Parę słów, bez ładu i składu. Jak całe to miasto W pierwszych słowach tego nikomu niepotrzebnego raporciku muszę stwierdzić, że tak brzydkiego miasta jak Londyn to jeszcze nie widziałem. Całe szczęście, że nie ma takiego miasta
Miasto wygląda jak skrzyżowanie ruder na polskich ogródkach działkowych z 12 wieczną twierdzą, w której wyrosły szklano-metalowe 50 piętrowe "domy". Nie ma żadnego planu przestrzennego, jeden wielki chaos i wolna "angielka". Obok przepięknego X-XII wiecznego budynku Tower of London wznoszą się biurowce, XVII wieczna uliczka kończy się grupą klocków z lat 70 XX wieku. Nie ma tego co ja osobiście najbardziej lubię - zwartej zabytkowej zabudowy (Starego Miasta).
Miasto jest też dla mnie zdecydowanie za duże i o jakieś 90% za bardzo przeludnione.
Strasznie mnie zmęczyło. Ale być może dla ludzi którzy lubią "przeludnienie", lubią energię, lubią masy ludzi, chaos i ogromne tempo życia jest to idealne miejsce. Bo prawdą jest, że czuć w tym mieście potężną siłę i energię (którą mnie przytłaczała ale dla pewnie dzisiejszych młodych ludzi jest bardzo OK).
Za to PUBY, tu czułem się rybka która lubi pływać. Z premedytacją odpuściłem nowoczesne lokale "piwnej rewolucji", chcąc zobaczyć jak wygląda lokalny pub i jaką ma "przeciętną" piwną ofertę.
Odwiedziłem jakieś 20-25 pubów i wnioski są takie:
1. Oferta jest niesamowicie szeroka (w każdym było dwa, trzy stałe real ale plus 4-6 „gości”. Picie piw nalewanych w pompy jest bardzo przyjemne ponieważ nie zalegając na żołądku, za to są niesamowicie pijalne. Większość piw miała wyraźniie owocowy-estrowy aromat i smak, były średnio chmielone. Takie niezobowiązujące piwa ale o porządnej jakości. Tego czego brakuje mi w Polsce, gdzie albo bezsmakowy koncern, albo od razu wity-sryty i aipy-srity ) Bardzo fajne były stouty i portery. Szczegółow o piwach w drugim odcinku, tu tylko dodam, że paradoksalnie hitem wyjazdu było dla WITBIER z browaru Camden, lany w lokalu na szlaku East Path of River Thames (nazwę podam potem, z notatek bo teraz nie pamiętam).
2. Towarzystwo przeróżne i mieszane. Chociaż bliżej centrum więcej garniturowców, a w dzielnicy w któ®ej nocowaliśmy (Hammersmith/Sheperds Bush) już bardzo robotniczo. Dwa – z reguły nikt nie przejawiał specjalnego zainteresowania „obcym”. I tu znowu różnica pomiędzy centrum a miejscem noclegu (tu w lokalnym pubie „dresiarsko”-robotniczym trochę czujnego wzroku już było ale lody zostały szybko przełamane – lubili tam widzewiaków
3. To co mnie zaszokowało to SELEKCJA do pubów. U nas selekcja jest do klubów i dyskotek, w Londynie w piątek i sobotę selekcja odbywała się do zwyklych pubów i to tych też pzdecydowanie poza centrum. Do jednego koło naszego hotelu „wtargnąłem” prawie na siłę (indagowany – a po co chcesz wejść, odpowiedziałem to drink a good beer i jakoś wszedłem) Był to pub rekomendaowany przez CAMRA i dostałem jego adres od przedstawiciela West Branch of CAMRA – Defektors Weld się nazywał i był rzeczywiście jednym z fajniejszych. Do drugiego (The Swan) wejść na to hasło mi się nie udało. Chyba przez ubranie w dresy
Tak więc z jednej strony w pubach panuje wymieszanie towarzystwa ale i klasowa segregacja nie jest rzadko spotykana.
