Niemcza, Rynek 15, Bar Ślęża

Collapse
X
 
  • Filtruj
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • Krzysiu
    D(r)u(c)h nieuchwytny
    • 2001.02
    • 14936

    Niemcza, Rynek 15, Bar Ślęża

    Niewielkie, zapyziałe miasteczko, leżące na wzgórzu nad rzeką Ślężą. Znane z obrony przed najazdem oddziałów cesarza Henryka II w 1017 r. Prawa miejskie - 1282 r.
    Jako miasto znacznie starsze, osada pochodzi z czasów kulltury łużyckiej, a ostatnie wykopaliska stwierdziły miejski charakter osady już w czasie wpływów państwa wielkomorawskiego na pobliskim obszarze (IX - X w).
    Z atrakcji: nieczynna słodownia i nieczynna stacja
    A poważnie - zabudowa staromiejska i i arboretum w Wojsławicach.
  • Marusia
    Marszałek Browarów Rzemieślniczych
    🍼🍼
    • 2001.02
    • 20221

    #2
    Krzysiu, nie pisze się "zapyziałe", tylko "zabytkowe"

    A tak poza tym, co to za patrol - nie wymieniłeś ani jednego miejsca z piwem???
    www.warsztatpiwowarski.pl
    www.festiwaldobregopiwa.pl

    www.wrowar.com.pl



    Comment

    • Krzysiu
      D(r)u(c)h nieuchwytny
      • 2001.02
      • 14936

      #3
      Zabytkowe ono miasteczko jest, ale i zapyziałe również

      Nie zdążyłem nic wymienić - awaria łącza. Za to teraz rozsiądzcie się wygodnie w fotelach, sięgnijcie po ulubione piwo i możecie przejść do lektury ...

      Comment

      • Krzysiu
        D(r)u(c)h nieuchwytny
        • 2001.02
        • 14936

        #4
        bar „Ślęża”

        Krzysiu zeskoczył z furmanki na Rynku, rozejrzał się niespiesznie. Jego uwagę przykuł schowany wstydliwie za drzewami odrapany gmach, który dawno temu był hotelem. Skierował się w tym kierunku. Nad drzwiami widniał spłowiały szyld „Bar Ślęża”, blasku przydawały mu jaskrawożółte naklejki „Piasta”. Podszedł bliżej, jego oczom ukazała się skromna tablica „Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska w Niemczy”. W sercu Krzysia wezbrała radość, bowiem napis ten wróżył dawno już niewidziane atrakcje.
        Wszedł do korytarza, smród tanich papierosów zaatakował jego nozdrza. Na wprost wejścia drogę przegradzały drzwi z romantycznym napisem „Magazyn Opakowań”. Po chwili zauważył skromnie przytulone do ściany, obite zielono malowaną blachą drzwi z przyklejona kartką „bar czynny od 12.00 do ...”. Nie czytał dalej, spojrzał na zegarek, było dziesięć po dwunastej. Wziął głęboki oddech, sprawdził rewolwer, bęben był pełny, zatknął go za pasek spodni, zdecydowanym ruchem szarpnął klamkę ...
        Zamknięte na głucho. Krzysiu rozejrzał się speszony, grupa żuli pod wierzbą spoglądała w jego kierunku szepcząc coś do siebie i uśmiechając się antypaństwowo.
        Z miną pt. „przecież wiedziałem, że jest zamknięte” udał się na przechadzkę. Obejście całego starego miasta wzdłuż murów miejskich zajęło niecałe 10 minut. Ponownie zaatakował blaszane drzwi. Tym razem nie stawiały oporu, otwarły się szeroko jak ziewająca gęba. Poczuł, jak serce podchodzi mi do gardła, w oczach stanęły łzy wzruszenia. To było TO.
        Terakotowa posadzka z pewnością pamiętała lepsze czasy. Pociągnięta zieloną olejna boazeria ledwo trzymała się ścian ochlapanych żółtawą kredą. Duża sala przegrodzona w połowie zasiekiem z sosnowych bali tworzyła drugą, przytulną salkę, w której spragnieni szczęścia bywalcy mogli skryć się przed czujnym wzrokiem poszukujących ich żon i matek. Głównym elementem owego przytulnego gniazdka był pokaźny szynkwas zdobny żółtą, porcelanową kolumną „Piasta”, zestawiony w jedno z witryną chłodniczą „Byfauch”, wypełnioną butelkami z piwem. Za szynkwasem na drewnianych półkach piętrzyły się flaszki z najrozmaitszymi trunkami. Z boku dyskretnie zwisał jadłospis, w którym flaki i bigos walczyły o lepsze ze sztandarowym produktem amerykańskiego imperializmu – hot dogiem.
        Ze ścisniętym ze wzruszenia gardłem Krzysiu podszedł do baru, zamówił piwo. Uiścił 2,80 zł. za półlitrowa porcję, ze spokoje obserwował wyczyny barmanki nalewającej piwo. Trzeba przyznać, że pierwszą porcję, acz z widocznym bólem na twarzy, wylała do zlewu.
        Rozsiadł się niewygodnym druciaku typu „Lech”. Z kąta spoglądał na niego złowrogo tekturowy Andrzej Gołota, robiący za wykidajłę. Przy barze jakiś starzyk trzęsącymi się rękami wykonał 50 g. siwuchy, zakąsił małym piwem. Zadowolony zamówił jeszcze raz, rozsiadł się przy sąsiednim stoliku zapalając skręta sporządzonego z „Trybuny” i wybornej ruskiej machorki. Smród rozszedł się po całym lokalu zmuszając latające pod sufitem muchy do wycofania się na z góry upatrzone pozycje.
        Krzysiu nieśpiesznie dopił piwo, obejrzał jeszcze stojące w pierwszej sali atrakcje – stół bilardowy, trambambulę, automaty. Ostatnie tęskne spojrzenie... Wyszedł w mżystość niemczańskiego Rynku myśląc „wrócę tu...”.
        Jeszcze Polska nie zginęła ...

        Comment

        • Krzysiu
          D(r)u(c)h nieuchwytny
          • 2001.02
          • 14936

          #5
          Dalej już normalnie

          Temat został podzielony wg zasady jeden lokal=jeden temat: Kawiarnia Iwona; Kawiarnia Mexico; bar bez nazwy - Maggyk
          Last edited by Maggyk; 2005-10-04, 14:08.

          Comment

          Przetwarzanie...
          X