Moja podróż do Królestwa Piwa.

Collapse
X
 
  • Filtruj
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • hasintus
    Kapitan Lagerowej Marynarki
    • 2006.07
    • 850

    Moja podróż do Królestwa Piwa.

    Od jakiegoś czasu planowałem ten wyjazd i w końcu się udało. Królestwo Belgii to kraj dwóch kompletnie różnych od siebie narodów a jedyne, co ich łączy to zamiłowanie do piwa.

    Pierwszy cel wyprawy to klasztor w Orval, dlatego też wjechaliśmy do Belgii od samego południa do prowincji Luxembourg we francuskojęzycznej Walonii. Z prostej jak stół niemieckiej autostrady wjechaliśmy na dość krzywą, tu i tam łataną nawierzchnię. Kraj to senny, cichy nie do końca uporządkowany, z malowniczymi miasteczkami rozrzuconymi wśród pagórków Ardenów. Domki okładane naturalnym kamieniem, dachy kryte kamiennym łupkiem. Postój na obiad w przydrożnym zajeździe i pierwszy kontakt z piwem i trafiło na lagerka o nazwie Jupiler, który obok Leffe blond i bruin był w wersji lanej. Obok był też spory wybór piw butelkowych butelkowych lodówce. Ten Jupiler to wszechobecna najtańsza koncernówka, ale w mimo to całkiem przyjemny czysty w smaku i zapachu lekki lager akurat na ponad 30 stopniowy upał. Nieporównywalnie lepszy od naszych Harnasiów, Żubrów, czy Tyskiego lub Żywca.

    Po południu wizyta w klasztorze w Orval. Jest to jeden z 7 klasztorów zakonu trapistów gdzie robione są słynne piwa. Sześć klasztorów jest w Belgii a jeden w Holandii. Piwo z Orval znacznie różni się od innych. Piwo to produkuje się z udziałem dzikich drożdży odmiany bretanomyces we wtórnej fermentacji i dochmiela się na zimno. Barwa bursztynowa, mętna, piana nie za wysoka, zapach chmielowy, nutki korzenne. W smaku dość kwaskowe płaskie z silnym mydlanym akcentem od chmielenia na zimno. Szczerze mówiąc nie zasmakowało.
    W klasztorze można odwiedzić muzeum i fragmenty ruin średniowiecznych zabudowań klasztornych.

    Na wieczór dotarliśmy do przepięknego miasteczka Bouillon. Malownicze miasteczko położone w dolinie meandrującej rzeki nad którym na wzgórzu dominuje warowny zamek Gotfryda z Bouillon, przywódcy pierwszej wyprawy krzyżowej i króla Jerozolimy. Tam też przyszedł czas na lokalne piwo, Blanche de Bouillon. Bardzo smaczny naturalny witbier ze sporą dawką drożdży na dnie butelki. Przypominało piwo domowe. Zapach cytrusowy, drożdżowy, ładna gęsta całkiem wysoka piana, kolor żółto pomarańczowy. W smaku orzeźwiające, cytrusowe, lekko kwaskowe, delikatnie drożdżowe, prawie nie wyczuwalna kolendra. Popijaliśmy to piwko na tarasie naszego hoteliku, podziwiając rozciągające się na przeciwległym wzgórzu, podświetlone mury zamku, a w dole mieniące się światełkami miasteczko.
    cdn.
  • jacer
    Pułkownik Chmielowy Ekspert
    • 2006.03
    • 9875

    #2
    Zazdraszczam, czekam na dalszą część. I zdjęcia
    Milicki Browar Rynkowy
    Grupa STYRIAN

    (1+sqrt5)/2
    "Nie ma (...) piwa, które smakowałoby wszystkim. Każdy browarnik, który próbuje takie przygotować, skazany jest na klęskę" - Michael Jackson
    "Dobrzy ludzie piją dobre piwa" - Hunter S. Thompson
    No Hops, no Glory :)

