Muszę przyznać, że impreza choć osobowo skromna (Art, Gambrinus z bratem, Marcopolok i ja z Elfem), była udana.
Teraz dostrzegam podobieństwo Gambrinusa do osobnika na zdjątku - mieliśmy z Marko pewne wątpliwości, przez co trochę trwało zanim się odnależliśmy. Na nasze usprawiedliwienie niech będzie to, że Gambrinus na poczatku był bez kufla, co jednak zmieniło przybycie Arta
Gliwicki Stary Browar spodobał się nam bardzo (piliśmy Żywca, Złotego Bażanta i zapłakaliśmy nad losem piw Żywieckich, po czym, nastąpiła wymiana piwno - gadżetowa), niestety po póltorej godzinie, na sali obok rozpoczęło sie wesele. Nastąpiła więc ewakuacja do zacisznej mordowienki tuż obok Starego Browaru, gdzie uraczyliśmy się piwem zabrzańskim (nie zachwyciło), a Gambrinus popróbował także Brackiego, które - na moje oko - bardzo mu zasmakowało.
Ponowna ewakuacja i w małym tłoku,samochodem brata Gambrinusa, cała nasza 6-ka przeniosła się do Katowic, gdzie w ogródku Żywca, u stóp Teatru, na Gambrinusa czekała już silna grupa poza forumowa. Tam znowu był Żywczyk i kolejka do ukrytej, ale przez nas odkrytej toalety. A ja spotkałem tam (nie w toalecie, ale przy obsłudze kranu z piwem) człowieka, którego nie widziałem 13-14 lat, a chodziliśmy razem do technikum.
Z pod teatru nastąpiło przeniesienie na ulicę Wawelską, gdzie Gambrinus mógł poczuć się przez chwilę jak w rodzinnym mieście . W jednym z ogródków piwnych, niektórzy jeszcze zamówili piwo, Art z Marko zjedli pizzę, a ja z Elfem musieliśmy już uciekać. Więc co było dalej muszą zdradzić pozostali.
Tak w skrócie, to by było tyle
jakimś cudem znalezliśmy się z ART-em na dworcu PKP gdzie zostaliśmy ponownie osaczeni przez chłopczyka z kartkami
nastepnie wydaliśmy fortunę na bilet kolejowy relacji Katowice- Opole.
W pociągu rozmowa toczyła się na wiele tematów których w większości już nie pamiętam niestety.
Co zapamiętam na długo to piwko podarowane nam przez Gambrinusa. India pal ale.
mam nadzieję że kiedyś będę miał okazję go jeszcze popróbować
bo pite w pociągu piwo o temp. przekraczającej 30 stopni zbyt dobrze nie smakowało niestety.
W opolu oczywiście uciekł nam ostatni autobus, więc na piechotkę! z plecakiem! według zapewnień admina 25 min
spacer był jednak na tyle długi aby wyczerpać moje wszystkie siły witalne i padłem jak nieżywy w połowie interesujących wspomnień z Berlina.
Skromne 3 grosze do tematu zgłoszę:
jako że jestem tylko teoretykiem w sprawie piwa, chciałam zaznaczyc, że spotkanie nie było monotematyczne i nawet mnie było miło! Chętnie poznam następnych sympatyków piwa!
Jak dla mnie spotkanie bylo bardzo udane, zarowno od strony towarzyskiej, jak i piwnej Wielkie dzieki wszystkim!!! Licze na nastepny raz (moze tym razem Wroclaw?). Moje trzy kufle sa juz bezpiecznie w USA, jak rowniez 14 butelek i puszek piwa, ktore odwaznie przemycilem. Recenzje wkrotce...
Wielka szkoda że mnie nie było.Ale ja byłem właśnie w trasie.
Może następnym razem wychylimy kufelek jakiegoś zacnego piwa.
Lwów zawsze polski,Bytom zawsze niemiecki.
1 FOLKSDOJCZ BROWARU :D
Da seufzt sie still, ja still und flüstert leise:
Mein Schlesierland, mein Heimatland,
So von Natur, Natur in alter Weise,
Wir sehn uns wieder, mein Schlesierland,
Wir sehn uns wieder am Oderstrand.
Comment