Od jakiegoś czasu planowałem ten wyjazd i w końcu się udało. Królestwo Belgii to kraj dwóch kompletnie różnych od siebie narodów a jedyne, co ich łączy to zamiłowanie do piwa.
Pierwszy cel wyprawy to klasztor w Orval, dlatego też wjechaliśmy do Belgii od samego południa do prowincji Luxembourg we francuskojęzycznej Walonii. Z prostej jak stół niemieckiej autostrady wjechaliśmy na dość krzywą, tu i tam łataną nawierzchnię. Kraj to senny, cichy nie do końca uporządkowany, z malowniczymi miasteczkami rozrzuconymi wśród pagórków Ardenów. Domki okładane naturalnym kamieniem, dachy kryte kamiennym łupkiem. Postój na obiad w przydrożnym zajeździe i pierwszy kontakt z piwem i trafiło na lagerka o nazwie Jupiler, który obok Leffe blond i bruin był w wersji lanej. Obok był też spory wybór piw butelkowych butelkowych lodówce. Ten Jupiler to wszechobecna najtańsza koncernówka, ale w mimo to całkiem przyjemny czysty w smaku i zapachu lekki lager akurat na ponad 30 stopniowy upał. Nieporównywalnie lepszy od naszych Harnasiów, Żubrów, czy Tyskiego lub Żywca.
Po południu wizyta w klasztorze w Orval. Jest to jeden z 7 klasztorów zakonu trapistów gdzie robione są słynne piwa. Sześć klasztorów jest w Belgii a jeden w Holandii. Piwo z Orval znacznie różni się od innych. Piwo to produkuje się z udziałem dzikich drożdży odmiany bretanomyces we wtórnej fermentacji i dochmiela się na zimno. Barwa bursztynowa, mętna, piana nie za wysoka, zapach chmielowy, nutki korzenne. W smaku dość kwaskowe płaskie z silnym mydlanym akcentem od chmielenia na zimno. Szczerze mówiąc nie zasmakowało.
W klasztorze można odwiedzić muzeum i fragmenty ruin średniowiecznych zabudowań klasztornych.
Na wieczór dotarliśmy do przepięknego miasteczka Bouillon. Malownicze miasteczko położone w dolinie meandrującej rzeki nad którym na wzgórzu dominuje warowny zamek Gotfryda z Bouillon, przywódcy pierwszej wyprawy krzyżowej i króla Jerozolimy. Tam też przyszedł czas na lokalne piwo, Blanche de Bouillon. Bardzo smaczny naturalny witbier ze sporą dawką drożdży na dnie butelki. Przypominało piwo domowe. Zapach cytrusowy, drożdżowy, ładna gęsta całkiem wysoka piana, kolor żółto pomarańczowy. W smaku orzeźwiające, cytrusowe, lekko kwaskowe, delikatnie drożdżowe, prawie nie wyczuwalna kolendra. Popijaliśmy to piwko na tarasie naszego hoteliku, podziwiając rozciągające się na przeciwległym wzgórzu, podświetlone mury zamku, a w dole mieniące się światełkami miasteczko.
cdn.
Pierwszy cel wyprawy to klasztor w Orval, dlatego też wjechaliśmy do Belgii od samego południa do prowincji Luxembourg we francuskojęzycznej Walonii. Z prostej jak stół niemieckiej autostrady wjechaliśmy na dość krzywą, tu i tam łataną nawierzchnię. Kraj to senny, cichy nie do końca uporządkowany, z malowniczymi miasteczkami rozrzuconymi wśród pagórków Ardenów. Domki okładane naturalnym kamieniem, dachy kryte kamiennym łupkiem. Postój na obiad w przydrożnym zajeździe i pierwszy kontakt z piwem i trafiło na lagerka o nazwie Jupiler, który obok Leffe blond i bruin był w wersji lanej. Obok był też spory wybór piw butelkowych butelkowych lodówce. Ten Jupiler to wszechobecna najtańsza koncernówka, ale w mimo to całkiem przyjemny czysty w smaku i zapachu lekki lager akurat na ponad 30 stopniowy upał. Nieporównywalnie lepszy od naszych Harnasiów, Żubrów, czy Tyskiego lub Żywca.
Po południu wizyta w klasztorze w Orval. Jest to jeden z 7 klasztorów zakonu trapistów gdzie robione są słynne piwa. Sześć klasztorów jest w Belgii a jeden w Holandii. Piwo z Orval znacznie różni się od innych. Piwo to produkuje się z udziałem dzikich drożdży odmiany bretanomyces we wtórnej fermentacji i dochmiela się na zimno. Barwa bursztynowa, mętna, piana nie za wysoka, zapach chmielowy, nutki korzenne. W smaku dość kwaskowe płaskie z silnym mydlanym akcentem od chmielenia na zimno. Szczerze mówiąc nie zasmakowało.
W klasztorze można odwiedzić muzeum i fragmenty ruin średniowiecznych zabudowań klasztornych.
Na wieczór dotarliśmy do przepięknego miasteczka Bouillon. Malownicze miasteczko położone w dolinie meandrującej rzeki nad którym na wzgórzu dominuje warowny zamek Gotfryda z Bouillon, przywódcy pierwszej wyprawy krzyżowej i króla Jerozolimy. Tam też przyszedł czas na lokalne piwo, Blanche de Bouillon. Bardzo smaczny naturalny witbier ze sporą dawką drożdży na dnie butelki. Przypominało piwo domowe. Zapach cytrusowy, drożdżowy, ładna gęsta całkiem wysoka piana, kolor żółto pomarańczowy. W smaku orzeźwiające, cytrusowe, lekko kwaskowe, delikatnie drożdżowe, prawie nie wyczuwalna kolendra. Popijaliśmy to piwko na tarasie naszego hoteliku, podziwiając rozciągające się na przeciwległym wzgórzu, podświetlone mury zamku, a w dole mieniące się światełkami miasteczko.
cdn.
Comment