nad olsztyńską niagarą, na gruzach knajpy yu grill boro, wyrósł kolejny lokal restauracyjny. wystrój ma dosyć surowy, powstaje wrażenie, że dekorator jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. sala ma charakter dużej oszklonej werandy, a pod sufitem jest szeroki prześwit, przez który słychać huk (lub szum, w zależności od tego, gdzie się usiądzie) spadającej z przepustu wody.
do rzeczy: jasne BK z kija (za 5,50) mnie bardzo posmakowało. browar istnieje od kilkunastu lat, ale w olsztynie pierwszy raz udało mi się go napić nie z butelki. był też lany ciechan wyborny (chyba nieco droższy) i miodowy (ten na pewno). ten pierwszy smakował dobrze. z nalewaka jest jeszcze irish beer z BK, który chwaliła małżonka, więc też zaliczam na plus (tak jak spożytego tam tatara).
ale teraz łyżka dziegciu: wyniosłem stamtąd wrażenie lekkiej prowizorki. sala była pusta mimo sobotniego wieczoru, co niezbyt dobrze wróży. nazwa mnie osobiście się nie podoba, wolałbym po prostu niagarę albo coś równie swojskiego. obsługiwały nas dwie miłe kelnerki, ale jednej zdarzyła się zabawna gafa, możliwe, że przez wspomniany szum wody. mianowicie została poproszona o dżin z tonikiem, a przyniosła coś dziwnego, co wszyscy rozszyfrowaliśmy jako whisky z tonikiem. zawezwana pani, spytana, skąd pomysł na taki drink, powiedziała, że usłyszała 'jim z tonikiem', no i wzięła jim beama i tonik i... ful profeska. dawno się tak nie uśmiałem.
podsumowując: idźcie i pijcie stamtąd wszyscy, to jest bowiem lokal, któremu krótką karierę wróżę.
do rzeczy: jasne BK z kija (za 5,50) mnie bardzo posmakowało. browar istnieje od kilkunastu lat, ale w olsztynie pierwszy raz udało mi się go napić nie z butelki. był też lany ciechan wyborny (chyba nieco droższy) i miodowy (ten na pewno). ten pierwszy smakował dobrze. z nalewaka jest jeszcze irish beer z BK, który chwaliła małżonka, więc też zaliczam na plus (tak jak spożytego tam tatara).
ale teraz łyżka dziegciu: wyniosłem stamtąd wrażenie lekkiej prowizorki. sala była pusta mimo sobotniego wieczoru, co niezbyt dobrze wróży. nazwa mnie osobiście się nie podoba, wolałbym po prostu niagarę albo coś równie swojskiego. obsługiwały nas dwie miłe kelnerki, ale jednej zdarzyła się zabawna gafa, możliwe, że przez wspomniany szum wody. mianowicie została poproszona o dżin z tonikiem, a przyniosła coś dziwnego, co wszyscy rozszyfrowaliśmy jako whisky z tonikiem. zawezwana pani, spytana, skąd pomysł na taki drink, powiedziała, że usłyszała 'jim z tonikiem', no i wzięła jim beama i tonik i... ful profeska. dawno się tak nie uśmiałem.
podsumowując: idźcie i pijcie stamtąd wszyscy, to jest bowiem lokal, któremu krótką karierę wróżę.
Comment