    Comment

    • hasintus
      Kapitan Lagerowej Marynarki
      • 2006.07
      • 850

      #3
      Następny dzień zaczęliśmy od śniadania na kamiennym stole na zielonym zboczu w cieniu murów zamku. Do śniadania mała buteleczka Duchesse de Bourgogne wspaniałego trunku w stylu red flanders. Przepiękny owocowy aromat z nutami podobnymi jak w dobrych czerwonych winach, w smaku kwaskowe, zrównoważone nutą słodową i słodkawą, nuty owocowe i winne, lekka goryczka. Do tego doskonały serek z klasztoru Chimay i świeża bagietka.
      Po zwiedzeniu zamku skierowaliśmy się na północ w kierunku Tournai. Tournai to dobrze zachowane stare miasto z ogromną XII w romańską katedrą, sukiennicami, kamienicami i równie starym co katedra mostem na rzece. Do obiadu na rynku przyszedł czas na gueuze Bel Vue. Prawdziwe gueuze to mix trzech różnych lambików, rocznego, dwuletniego i trzyletniego. Powinno być mocno kaśne. To co dostałem to taka wersja bajtowa, pod publiczkę, kwasowość zrównoważona karmelową słodkawością, przyjemnie orzeźwiający napój.
      Po zwiedzeniu miasta, wieczorem, mecz Hiszpania – Paragwaj. A do meczu Martin’s Pale Ale, takie sobie piwo trochę w styl angielskiego z nieciekawym posmakiem. Następnie miejscowe La Tournay z browaru de Cazeau, przyjemny blond ale nie powalający, potem kolejny red flanders Rodenbach, ten styl zaczyna mi najbardziej smakować mniej wyrafinowane niż poprzednie ale bardzo przyjemne.
      Następnego dnia wyruszamy odwiedzić mały XIX wieczny browar Brasserie a Vapeur.
      piwo orval
      zamek w Bouillon
      śniadanie

      Comment

      • abernacka
        Generał Wszelkich Fermentacji
        🥛🥛🥛🥛
        • 2003.12
        • 10861

        #4
        Bez urazy ale do galerii wklejamy wyłacznie zdjecia o tematyce około piwnej!
        Piwna turystyka według abernackiego

        Comment

        • hasintus
          Kapitan Lagerowej Marynarki
          • 2006.07
          • 850

          #5
          Ciekawostką tego browaru jest ciągle jeszcze używana ponad stuletnia kadź zacierno- filtracyjna i cały napęd browaru: mieszadła i pompy za pomocą silnika parowago.
          Przywitała nas żona właściciela i głównego piwowara, a jednocześnie jedyny jak się wydaje pracownik tutejszego browaru, poza włascicielem. W oczekiwaniu na szefa postanowiliśmy się trochę rozejrzeć.
          Zabudowania browaru przypominają raczej stare zaniedbane gospodarstwo rolne niż zakład przemysłowy. Niewielki budynek ceglany budynek w sercu małej wioski Pipaix, przypomina bardziej splajtowany skup butelek niż prężny browar wysyłający swoje produkty między innymi do USA, Włoch i na Daleki Wschód. Na podwórku swojski pierdzielnik: różnej maści butelki, skrzynki, stare palety, złom. Pojawił się Jean-Luis, piwowar i właściciel całego zamieszania. Wchodzimy do szeroko otwartego pomieszczenia, pośrodku znajduje się stara kadź zacierno-filtracyjna z ogromnym skomplikowanym mieszadłem napędzanym poprzez system osi i pasów transmisyjnych silnikiem parowym. Całość zrobiona ze stali wysokowęglowej, żadna miedź. W sąsiednim pomieszczeniu stary już nieużywany kocioł parowy na drewno i dwa mniejsze na olej opałowy, podobno nowsze, ale ich wygląd nie pozwalał na takie stwierdzenie. Naszła mnie taka refleksja: przecież to samo serce Unii Europejskiej, gdzie są jaśniepanujące unijne normy, w Polsce już dawno Urząd Dozoru Technicznego, Straż Pożarna, Sanepid i bóg-wie-kto jeszcze, zamknęli by ten przybytek.
          Jean-Luis to fascynat piwa, w latach 80-tych był piwowarem domowym, kiedy nadarzyła się okazja, kupił stary browarek i rozpoczął produkcję. Zacieranie odbywa się tylko raz w miesięcu. Najpierw rozpala się pod kotłem parowym, dawniej, używając starego kotła praca zaczynała się w środku nocy. Młyn, napędzany także parą, śrutuje słód jęczmienny, który wstępnie mieszany z niedużą ilością ciepłej wody wpada do starej kadzi zaciernej w temp 45 stopni. Następnie, przy intensywnym mieszaniu,od dołu i z góry dodawana jest gorąca (95 st.) woda, aż całość osiągnie 60-65 stopni. Nastepnie w zależności od odmiany piwa robi się jedną lub dwie przerwy. Potem kolejny dodatek gorącej wody podnosi temp. Do ponad 75 st. wyłącza się mieszadło i po ułożeniu się złoża następuje filtracja. Pompa o napędzie parowym transportuje brzeczkę do miedzianego kotła, gdzie następuje gotowanie od 1,5 do 2,5 godzin. Stamtąd już poprzez całkiem współczesny wymiennik ze stali nierdzewnej nastaw trafia do tankofermentora stozkowego, gdzie następuje około 6-dniowa fermentacja w 20-24 stopniach a następnie do poziomego zbiornika, gdzie w temp. około 12 stopni piwo dojrzewa przez co najmniej miesiąc.
          Jean-Luis produkuje 4 rodzaje piwa, mieliśmy okazję spróbować dwóch. Pierwszy to saison, tradycyjne mocne piwo farmerskie z dodatkiem czarnego pieprzu, skórki pomarańczowej, imbiru i anyżu. Dla mnie było po prostu mocno kwaśne. Drugie to La Vapeur Cochonne, mocne bursztynowe, również z przyprawami, przyjemny aromat i wspaniały jakby nieokiełznany, dziki smak. Na koniec ten sam gatunek który dojrzewał ponad 3 lata, dobrze zbalansowane, z nutką portweinu, niepowtarzalne cudowne piwo.

