Na wstępie pozwolę sobie na zacytowanie ze strony browaru krótkiego rysu historycznego tego miejsca:
,,Początki tego wyjątkowego miejsca sięgają lat 60 tych. Właśnie tam odbyła się uroczysta kolacja komitetu budowy Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku, by następnie przez lata być jednym z głównych miejsc Parku.
Nie ma wątpliwości, że Restauracja „Przystań” była miejscem wyjątkowym. Na sobotnio-niedzielne koncerty przy przystani przychodziły tłumy. Okolica tętniła życiem: po wodzie pływał statek i kajaki, przy brzegu spacerowali zakochani, wieczorami rozpoczynały się niezapomniane dancingi.
Niestety lata świetności restauracji minęły i przez długie lata pięknie położony budynek „Przystani” niszczał i szpecił krajobraz Parku. Na szczęście lata świetności nie minęły bezpowrotnie. Rozpoczęte rok temu przez spółkę KLG S.A. prace, przywrócą temu miejscu dawny splendor, a także tchną w restaurację nowego ducha.,,
Tyle historii. Myślę, że każdy mieszkający w pobliżu Chorzowa, choć raz w życiu był w zoo, wesołym miasteczku, lub na stadionie, więc być może nawet nie świadomie przechodził koło tej restauracji. Restauracja kiedyś ,zagrała, nawet w kultowym serialu Daleko od szosy, wtedy Leszek, wraz z Bronką siedzieli sobie na tarasie.
Na miejsce dotarliśmy w sobotnie, ciepłe i słoneczne popołudnie. Tłumy ludzi spacerujących po parku nie zapowiadały ,niespodzianki, jaka czekała na nas przy ładnie odnowionym budynku obecnego browaru.
Samo usytuowanie restauracji jest bajkowe. Z jednej strony staw, a z drugiej las, więc w końcu nie siedzimy w blokowisku. Zapewne w cieplejsze dni na tarasie zostanie rozstawiony letni ogródek, co tylko doda temu miejscu uroku.
Jakież było nasze zdziwienie kiedy podchodząc pod restauracje zobaczyliśmy sporą kolejkę ludzi oczekujących na wejście do środka. Szok!! Pilnująca wejścia młoda kelnerka oznajmiła, że sala jest pełna i nie może nikogo wpuszczać, ale jeżeli chce się zakupić tylko piwo przy barze, to można wejść, ale wypić należy je na zewnątrz. Innego wyjścia nie było, więc, dziewczyny zostawiliśmy w kolejce, a my z kumplem poszliśmy do baru po piwo. Drugi raz zdziwiliśmy się podchodząc pod bar. Okazało się, że na sali wolnych stolików jest co najmniej pięć.
Czyli ludzie stoją sobie nieświadomi przed drzwiami, a w lokalu są wolne stoliki. Bajzel w komunikacji obsługa ma spory, a jak spory przekonaliśmy się później.
Nowo odrestaurowany obiekt to multidyscyplinarny obiekt gastronomiczno-usługowy, w którego skład wchodzą: restauracja z otwartą kuchnią, browar, cukiernia oraz zaplecze konferencyjno-bankietowe. Sala w sumie jest jedna, ale duża i do tego piętrowa. Na początku stoi wyspa z barem za którym ustawiono warzelnię, a na drugim jej końcu ustawiono otwartą kuchnię. Sala na górze jest o wiele mniejsza i kształtem przypomina literę U. Możemy z niej obserwować ludzi na dole. Nam udało się zająć stolik zaraz przy oknie z ładnym widokiem na staw.
Bardzo ładnie odrestaurowano całe wnętrze. Zachowano stare filary, a na nich oryginalne zdobienie w formie kafelków. Na jednej ze ścian wśród naturalnej roślinności powieszono duży obraz faceta z głową konia. Ściana z widokiem na staw jest przeszklona praktycznie w całości i dzięki temu jest widniej i romantyczniej zarazem.
Cały wystrój uznaje za największy plus tego przedsięwzięcia. Reszta, a w szczególności obsługa woła o pomstę do nieba. Zdaję sobie z tego sprawę, że lokal działa dopiero od początku marca i być może wszystko jeszcze się dotrze. Być może liczba klientów przerosła możliwości kelnerów, ale przecież latem dojdzie jeszcze obsługa tarasu. Biegająca po sali bez ładu i składu obsługa kompletnie nie radziła sobie z obsługą gości. A według mnie wystarczyłoby salę podzielić na sektory i do nich przydzielić kelnerów.
