No i masz. Gdyby taksówki były sponsorowane przez państwo, dotarlibyśmy z Grzeberem na czas, a tak ominęło nas Darkowe piwo, za wyjątkiem marnego łyka z dna szklanki (i nawet nie był to porter). Chociażbyś zatem stanął na szklance grodziskiego, Pieczarku, nie zaprzeczysz, że brak dotacji utrudnia życie obywatela, a przecież to obywatelowi powinno być wygodnie w państwie, a nie państwu z obywatelem, czyż nie?
Jak słusznie zauważył któryś ze stałych klientów, kolejka po piwo była jak w latach 80. Ów klient mógł sobie całkiem wygodnie zauważać wszystko co się dało z perspektywy swojego siedziska, bo jego kumpel nalewał właśnie rundkę piwa dla całej jego gromadki, podczas gdy normalna (nie waham sie powiedzieć - uczciwa!) kolejka stała z drugiej strony lady i czekała, aż ktoś wreszcie naleje IM (pani Teresa walczyła z gastronomią na zapleczu). Sytuację forumowiczów próbowała ratować Małażonka w sposób następujący i, musicie chyba przyznać, wielce kobiecy. Weszła otóż za ladę, podeszła do nalewaka z Belfastem i zagaiła:
- A wy co tam stoicie?
Nie znaleźliśmy na to odpowiedzi. A było nas parę mózgów do kupy, chyba ze cztery, w tym dwa świeże, maturowe. Za chwilę jednak sytuacja się wyjaśniła:
- Nalać wam?
Na to znaleźliśmy odpowiedź natychmiastową. Usłyszeliśmy:
- Ile?
Policzyliśmy i wyszło, że trzy, a może nawet cztery. W wyniku rekonesansu zamówienie zaczęło jednak pączkować i ostatecznie wyszło nam, że chcemy sześć. Na to Małażonka z typowo kobiecą konsekwencją oznajmiła, iż nie zamierza sterczeć przy nalewaku, nalała cztery i sobie poszła. Dwa wziął Grzeber (dla siebie i Pieci), dwa Slavoy (dla siebie i siebie), a ja wciąż tkwiłem w latach 80, podczas gdy za mną Belze z kumplem robili sobie trening siłowy rozliczając się z moniaków i kalkulując, na co też jeszcze im starczy.
Belfast był niczego sobie, jednak gwiazdą wieczoru w całej plenerowej Rybitwie był Piecia, który mówiąc darł się tak niemożebnie, że na niebie pojawiły się chmury.
Epilog: gdy z autobusu marki 506 wysiedli już Piecia, Darek i Grzeber, i zostałem sam, usłyszałem nagle przenikliwy wrzask, którego autorem mogła być tylko jedna osoba. Okazało się, że jechałem (jechaliśmy?) część drogi z Ironami. Inni pasażerowie też to chyba zauważyli.
Jak słusznie zauważył któryś ze stałych klientów, kolejka po piwo była jak w latach 80. Ów klient mógł sobie całkiem wygodnie zauważać wszystko co się dało z perspektywy swojego siedziska, bo jego kumpel nalewał właśnie rundkę piwa dla całej jego gromadki, podczas gdy normalna (nie waham sie powiedzieć - uczciwa!) kolejka stała z drugiej strony lady i czekała, aż ktoś wreszcie naleje IM (pani Teresa walczyła z gastronomią na zapleczu). Sytuację forumowiczów próbowała ratować Małażonka w sposób następujący i, musicie chyba przyznać, wielce kobiecy. Weszła otóż za ladę, podeszła do nalewaka z Belfastem i zagaiła:
- A wy co tam stoicie?
Nie znaleźliśmy na to odpowiedzi. A było nas parę mózgów do kupy, chyba ze cztery, w tym dwa świeże, maturowe. Za chwilę jednak sytuacja się wyjaśniła:
- Nalać wam?
Na to znaleźliśmy odpowiedź natychmiastową. Usłyszeliśmy:
- Ile?
Policzyliśmy i wyszło, że trzy, a może nawet cztery. W wyniku rekonesansu zamówienie zaczęło jednak pączkować i ostatecznie wyszło nam, że chcemy sześć. Na to Małażonka z typowo kobiecą konsekwencją oznajmiła, iż nie zamierza sterczeć przy nalewaku, nalała cztery i sobie poszła. Dwa wziął Grzeber (dla siebie i Pieci), dwa Slavoy (dla siebie i siebie), a ja wciąż tkwiłem w latach 80, podczas gdy za mną Belze z kumplem robili sobie trening siłowy rozliczając się z moniaków i kalkulując, na co też jeszcze im starczy.
Belfast był niczego sobie, jednak gwiazdą wieczoru w całej plenerowej Rybitwie był Piecia, który mówiąc darł się tak niemożebnie, że na niebie pojawiły się chmury.
Epilog: gdy z autobusu marki 506 wysiedli już Piecia, Darek i Grzeber, i zostałem sam, usłyszałem nagle przenikliwy wrzask, którego autorem mogła być tylko jedna osoba. Okazało się, że jechałem (jechaliśmy?) część drogi z Ironami. Inni pasażerowie też to chyba zauważyli.
Comment