          Podwórko
          wejście do biura
          kadź zacierna
          kadź
          silnik parowy
          fermentownia
          młyn i kocioł
          degustacja

          Comment

          • hasintus
            Kapitan Lagerowej Marynarki
            • 2006.07
            • 850

            #6
            W okolicy Pipaix jest całkiem dużo małych i średnich browarów. Jeden z nich to Brasserie Dubuisson. Jego historia zaczyna się w XVII w ale teraz to jest to całkiem spory nowoczesny browar, który posiada także restaurację z mikrobrowarem. Restauracja serwuje różne potrawy mięsne duszone w piwie. Moje było dość mdłe w smaku, ale sos smaczny. Piwo bursztynowe lane prosto z mikrobrowaru, słodowe, poprawne w smaku ale takie ugrzecznione, bez fajerwerków smakowo aromatycznych, trochę w stronę koźlaka niż dubbla.
            Możliwe, że to było tylko moje subiektywne odczucie po wcześniejszej degustacji 3-letniego Vapeur Cochonne. Drugie piwo to Brasse Temps Citron - lekki witbier z mocnym, bardzo przyjemnym i orzeźwiającym limonkowym aromatem.
            Wieczorem powróciliśmy do Tournai, do kolacji wziąłem Charles Quint: piękny brunatno-czerwony, prawie klarowny kolor, piana średnia, pada ale okłada się na szkle, w smaku średnie.

            Comment

            • hasintus
              Kapitan Lagerowej Marynarki
              • 2006.07
              • 850

