Tytuł oczywiście żartobliwy, bo Europejczyk w Korei Północnej nie wyszpieguje dokładnie nic.Wycieczka na dzień dobry dostaje miejscową przewodniczkę i "opiekuna" - najprawdopodobniej ze Służby Bezpieczeństwa - i nie zobaczy nic poza tym, na co oni pozwolą. Jeżeli nawet jest dozwolona turystyka indywidualna(bo tu akurat bywa różnie -czasem tak, czasem nie) to i tak procedura jest ta sama - przewodnik i "opiekun".Po zwiedzaniu i odstawieniu turysty do hotelu nie można go opuścić, bo przy wyjściu z terenu hotelowego jest straż, która tego pilnuje.Teoretycznie możnaby gdzieś przeskoczyć ogrodzenie, ale i tak nie da się wtopić w tłum, więc szansa na dekonspirację wynosi 100% a złapanie gwarantuje nieprzyjemności.
Korea bardzo stara się udawać normalny kraj.W stolicy Pyongyangu (Phenianie) to się nawet dośc skutecznie udaje. Poza stolicą już gorzej - praktycznie brak ruchu samochodowego, co przy szerokich drogach robi niesamowite wrażenie, niemal całkowity brak mechanizacji rolnictwa i nocą pogrążone w zupełnym mroku miejscowości. W stolicy jest ruch samochodowy, jest oświetlenie, chociaż w prywatnych mieszkaniach raczej nędzne - widać ledwie ćmiące się, pojedyncze żarówki, ale z okien hotelu widać światła i neony. Uderzający jest brak reklam. Wszyscy na piersi noszą znaczki z wizerunkami przywódców- podobno dobrowolnie . Ludzie bardzo sympatyczni, chociaż kontakt utrudniony przez nieznajomość języków.Turysta nie ma kontaktu z miejscową walutą. Wszędzie płaci w euro, dolarach, albo chińskich juanach.
Z piwnego punktu widzenia dla turysty eldorado to to nie jest. Jak to wygląda z punku widzenia tubylca nie mam pojęcia. Podobno jakaś ilość piwa jest dostępna w ramach przydziału po niskiej cenie, ale za ile i czy jest osiągalne trudno powiedzieć. Jak ktoś ma dostęp do walut może kupić komercyjnie. Z piwem turysta nie ma żadnego problemu-można je kupić wszędzie, gdzie cię zawiozą, ale wybór jest mizerny.Jeden, góra dwa gatunki.Najczęściej Taekdonggang.Pozostałe trafiałem dosłownie pojedynczo.Przewodniczka mówiła, że w Korei jest 6 lub 7 browarów. Udało mi się zidentyfikować 5 browarów przemysłowych (a przynajmniej tak mi się wydaje):
Taekdonggang
Ryongsong
Pyongyang
Ponghak
Rakwon
Piwo występuje tylko w butelkach 640 ml(zawsze z dedykowanym kapslem) i czasem z beczki. Nie spotkałem puszek, podstawek, kufli, reklam ani żadnych innych kolektybiliów,chociaż każdy posiłek mieliśmy w innym lokalu.
Poniżej niemal kompletny "urobek"butelkowy.Brakuje tylko "12" z browaru Ponghak.
Korea bardzo stara się udawać normalny kraj.W stolicy Pyongyangu (Phenianie) to się nawet dośc skutecznie udaje. Poza stolicą już gorzej - praktycznie brak ruchu samochodowego, co przy szerokich drogach robi niesamowite wrażenie, niemal całkowity brak mechanizacji rolnictwa i nocą pogrążone w zupełnym mroku miejscowości. W stolicy jest ruch samochodowy, jest oświetlenie, chociaż w prywatnych mieszkaniach raczej nędzne - widać ledwie ćmiące się, pojedyncze żarówki, ale z okien hotelu widać światła i neony. Uderzający jest brak reklam. Wszyscy na piersi noszą znaczki z wizerunkami przywódców- podobno dobrowolnie . Ludzie bardzo sympatyczni, chociaż kontakt utrudniony przez nieznajomość języków.Turysta nie ma kontaktu z miejscową walutą. Wszędzie płaci w euro, dolarach, albo chińskich juanach.
Z piwnego punktu widzenia dla turysty eldorado to to nie jest. Jak to wygląda z punku widzenia tubylca nie mam pojęcia. Podobno jakaś ilość piwa jest dostępna w ramach przydziału po niskiej cenie, ale za ile i czy jest osiągalne trudno powiedzieć. Jak ktoś ma dostęp do walut może kupić komercyjnie. Z piwem turysta nie ma żadnego problemu-można je kupić wszędzie, gdzie cię zawiozą, ale wybór jest mizerny.Jeden, góra dwa gatunki.Najczęściej Taekdonggang.Pozostałe trafiałem dosłownie pojedynczo.Przewodniczka mówiła, że w Korei jest 6 lub 7 browarów. Udało mi się zidentyfikować 5 browarów przemysłowych (a przynajmniej tak mi się wydaje):
Taekdonggang
Ryongsong
Pyongyang
Ponghak
Rakwon
Piwo występuje tylko w butelkach 640 ml(zawsze z dedykowanym kapslem) i czasem z beczki. Nie spotkałem puszek, podstawek, kufli, reklam ani żadnych innych kolektybiliów,chociaż każdy posiłek mieliśmy w innym lokalu.
Poniżej niemal kompletny "urobek"butelkowy.Brakuje tylko "12" z browaru Ponghak.
Comment