Jako, ze mieszkamy w Bawarii, a tegoroczna majówka jest krótka, postanowiłem z żoną nie pchać się do Wrocławia, tylko zbadać, jak ma się kraftowa scena Bawarii. Odwiedziliśmy festiwal w Ingolstadt. Kilka przemyśleń i konfrontacji na linii Niemcy-WFDP 2015 oraz kraft z Polski, a z Niemiec.
Po pierwsze, wstęp i oferta "na wejściu". W Ingolstadt wejście kosztuje 9 euro, w tym jest szkło festiwalowe, mapki oraz 3 kupony na piwo (jeden kupon - 100ml, szkło cechowane tylko na taką objętość). Kupony można potem dokupić w cenie 1 kupon - 1 euro. Widać, że na wstępie organizatorzy pozycjonują festiwal, niejako elitaryzują go ceną biletu wstępu. U nas jest to jednak zwykle opłata symboliczna. Zdecydowanie na plus jest szkło dla każdego - nikt nie pije z plastiku. Wchodząc, dostajemy opaskę uprawniającą do wchodzenia i wychodzenia dowolną liczbę razy, nie jesteśmy więc skazani na jedzenie w środku, można też zrobić sobie
przerwę i wrócić na festiwal później. Wchodzimy.
Sam teren festiwalu to mała hala (tak 30x7m) z około 25 browarami, sceną, częścią z jedzeniem, ubikacjami, płuczkami do szkła itp. Na środku scena z pogadankami przeplatanymi spokojną i cichą muzyką. Wielki plus za zadbanie o to, żeby do każdych kupowanych próbek, szkło było świeże - można je przepłukać, można poprosić o nowe, można je wymienić na strefie "mycia". W PL jak wiadomo jest z tym bardzo różnie, choć idzie ku lepszemu. Nie nachalna muzyka także na plus. Zadziwiły nas pustki - w całej hali w sobotę ok 15 było może 50 osób. No ale cena biletów robi swoje. Zjawisko kolejki, czekania na piwo nie ma więc miejsca. Każdy browar ma wystrojone pod siebie stoisko, widać, że włożona została w to praca. Fajnie. To co - idziemy się napić!
I tu pojawia się problem, a właściwie cała ich masa. Po kolei - skąd dostajemy piwo. Otóż - w 80% browarów - z butelek! Nawet jak są nalewaki, to obsługa mówi, że tylko dla picu i mają tylko piwa butelkowe. Ok, ale pojemność serwowana na festiwalu to 100ml, czy mają więc tak małe butelki? Nie! Nalewają po te 100ml, kapslują ręką piwo i wsadzają do lodówki! Zamurowało mnie tak samo, jak organizatora moje pytanie, czemu nie ma praktycznie wcale piw lanych (odpowiedział, że to małe browary i nie mają nalewaków/beczek - bzdura).
Nikt, ale to nikt nie rozmawia po angielsku, co nie przeszkadza nadawać im nazw browarów/piw w języku tymże. Ja akurat po niemiecku mówię, ale co z innymi goścmi z za granicy?
Olewamy temat butelek, próbujemy tych piw. I tu kolejna niespodzianka - na butelkach nie ma info o ekstrakcie, obsługa nie ma pojęcia, co to jest ekstrakt początkowy (ok, nie miała pojęcia na 5 stoiskach), a nawet jak już ma, to nie wie, ile on wynosi. No i człowiek głowi się, czy taki np. porter 6.9% alkoholu, będzie lekkim porterem, czy słodką siekierą... Generalnie załamaliśmy się poziomem wiedzy obsługi - wymienić ekstrakt, chmiele, ba! - czasem styl piwa, to było wyzwanie. W końcu jednak nalali nam coś tam - koniec końców
spróbowaliśmy 10 piw z 9 browarów. Czemu tak mało? Bo z tych 10 piw, 8 było katastrofalnych, 2 były co najwyżej średnie. Kombinatorstwo browarów nie zna granic - był np. single hop Equinox - super, ale dowiaduję się, że ten chmiel i owszem był, ale na zimno chmielony w tanku i już, a wcześniej to piwo było zwykłym hellesem (to jaki to single hop, ludzie!). Piwa, nawet mieniące się IPAmi, miały bardzo słabe aromaty chmielowe, głównie dawały skarpetą, masłem czy stęchlizną. Załamka kompletna. Porter, na który się napaliłem,
smakował jak dry stout, a miał być wyraźnie kawowy i czekoladowy... Whiskey outmeal stout dawał praktycznie tylko śliwką i alkoholem, imperial IPA miała praktycznie zerowy aromat, smak płaski jak lekko nachmielony pils... Naprawdę nie wiem, jak można organizować festiwal piwa, nie mając ani nalewaków, ani piwa! Był/jest to raczej festiwal wygazowanego, wadliwego (szczególnie w aromacie - katastrofa!) pseudokraftowego piwa, którego jedyną wyjątkowością jest chyba tylko wybicie browaru, z którego pochodzi... Dodam, że skupiliśmy się na piwach z browarów, które znamy (SchneiderWeisse, Camba Bavaria, Riegele Augsburg itp), dopiero później daliśmy szansę mniej nam znanym markom. Nie miało to jednak znaczenia dla smaku i aromatu.