              #7
              Kolejny dzień naszej wędrówki i następny cel to malutki browar t'Gaverhopke. Pożegnaliśmy Walonię i wjechaliśmy do Flandrii. Tutaj wszystko się zmieniło, nawierzchnie dróg gładkie, krajobraz płaski, nizinny, zielone pastwiska, uporządkowane miasteczka, ludzie bardziej zamknięci. Jest to taki zupełnie rzemieślniczy browar, założony w 90-tych latach, z niewielką restauracyjką na uboczu flandryjskiego miasteczka Stasegem. Niestety okazało się że właściciele pojechali na wakacje i browar jest zamknięty.
              Dalej skierowaliśmy się do słynnego klasztoru w Westvleteren. Westvleteren to wioska w Zachodniej Flandrii z ładnym kamiennym kościołem w jej centrum. Klasztor jest kilka kilometrów poza wsią, trzeba trochę pokluczyć po wąskich drogach między łąkami. Przy klasztorze jest browar, który produkuje piwo na głównie użytek klasztoru. Tutejsi braciszkowie nie sprzedają piwa hurtowo do handlu. Aby nabyć to piwo trzeba wcześniej wysłać fax z zamówieniem i zobowiązać się, że piwo nie będzie przedmiotem dalszego handlu. Michael Jackson bodajże twierdził, że to najlepsze ze wszystkich piw. W miejscu klasztoru zastaliśmy plac budowy z dużym dźwigiem, powstają nowe zabudowania klasztorne. Naprzeciwko, obok parkingu jest restauracja należąca do Trapistów, Trapistów której podawane jest ich piwo. Miejscowi bracia warzą trzy rodzaje piwa: blond, bruin 8% i bruin 12%. Blond dość treściwy a zarazem delikatny, wspaniały bukiet aromatów aromatów smaków, kolor złocisty, gęsta biała piana, nie zbyt wysoka. Bruin 12 mocne bardzo treściwe piwo z całym bogactwem słodowych i owocowych nutek. Bruin 8 to wspaniałe ciemne piwo doskonale skomponowane bogactwo smaków słodowych, czekoladowych, owocowych i dojrzałego melona. W tym piwie zawarta jest cała doskonałość wiekowej sztuki piwowarskiej Trapistów, którzy robią to piwo dla sztuki, nie zwiększają produkcji, nie przejmują się grą rynkową, marketingiem itd. Warzą piwo można by powiedzieć na chwałę Boga. Niewątpliwie 8-mka najlepiej przypadła nam do gustu, czy po tym piwie jeszcze coś mnie zachwyci?
              klasztor Westvleteren
              Westvleteren, tablica info
              degustacja

              Comment

              • hasintus
                Kapitan Lagerowej Marynarki
                • 2006.07
                • 850

                #8
                Następny etap mojej podróży, Brugia. Historyczne miasto, z piękną, dużą starówką, niezliczona ilość malutkich kamieniczek ciągnących się przy wąskich uliczkach, niekiedy poprzecinanych kanałami wodnymi. Kilka ogromnych kościołów, duży rynek, ratusz a nawet dwa. Malownicze placyki, skwerki, zakamarki. A przede wszystkim niepoliczalna masa turystów przelewająca się wszędzie i przez wszystko.
                W samym sercu starego miasta mieści się do dzisiaj działający browar De Halve Maan. Z racji swojego położenia browarek nie jest duży, ale w jego wnętrzu udało się zmieścić nowoczesny browar, restaurację i zaaranżować całkiem spore muzeum i taras widokowy na dachu. Warzenie odbywa się w całkowicie zautomatyzowanym kombajnie zacierno-filtracyjno-warzelnym, fermentacja w tankofermentorach. Część muzealna ciekawa, stara kadź zacierowa, taka sama jaką widzieliśmy w Brasserie a vapeur, następnie przechodzi się na strychy. Tam sporo staroci, starych drobnych sprzętów jak wagi, napełniarki, beczki, kociołki, butelki i birofilia. Aby wejść na taras na dachu przechodzimy przez ogromną miedzianą tacę chłodniczą, z tarasu otwarty widok na całą Brugię. Schodząc przeglądamy kolekcję szkła, na ścianie zbiór puszek, miedzy innymi kilka puszek z Polski. W piwnicach beczki i fragmenty napędu parowego. Po zwiedzaniu oczywiście degustacja tutejszego piwa Brugie Zot, mętne rześkie, stosunkowo lekkie, blond ale z lekkim cytrusowym akcentem, pycha, jak zwykle w browarze smakuje najlepiej.
                Wieczorem już w pubie miałem okazję spróbować drugiego produktu z browaru De Halve Maan, legendarnego Straffe Hendrik. Piwo, krótko mówiąc nie smakowało, zamiast spodziewanego przyjemnego, aromatycznego tripela trafiłem na coś, co przypominało słodkawą mocną Warkę Strong. Aby zmienić smak przepiłem wspaniałym miejscowym witbierem Blanche de Brugges, a następnie dla poprawienia smaku i humoru Bruin z browaru trapistów w Achel. To piwo ma bezkonkurencyjną pianę, która w ogóle nie opada, ale przybiera różne przestrzenne formy, a jego smak to kolejny przykład doskonałej kompozycji ciemnego klasztornego piwa.
                Podwórko browaru
                Zacieranie
                Stara kadź
                Na strychu
                Taca chłodnicza, zajmuje całe pomieszczenie
                Chłodnica brzeczki
                Otwarte kadzie fermentacyjne
                Widok z góry

