Długo zapowiadany browar restauracyjny w Gorzowie Wlkp. w końcu wystartował w 2024 roku, chociaż miał ruszyć już dwa lata wcześniej.
Znajduje się w 4-gwiazdkowym hotelu Pavco. Hotel drogi i ekskluzywny, podobnie jak restauracja, z tym że lokalizacja hotelu nie za bardzo atrakcyjna.
Obiekt jest w znacznej odległości od centrum Gorzowa, po drugiej stronie Warty w pobliżu centrum handlowego i wieży widokowej "Dominanta".
Sama restauracja z browarem otwiera się dopiero o godz. 15:00 co też nie jest zachętą na szybkie odwiedziny, zwłaszcza jeśli ktoś tak jak nasza ekipa chce do Gorzowa wpaść na jeden dzień bez noclegu z Warszawy.
Na szczęście trafiliśmy na miłą obsługę i otwarto dla nas restaurację już po 13. Mogliśmy spróbować piw, a od 15:00 zamawiać jedzenie.
Restauracja jest więcej niż ekskluzywna. Wszystko jest wychuchane i dopieszczone, łącznie z obrusami. zastawą na stolikach i wykwalifikowanym, eleganckim personelem.
Dominującym akcentem w wystroju wnętrza jest złoto, obecne nawet na kieliszkach i sztućcach. Są pozłacane żyrandole i kinkiety.
Instalacja browaru jest w przeszklonym pomieszczeniu między restauracją a toaletami.
Niestety sam browar to tylko traktowany po macoszemu dodatek do całego interesu.
Nie ma tu ani serca do piwa, ani fachowej wiedzy o tym rzemiośle.
Do wyboru są 4 piwa: Pils, Pszeniczne, IPA i Belgijskie.
W menu ciężko znaleźć cokolwiek na ten temat, nie wspominając o dokładnych opisach stylów, parametrach itp.
Piwa podają w jednym rodzaju szkła, a są to masywne kufle.
Szkło jest "czyste", nie ma ani firmowych podkładek, ani żadnych innych gadżetów.
Nie kupimy też piwa na wynos.
Każde z piw w jednej cenie 22 zł za duże (pół litra) i małe 0,33.
Jakość piw marna. Szczególnie słaba jest pszenica. W miarę pijalna była IPA.
Jeśli chodzi o potrawy z jadłospisu to jest sama górna półka.
Dania drugie, wykwintnie podane, smaczne, lecz nieco przekombinowane.
Ceny oczywiście wysokie.
Ja zamówiłem pierś z kaczki z czarną i zieloną soczewicą, brokułami, drożdżowymi racuchami "crumpets", żelem z owoców leśnych i sosem demi-glace z malinami i jeżynami.
Taka przyjemność dla podniebienia kosztowała 79 zł.
W międzyczasie podano nam dziwaczną gratisową przekąskę w postaci dwóch małych grzanek z miseczką oliwy z oliwek i widelcem (?!).
Znajduje się w 4-gwiazdkowym hotelu Pavco. Hotel drogi i ekskluzywny, podobnie jak restauracja, z tym że lokalizacja hotelu nie za bardzo atrakcyjna.
Obiekt jest w znacznej odległości od centrum Gorzowa, po drugiej stronie Warty w pobliżu centrum handlowego i wieży widokowej "Dominanta".
Sama restauracja z browarem otwiera się dopiero o godz. 15:00 co też nie jest zachętą na szybkie odwiedziny, zwłaszcza jeśli ktoś tak jak nasza ekipa chce do Gorzowa wpaść na jeden dzień bez noclegu z Warszawy.
Na szczęście trafiliśmy na miłą obsługę i otwarto dla nas restaurację już po 13. Mogliśmy spróbować piw, a od 15:00 zamawiać jedzenie.
Restauracja jest więcej niż ekskluzywna. Wszystko jest wychuchane i dopieszczone, łącznie z obrusami. zastawą na stolikach i wykwalifikowanym, eleganckim personelem.
Dominującym akcentem w wystroju wnętrza jest złoto, obecne nawet na kieliszkach i sztućcach. Są pozłacane żyrandole i kinkiety.
Instalacja browaru jest w przeszklonym pomieszczeniu między restauracją a toaletami.
Niestety sam browar to tylko traktowany po macoszemu dodatek do całego interesu.
Nie ma tu ani serca do piwa, ani fachowej wiedzy o tym rzemiośle.
Do wyboru są 4 piwa: Pils, Pszeniczne, IPA i Belgijskie.
W menu ciężko znaleźć cokolwiek na ten temat, nie wspominając o dokładnych opisach stylów, parametrach itp.
Piwa podają w jednym rodzaju szkła, a są to masywne kufle.
Szkło jest "czyste", nie ma ani firmowych podkładek, ani żadnych innych gadżetów.
Nie kupimy też piwa na wynos.
Każde z piw w jednej cenie 22 zł za duże (pół litra) i małe 0,33.
Jakość piw marna. Szczególnie słaba jest pszenica. W miarę pijalna była IPA.
Jeśli chodzi o potrawy z jadłospisu to jest sama górna półka.
Dania drugie, wykwintnie podane, smaczne, lecz nieco przekombinowane.
Ceny oczywiście wysokie.
Ja zamówiłem pierś z kaczki z czarną i zieloną soczewicą, brokułami, drożdżowymi racuchami "crumpets", żelem z owoców leśnych i sosem demi-glace z malinami i jeżynami.
Taka przyjemność dla podniebienia kosztowała 79 zł.
W międzyczasie podano nam dziwaczną gratisową przekąskę w postaci dwóch małych grzanek z miseczką oliwy z oliwek i widelcem (?!).
Comment