4. W każdym prawie pubie odbywa się kwesta na cele charytatywne, często organizowane są koncerty/festiwale charytatywne. Ja trafiłem na Oxjam fest - odbywał się w różnych dzielnicach w sposób "przechodni" - w jednym tygodniu w Hammersmith, potem przenosił gdzie indziej.
5. Obsługa z reguły miła i uczynna, chociaż nie służalcza. Hehehe głównie polska ))) O ile funkcje typu sprzątanie ulic opanowane są przez nacje kolorowe, o tyle puby to głównie emigranci z Polski.
Podsumowując puby są na pewno ciekawą częścią życia angielskiej stolicy.
Co jeszcze warto zobaczyć w Londynie? Na pewno Muzea. Miałem za mało czasu ale spędziłem jeden dzień w British Museum, i kilka godzin w Muzeum Historii Naturalnej. Odwiedziłem oczywiście Buckingham Palace, Big Bena, Tower Brigde.
Zwracają uwagę też parki - bez nich życie w tym mieście byłoby chyba niemożliwe.
Ogólnie - na pewno warto było pojechać do Londynu ale nie ciągnie mnie tam drugi raz. Zdecydowanie wolę Pragę, Wiedeń czy wrocławską i gdańską Starówkę.
Miasto jest też przeraźliwie drogie dla średnio zarabiającego Polaka. Zdarzają się też oszustwa - mnie oszukano Ładując, a w zasadzie nie ładując karty Oyster. A asystenci na metrze są raczej niezbyt pomocni. Niezbyt miło bywało też w hotelu gdzie obsługiwali kompletnie nieuczynni i obcesowi Pakistańczycy.
acha - wszędzie są kamery i pełno policji, także na koniach, aż człowiek sobie myśli, że ten PRL to był calkiem wolny kraj pozbawiony tak permanentnej inwigilacji jak dzisiejszy Londyn (ale to tak na marginesie) - to tak na marginesie zupełnie. Podobnie jest z architekturą - zarzuca się pereelowskiej brak estetyki, zapewniam, że architektura z lat PRL w porównaniu z tym jak wygląda Londyn to szczyt piękna, estetyki przyjaznej człowiekowi przestrzeni publicznej.
W drugim odcinku trochę bardziej szczegółowo o piwach i piwnej scenie Londynu.
Miasto wygląda jak skrzyżowanie ruder na polskich ogródkach działkowych z 12 wieczną twierdzą, w której wyrosły szklano-metalowe 50 piętrowe "domy". Nie ma żadnego planu przestrzennego, jeden wielki chaos i wolna "angielka". Obok przepięknego X-XII wiecznego budynku Tower of London wznoszą się biurowce, XVII wieczna uliczka kończy się grupą klocków z lat 70 XX wieku. Nie ma tego co ja osobiście najbardziej lubię - zwartej zabytkowej zabudowy (Starego Miasta).
Miasto jest też dla mnie zdecydowanie za duże i o jakieś 90% za bardzo przeludnione.
Strasznie mnie zmęczyło. Ale być może dla ludzi którzy lubią "przeludnienie", lubią energię, lubią masy ludzi, chaos i ogromne tempo życia jest to idealne miejsce. Bo prawdą jest, że czuć w tym mieście potężną siłę i energię (którą mnie przytłaczała ale dla pewnie dzisiejszych młodych ludzi jest bardzo OK).
Za to PUBY, tu czułem się rybka która lubi pływać. Z premedytacją odpuściłem nowoczesne lokale "piwnej rewolucji", chcąc zobaczyć jak wygląda lokalny pub i jaką ma "przeciętną" piwną ofertę.
Odwiedziłem jakieś 20-25 pubów i wnioski są takie:
1. Oferta jest niesamowicie szeroka (w każdym było dwa, trzy stałe real ale plus 4-6 „gości”. Picie piw nalewanych w pompy jest bardzo przyjemne ponieważ nie zalegając na żołądku, za to są niesamowicie pijalne. Większość piw miała wyraźniie owocowy-estrowy aromat i smak, były średnio chmielone. Takie niezobowiązujące piwa ale o porządnej jakości. Tego czego brakuje mi w Polsce, gdzie albo bezsmakowy koncern, albo od razu wity-sryty i aipy-srity ) Bardzo fajne były stouty i portery. Szczegółow o piwach w drugim odcinku, tu tylko dodam, że paradoksalnie hitem wyjazdu było dla WITBIER z browaru Camden, lany w lokalu na szlaku East Path of River Thames (nazwę podam potem, z notatek bo teraz nie pamiętam).
