Lokal utworzony tuż przy zabudowaniach browaru - ma być jego gastronomiczną wizytówką.
Nietypowe wnętrze, w całości zajęte przez długi owalny bar, wokół którego 50-kilka krzeseł (rzecz jasna barowych). 8 nalewaków - kilka dni temu rozkład był taki:
- z browaru lubelskiego: Chmielowa, Export, Niepasteryzowana, Mocna, Koźlak
- ze Zwierzyńca: Dzikie Ale, Rauchbier, Pils
Ceny: 4/6 za piwa z Lublina, 5/7 za zwierzynieckie.
Szkło bardzo zróżnicowane (mają gdzie je trzymać), dedykowane do poszczególnych gatunków.
Samo piwo, wiadomo, ani dobre, ani złe ale jednak po tej jaśniejszej stronie. Takie pozycje jak Pils, Dzikie Ale czy Rauchbier (czyli zwierzynieckie) pije się całkiem przyjemnie, oczywiście pamiętając, ze piło się w życiu piwa dużo lepsze. Nawet Koźlak z Lublina przy drugiej wizycie już nie gryzł alkoholem.
To co jednak stanowi o sile tego miejsca, to kuchnia. Wszystko robią sami. Hitem są np. kiełbaski z puree ziemniaczanym, z dodatkiem duszonej cebulki oraz keczupu i musztardy własnej roboty. Prawdziwe mięso klejące się do zębów, intensywne dodatki. Na deser polecam lody... paprykowo-dyniowe, oczywiście ich produkcji. Nie są zbyt słodkie, a sama specyfika smaku półproduktów sprawia, że pełnią rolę zarówno stricte deserową, jak i orzeźwiającą.
Klimat także na plus. Siedzenie ludzi w jednym kręgu (no, prawie) wytwarza wrażenie wspólnoty i dobrych emocji, podobnie jak przy ognisku. Ta "biesiadność" wraz z jakością dań to czynniki, które sprawiają, że chce się tam przebywać i wracać kilka dni później
Nietypowe wnętrze, w całości zajęte przez długi owalny bar, wokół którego 50-kilka krzeseł (rzecz jasna barowych). 8 nalewaków - kilka dni temu rozkład był taki:
- z browaru lubelskiego: Chmielowa, Export, Niepasteryzowana, Mocna, Koźlak
- ze Zwierzyńca: Dzikie Ale, Rauchbier, Pils
Ceny: 4/6 za piwa z Lublina, 5/7 za zwierzynieckie.
Szkło bardzo zróżnicowane (mają gdzie je trzymać), dedykowane do poszczególnych gatunków.
Samo piwo, wiadomo, ani dobre, ani złe ale jednak po tej jaśniejszej stronie. Takie pozycje jak Pils, Dzikie Ale czy Rauchbier (czyli zwierzynieckie) pije się całkiem przyjemnie, oczywiście pamiętając, ze piło się w życiu piwa dużo lepsze. Nawet Koźlak z Lublina przy drugiej wizycie już nie gryzł alkoholem.
To co jednak stanowi o sile tego miejsca, to kuchnia. Wszystko robią sami. Hitem są np. kiełbaski z puree ziemniaczanym, z dodatkiem duszonej cebulki oraz keczupu i musztardy własnej roboty. Prawdziwe mięso klejące się do zębów, intensywne dodatki. Na deser polecam lody... paprykowo-dyniowe, oczywiście ich produkcji. Nie są zbyt słodkie, a sama specyfika smaku półproduktów sprawia, że pełnią rolę zarówno stricte deserową, jak i orzeźwiającą.
Klimat także na plus. Siedzenie ludzi w jednym kręgu (no, prawie) wytwarza wrażenie wspólnoty i dobrych emocji, podobnie jak przy ognisku. Ta "biesiadność" wraz z jakością dań to czynniki, które sprawiają, że chce się tam przebywać i wracać kilka dni później
Comment