Po co to wszystko piszę? Po trochu, żeby zdać relację z wydarzenia, a po trochu, żeby pokazać Wam, że nasz piwny świat stoi na bardzo wysokim poziomie, organizacyjnie i piwnie nie mamy absolutnie czego i kogo się obawiać, jesteśmy zdecydowanie w czubie rewolucji. I tym akcentem, wychwalając osiągnięcia Polaków w Dzień
Flagi kończę przydługą wypowiedź
Po pierwsze, wstęp i oferta "na wejściu". W Ingolstadt wejście kosztuje 9 euro, w tym jest szkło festiwalowe, mapki oraz 3 kupony na piwo (jeden kupon - 100ml, szkło cechowane tylko na taką objętość). Kupony można potem dokupić w cenie 1 kupon - 1 euro. Widać, że na wstępie organizatorzy pozycjonują festiwal, niejako elitaryzują go ceną biletu wstępu. U nas jest to jednak zwykle opłata symboliczna. Zdecydowanie na plus jest szkło dla każdego - nikt nie pije z plastiku. Wchodząc, dostajemy opaskę uprawniającą do wchodzenia i wychodzenia dowolną liczbę razy, nie jesteśmy więc skazani na jedzenie w środku, można też zrobić sobie
przerwę i wrócić na festiwal później. Wchodzimy.
Sam teren festiwalu to mała hala (tak 30x7m) z około 25 browarami, sceną, częścią z jedzeniem, ubikacjami, płuczkami do szkła itp. Na środku scena z pogadankami przeplatanymi spokojną i cichą muzyką. Wielki plus za zadbanie o to, żeby do każdych kupowanych próbek, szkło było świeże - można je przepłukać, można poprosić o nowe, można je wymienić na strefie "mycia". W PL jak wiadomo jest z tym bardzo różnie, choć idzie ku lepszemu. Nie nachalna muzyka także na plus. Zadziwiły nas pustki - w całej hali w sobotę ok 15 było może 50 osób. No ale cena biletów robi swoje. Zjawisko kolejki, czekania na piwo nie ma więc miejsca. Każdy browar ma wystrojone pod siebie stoisko, widać, że włożona została w to praca. Fajnie. To co - idziemy się napić!
I tu pojawia się problem, a właściwie cała ich masa. Po kolei - skąd dostajemy piwo. Otóż - w 80% browarów - z butelek! Nawet jak są nalewaki, to obsługa mówi, że tylko dla picu i mają tylko piwa butelkowe. Ok, ale pojemność serwowana na festiwalu to 100ml, czy mają więc tak małe butelki? Nie! Nalewają po te 100ml, kapslują ręką piwo i wsadzają do lodówki! Zamurowało mnie tak samo, jak organizatora moje pytanie, czemu nie ma praktycznie wcale piw lanych (odpowiedział, że to małe browary i nie mają nalewaków/beczek - bzdura).
Nikt, ale to nikt nie rozmawia po angielsku, co nie przeszkadza nadawać im nazw browarów/piw w języku tymże. Ja akurat po niemiecku mówię, ale co z innymi goścmi z za granicy?
Olewamy temat butelek, próbujemy tych piw. I tu kolejna niespodzianka - na butelkach nie ma info o ekstrakcie, obsługa nie ma pojęcia, co to jest ekstrakt początkowy (ok, nie miała pojęcia na 5 stoiskach), a nawet jak już ma, to nie wie, ile on wynosi. No i człowiek głowi się, czy taki np. porter 6.9% alkoholu, będzie lekkim porterem, czy słodką siekierą... Generalnie załamaliśmy się poziomem wiedzy obsługi - wymienić ekstrakt, chmiele, ba! - czasem styl piwa, to było wyzwanie. W końcu jednak nalali nam coś tam - koniec końców
spróbowaliśmy 10 piw z 9 browarów. Czemu tak mało? Bo z tych 10 piw, 8 było katastrofalnych, 2 były co najwyżej średnie. Kombinatorstwo browarów nie zna granic - był np. single hop Equinox - super, ale dowiaduję się, że ten chmiel i owszem był, ale na zimno chmielony w tanku i już, a wcześniej to piwo było zwykłym hellesem (to jaki to single hop, ludzie!). Piwa, nawet mieniące się IPAmi, miały bardzo słabe aromaty chmielowe, głównie dawały skarpetą, masłem czy stęchlizną. Załamka kompletna. Porter, na który się napaliłem,
smakował jak dry stout, a miał być wyraźnie kawowy i czekoladowy... Whiskey outmeal stout dawał praktycznie tylko śliwką i alkoholem, imperial IPA miała praktycznie zerowy aromat, smak płaski jak lekko nachmielony pils... Naprawdę nie wiem, jak można organizować festiwal piwa, nie mając ani nalewaków, ani piwa! Był/jest to raczej festiwal wygazowanego, wadliwego (szczególnie w aromacie - katastrofa!) pseudokraftowego piwa, którego jedyną wyjątkowością jest chyba tylko wybicie browaru, z którego pochodzi... Dodam, że skupiliśmy się na piwach z browarów, które znamy (SchneiderWeisse, Camba Bavaria, Riegele Augsburg itp), dopiero później daliśmy szansę mniej nam znanym markom. Nie miało to jednak znaczenia dla smaku i aromatu.
Po co to wszystko piszę? Po trochu, żeby zdać relację z wydarzenia, a po trochu, żeby pokazać Wam, że nasz piwny świat stoi na bardzo wysokim poziomie, organizacyjnie i piwnie nie mamy absolutnie czego i kogo się obawiać, jesteśmy zdecydowanie w czubie rewolucji. I tym akcentem, wychwalając osiągnięcia Polaków w Dzień
Flagi kończę przydługą wypowiedź
Comment