów i obstawiali nimi czołg, kazali siadać na pancerzu. Pierwszy raz widziałem coś takiego. Pędzili Polkę w długim płaszczu; tuliła małą dziewczynkę. Ludzie ściśnięci na czołgu pomagali jej wejść. Ktoś wziął dziewczynkę. Kiedy oddawał ją matce, czołg ruszył. Mała wysunęła się matce z rąk. Spadła pod gąsienice. Kobieta krzyczała. Jeden z SS-manów skrzywił się i strzelił jej w głowę. Pojechali dalej. Tych, co próbowali uciekać, SS-mani zabijali.l...
                Historia lubi się powatrzać. Do nie dawna była to często stosowana technika walki armii Izraela na terenach okupowanych.

                Comment

                • becik
                  Generał Wszelkich Fermentacji
                  🍼🍼
                  • 2002.07
                  • 14999

                  #23
                  Godzinę W przywitałem na placu Krasińskich. B-17 trzykrotnie nad nim przelatywał, trzykrotnie zrzucając ulotki. Tak jak i 62 lata temu większośc zrzutów nie trafiła gdzie trzeba.
                  Gdybyśmy nie mieli Warszawy w Generalnym Gubernatorstwie, to nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć. Warszawa jest i pozostanie ogniskiem zamętu, punktem, z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju - Hans Frank 14.12.1943 http://zamkidwory.forumoteka.pl

                  Comment

                  • Mistrzu
                    Kapitan Lagerowej Marynarki
                    • 2003.08
                    • 750

                    #24
                    A o której godzinie dokładnie przelatywał nad wami? Bo my staliśmy na Alejach Jerozolimskich od 16.40 do 17.10 i nic nie przeleciało

                    Comment

                    • becik
                      Generał Wszelkich Fermentacji
                      🍼🍼
                      • 2002.07
                      • 14999

                      #25
                      Wiem tylko że robił kółka bo za każdym razem nadlatywał znad Pragi, przelatywał nad muzeum (Powstania) dalej część Ochoty, Mokotowa i dalej zawracał przez Pragę. Przelatywał tak mniej więcej co 10 minut w godzinach - (pi razy oko) 16,30: 16,40, 16,50)

                      ps. ku mojemu zdziwieniu był naprawdę cichy i dopiero w ostatnim momencie mozna go było dostrzec jak wylatywał znad domów
                      Last edited by becik; 2006-08-01, 17:58.
                      Gdybyśmy nie mieli Warszawy w Generalnym Gubernatorstwie, to nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć. Warszawa jest i pozostanie ogniskiem zamętu, punktem, z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju - Hans Frank 14.12.1943 http://zamkidwory.forumoteka.pl

                      Comment

                      • emes
                        Major Piwnych Rewolucji
                        • 2003.08
                        • 4275

                        #26
                        Mi takie uroczystości psują występy polityków. Jak dziś oglądałem relacje z obchodów kolejnej rocznicy Powstania Warszawskiego, to niestety przeważająca cześć uroczystości stanowiła prezentacja politycznych szmat. Występy takich polityków jacy są obecnie u władzy moim zdaniem deprecjonuje każde ważniejsze święto patriotyczne.

                        Comment

                        • iron
                          Pułkownik Chmielowy Ekspert
                          🍼🍼
                          • 2002.08
                          • 6754

                          #27
                          To prawda - bardzo cichy był ten samolocik. Trze razy o godzinach wymienionych przez Becika przemknął tuż nad naszym blokiem, ale żadnych ulotek w naszej okolicy nie zrzucił - celność taka jak 62 lata temu - może o to chodziło

                          A ja teraz słucham sobie, ku czci i z okazji, pewnej płyty zespołu Lao Che.
                          Last edited by iron; 2006-08-01, 21:36.
                          bigb@n-s.pl; na Allegro jestem jako "moczu" :)
                          Nasze uszatki do podziwiania na stronie www.n-s.pl/bigb
                          Rock, Honor, Ojczyzna

                          Comment

                          • iron
                            Pułkownik Chmielowy Ekspert
                            🍼🍼
                            • 2002.08
                            • 6754

                            #28
                            Gwoli ścisłości po tych trzech kółkach ów B-17 musiał jeszcze gdzieś polecieć, bo przemknął jeszcze przed naszymi oknami tak gdzieś około 18.30, a jego kurs wskazywał, że szykuje się do lądowania na Okęciu.
                            bigb@n-s.pl; na Allegro jestem jako "moczu" :)
                            Nasze uszatki do podziwiania na stronie www.n-s.pl/bigb
                            Rock, Honor, Ojczyzna

                            Comment

                            • kiszot
                              Pułkownik Chmielowy Ekspert
                              🍼🍼
                              • 2001.08
                              • 8114

                              #29
                              Ale macie problemy w tej Stolicy.Leciał czy nie leciał.To takie ważne?
                              Lwów zawsze polski,Bytom zawsze niemiecki.
                              1 FOLKSDOJCZ BROWARU :D

                              Da seufzt sie still, ja still und flüstert leise:
                              Mein Schlesierland, mein Heimatland,
                              So von Natur, Natur in alter Weise,
                              Wir sehn uns wieder, mein Schlesierland,
                              Wir sehn uns wieder am Oderstrand.

                              Comment

                              • becik
                                Generał Wszelkich Fermentacji
                                🍼🍼
                                • 2002.07
                                • 14999

                                #30
                                Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika kiszot
                                Ale macie problemy w tej Stolicy.Leciał czy nie leciał.To takie ważne?
                                Dla kogoś kto się tym interesuje i emocjonuje ważne. Jeszcze masz jakieś pytania?
                                Gdybyśmy nie mieli Warszawy w Generalnym Gubernatorstwie, to nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć. Warszawa jest i pozostanie ogniskiem zamętu, punktem, z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju - Hans Frank 14.12.1943 http://zamkidwory.forumoteka.pl

                                Comment

                                Przetwarzanie...
                                X