2. Towarzystwo przeróżne i mieszane. Chociaż bliżej centrum więcej garniturowców, a w dzielnicy w któ®ej nocowaliśmy (Hammersmith/Sheperds Bush) już bardzo robotniczo. Dwa – z reguły nikt nie przejawiał specjalnego zainteresowania „obcym”. I tu znowu różnica pomiędzy centrum a miejscem noclegu (tu w lokalnym pubie „dresiarsko”-robotniczym trochę czujnego wzroku już było ale lody zostały szybko przełamane – lubili tam widzewiaków
3. To co mnie zaszokowało to SELEKCJA do pubów. U nas selekcja jest do klubów i dyskotek, w Londynie w piątek i sobotę selekcja odbywała się do zwyklych pubów i to tych też pzdecydowanie poza centrum. Do jednego koło naszego hotelu „wtargnąłem” prawie na siłę (indagowany – a po co chcesz wejść, odpowiedziałem to drink a good beer i jakoś wszedłem) Był to pub rekomendaowany przez CAMRA i dostałem jego adres od przedstawiciela West Branch of CAMRA – Defektors Weld się nazywał i był rzeczywiście jednym z fajniejszych. Do drugiego (The Swan) wejść na to hasło mi się nie udało. Chyba przez ubranie w dresy
Tak więc z jednej strony w pubach panuje wymieszanie towarzystwa ale i klasowa segregacja nie jest rzadko spotykana.
4. W każdym prawie pubie odbywa się kwesta na cele charytatywne, często organizowane są koncerty/festiwale charytatywne. Ja trafiłem na Oxjam fest - odbywał się w różnych dzielnicach w sposób "przechodni" - w jednym tygodniu w Hammersmith, potem przenosił gdzie indziej.
5. Obsługa z reguły miła i uczynna, chociaż nie służalcza. Hehehe głównie polska ))) O ile funkcje typu sprzątanie ulic opanowane są przez nacje kolorowe, o tyle puby to głównie emigranci z Polski.
Podsumowując puby są na pewno ciekawą częścią życia angielskiej stolicy.
Co jeszcze warto zobaczyć w Londynie? Na pewno Muzea. Miałem za mało czasu ale spędziłem jeden dzień w British Museum, i kilka godzin w Muzeum Historii Naturalnej. Odwiedziłem oczywiście Buckingham Palace, Big Bena, Tower Brigde.
Zwracają uwagę też parki - bez nich życie w tym mieście byłoby chyba niemożliwe.
Ogólnie - na pewno warto było pojechać do Londynu ale nie ciągnie mnie tam drugi raz. Zdecydowanie wolę Pragę, Wiedeń czy wrocławską i gdańską Starówkę.
Miasto jest też przeraźliwie drogie dla średnio zarabiającego Polaka. Zdarzają się też oszustwa - mnie oszukano Ładując, a w zasadzie nie ładując karty Oyster. A asystenci na metrze są raczej niezbyt pomocni. Niezbyt miło bywało też w hotelu gdzie obsługiwali kompletnie nieuczynni i obcesowi Pakistańczycy.
acha - wszędzie są kamery i pełno policji, także na koniach, aż człowiek sobie myśli, że ten PRL to był calkiem wolny kraj pozbawiony tak permanentnej inwigilacji jak dzisiejszy Londyn (ale to tak na marginesie) - to tak na marginesie zupełnie. Podobnie jest z architekturą - zarzuca się pereelowskiej brak estetyki, zapewniam, że architektura z lat PRL w porównaniu z tym jak wygląda Londyn to szczyt piękna, estetyki przyjaznej człowiekowi przestrzeni publicznej.
W drugim odcinku trochę bardziej szczegółowo o piwach i piwnej scenie Londynu.
Comment