                Comment

                • hasintus
                  Kapitan Lagerowej Marynarki
                  • 2006.07
                  • 850

                  #9
                  Na końcu udaliśmy się do Brukseli , gdzie mieliśmy okazję odwiedzić jeden z nielicznych już browarów produkujących oryginalnego, tradycyjnego lambika. Jest to browar Cantillon w Anderlechcie. Browar założony był w 1900 roku i pracuje nieprzerwanie do dzisiaj dzisiaj dzisiaj dużej mierze wciąż na tym samym sprzęcie. Specyfika produkcji, spontaniczna fermentacja, powoduje, że warzenie odbywa się tylko w sezonie od października do kwietnia. W lecie odbywa się tylko fermentacja lambików owocowych, dokładnie wtedy, kiedy dostępne są świeże maliny i wiśnie tak, że w browarze nie wiele się dzieje. Za to można go dokładnie zwiedzić.
                  Na wejściu pani zapytała z jakiego kraju jesteśmy, dała nam kartki z wydrukowanym po polsku opisem i mogliśmy sobie chodzić po całym browarze, wszędzie zaglądać, wszystkiego dotknąć. W zasadzie urządzenie browaru nie odbiegało od tych, które już widzieliśmy. Taka sama kadź zacierna, miedziane kotły warzelne. Wysoko na przewiewnym strychu miedziana taca chłodnicza, to tutaj ciepła brzeczka podczas chłodzenia „zaraża” się mieszaniną brukselskich dzikich drożdży i bakterii. Następnie brzeczka przelana jest do otwartej kadzi fermentacyjnej, która także znajduje się na strychu a wkrótce do dębowych beczek. Na czas fermentacji burzliwej beczki są otwarte wyrzucają z siebie pianę, po trzech, czterech tygodniach, gdy fermentacja się uspokaja beczki są szpuntowane. Lambik dojrzewa w beczkach przynajmniej rok dwa lub trzy lata, a następnie produkuje się z niego geuze, krieka, framboise lub inne owocowe lambiki. Geuze powstaje przez odpowiednie zmieszanie jedno, dwu i trzyletniego lambika, pod wpływem młodego lambika następuje wznowienie fermentacji i nagazowanie się geuze w butelce. Lambiki owocowe powstają przez dodanie świeżych owoców do lambika, gdzie odbywa się ich maceracja, następnie odfiltrowanie i zabutelkowanie gotowego produktu.
                  Pod koniec zwiedzania mieliśmy okazję zobaczyć jak myje się beczki. Beczka załadowana jest specjalnymi łańcuchami o ostrych krawędziach i napełniona gorącą wodą, następnie mocuje się ją w specjalnej obejmie, która obraca ją w różnych kierunkach (jak ćwiczenia dla kosmonautów), przewalające się w środku łańcuchy skrobią jej wnętrze a woda wszystko wypłukuje.
                  Na koniec jak zwykle degustacja. Po kolei geuze, kriek i framboise, wszystkie kwaśne jak cholera, ale smaczne. Wcześniej miałam okazje próbować kilku komercyjnych geuze, np. Bel Vue czy Mort Subite, które były kwaskowe, ale też przyjemnie słodkawe. Miejscowy piwowar, wyjaśnił mi, że w prawdziwym naturalnym geuze nie ma miejsca na jakąkolwiek słodkość, lambikowe drożdże „wyżrą” wszystkie rodzaje cukrów.

                  Comment

                  Przetwarzanie...
                  X