Giełda była dla mnie średnio udana, bo niewielu szklarzy przyjechało i z niewielkim wyborem. Parę ładnych szkiełek jednak udało mi się zdobyć.
Za to sam wyjazd był miodzio. Żałuję, że musiałem wracać akurat wtedy, kiedy doszlusowali Stary Kocur z rodziną, Cyrkonia (vel Cyrk Konia) i Renata.
A oto relacja w punktach:
1. Przyjeżdżam do Arta, gdzie mam spędzić noc z czwartku na piątek. Pijemy sobie piwko i około 3 jednogłośnie stwierdzamy, że nie ma sensu iść spać, bo i tak o 6 z hakiem Art jest umówiony na dworcu z Pivarią.
2. Przechwytujemy piwko od Pivarii, który jest straszliwie zaspany. I po co było spać? My jesteśmy rześcy jak skowronki.
3. Po drodze na dworzec i z powrotem Art pokazuje mi Opole: o, za tymi garażami jest dziura; to jest rondo, mamy ronda w Opolu; to jest pies; tu był sklep komputerowy; do tego kosza na śmieci nigdy nic nie wrzuciłem.
4. Wskakujemy do samochodu Pjenkników i jedziemy do Ostrawy. Wbrew naszym oczekiwaniom nie możemy nadrobić zaległości sennych, bo Pjenknik nie potrafi płynnie prowadzić, a na granicy nie ma kolejki (skandal!).
5. Przyjeżdżamy do Ostrawy, ale giełda jeszcze w powijakach, więc żegnamy ją do soboty i uderzamy na miasto. W jednej z knajp dostaję orgazmu podczas konsumpcji ciemnego Bernarda.
6. Kończymy dzień w restauracji hotelowej w składzie Art, Gośka i ja. Knajpa jest w starym dobrym PRL-owskim stylu, nawet jest śpiewak z syntezatorem wykonujący międzynarodowe przeboje, ale zawsze po czesku.
7. W sobotę odwiedzamy giełdę: wystawców sporo, ale szkła jak na lekarstwo. Ostatnie piwo, wypad do supermarketu i zostawiam towarzystwo. Wskakuję do samochodu Szczuki i adieu Ostrawo.
Wielkie podziękowania dla wszystkich za świetnie spędzony czas. Dziękuję też Pjenknikowi i Szczuce za transport, a Artowi za nocleg.
P.S. Przywiozłem 28 piw. Z każdym wypadem przywożę więcej, aż boję się pomyśleć, co będzie za parę lat...
Za to sam wyjazd był miodzio. Żałuję, że musiałem wracać akurat wtedy, kiedy doszlusowali Stary Kocur z rodziną, Cyrkonia (vel Cyrk Konia) i Renata.
A oto relacja w punktach:
1. Przyjeżdżam do Arta, gdzie mam spędzić noc z czwartku na piątek. Pijemy sobie piwko i około 3 jednogłośnie stwierdzamy, że nie ma sensu iść spać, bo i tak o 6 z hakiem Art jest umówiony na dworcu z Pivarią.
2. Przechwytujemy piwko od Pivarii, który jest straszliwie zaspany. I po co było spać? My jesteśmy rześcy jak skowronki.
3. Po drodze na dworzec i z powrotem Art pokazuje mi Opole: o, za tymi garażami jest dziura; to jest rondo, mamy ronda w Opolu; to jest pies; tu był sklep komputerowy; do tego kosza na śmieci nigdy nic nie wrzuciłem.
4. Wskakujemy do samochodu Pjenkników i jedziemy do Ostrawy. Wbrew naszym oczekiwaniom nie możemy nadrobić zaległości sennych, bo Pjenknik nie potrafi płynnie prowadzić, a na granicy nie ma kolejki (skandal!).
5. Przyjeżdżamy do Ostrawy, ale giełda jeszcze w powijakach, więc żegnamy ją do soboty i uderzamy na miasto. W jednej z knajp dostaję orgazmu podczas konsumpcji ciemnego Bernarda.
6. Kończymy dzień w restauracji hotelowej w składzie Art, Gośka i ja. Knajpa jest w starym dobrym PRL-owskim stylu, nawet jest śpiewak z syntezatorem wykonujący międzynarodowe przeboje, ale zawsze po czesku.
7. W sobotę odwiedzamy giełdę: wystawców sporo, ale szkła jak na lekarstwo. Ostatnie piwo, wypad do supermarketu i zostawiam towarzystwo. Wskakuję do samochodu Szczuki i adieu Ostrawo.
Wielkie podziękowania dla wszystkich za świetnie spędzony czas. Dziękuję też Pjenknikowi i Szczuce za transport, a Artowi za nocleg.
P.S. Przywiozłem 28 piw. Z każdym wypadem przywożę więcej, aż boję się pomyśleć, co będzie za parę lat...
Comment