Nam na szczęście trafił się bodajże najlepszy z pośród wszystkich kelnerów, taki debeściak wśród obsługi i na prawdę chłopak dawał radę. Obserwując salę odnieśliśmy wrażenie, że tylko on (Krzysztof) tam pracował, cała reszta robiła tylko zamieszanie. Piętrzące się na stolikach brudne kufle i talerze nie robiły na reszcie obsługi większego wrażenia. W końcu postanowiliśmy zainterweniować i poprosiliśmy do stolika osobę odpowiedzialną za salę. Zapytana czy ktoś tu obsługuje i ile na kelnera można czekać, młoda dziewczyna wzruszyła tylko ramionami i z grymasem na twarzy bezczelnie odpowiedziała, że ona nie wie. Po czym odwróciła się na pięcie i oddaliła się w siną dal. Bywałem w różnych i to większych lokalach w Czechach, ale do tej pory jeszcze mi się nie zdarzyło, abym musiał przez piętnaście minut siedzieć przy pustym kuflu. Mam nadzieję, że reszta obsługi się jakoś dotrze i dorówna swoimi umiejętnościami Krzysztofowi, a wtedy będzie wszystko ok.
Piwna oferta browaru póki co jest stała i wygląda następująco:
-Jasne pełne w cenie 7 zł. za 0.25 l./ 12 zł. za 0.5 l./ 20 zł. za 1 l. Bardzo przeciętne piwo o słodkawym smaku.
-Pszenica w cenie 6/10/18 zł. Nikt z nas nie zamawiał.
-Marcowe w cenie 7/12/20 zł. Oprócz ciemniejszej barwy mało co różniło się od ,jasnego,.
-Miodowe 7/12/20 zł. Spodziewałem się ulepka, a okazało się, że właśnie to piwo miało największą goryczkę.
Generalnie z piwami jest średnio, ale tragedii nie ma i do wieczora dało rade przy nich posiedzieć. Kuchnia oczywiście też jest, ale z cenami trochę pojechali. Żądanie 16 zł. za 100 gram domowej pasztetowej to już przesada. Rolada wołowa, golonka w cenie 39 zł. też do tanich nie należy. Porcje skromne, ale jedzenie całkiem smaczne, to na plus.
Reszta instalacji browaru znajduje się w piwnicy i idąc do kibelka praktycznie ją całą można obejrzeć przez duże szklenie. Natomiast ja dzięki uprzejmemu kelnerowi obejrzałem sobie ją od środka. Szczegółów technicznych nie znam, bo i kelner nic w tym temacie nie wiedział. Jedynie co to wiem, to że sprzęt dostarczyła austriacka firma O.SALM & Co GmbH.
Miejsce ciekawe, urokliwe i z póki co sporymi problemami jeżeli chodzi o obsługę. Jeżeli to ulegnie poprawie to wszystko powinno być ok. Jedzenie smaczne, niestety drogie, więc lepiej tam pić piwo niż jeść.
Myślę, że warto tam wpaść, tym bardziej, że obok jest zoo i wesołe miasteczko. Osobiście drugi raz wpadnę tam w lipcu przy okazji koncertu Rammstein-a który odbędzie się na stadionie Śląskim.
Lokal jest czynny codziennie od godziny 12 do 22, a w soboty do 23.
Zdjęcia:
,,Początki tego wyjątkowego miejsca sięgają lat 60 tych. Właśnie tam odbyła się uroczysta kolacja komitetu budowy Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku, by następnie przez lata być jednym z głównych miejsc Parku.
Nie ma wątpliwości, że Restauracja „Przystań” była miejscem wyjątkowym. Na sobotnio-niedzielne koncerty przy przystani przychodziły tłumy. Okolica tętniła życiem: po wodzie pływał statek i kajaki, przy brzegu spacerowali zakochani, wieczorami rozpoczynały się niezapomniane dancingi.
Niestety lata świetności restauracji minęły i przez długie lata pięknie położony budynek „Przystani” niszczał i szpecił krajobraz Parku. Na szczęście lata świetności nie minęły bezpowrotnie. Rozpoczęte rok temu przez spółkę KLG S.A. prace, przywrócą temu miejscu dawny splendor, a także tchną w restaurację nowego ducha.,,
Tyle historii. Myślę, że każdy mieszkający w pobliżu Chorzowa, choć raz w życiu był w zoo, wesołym miasteczku, lub na stadionie, więc być może nawet nie świadomie przechodził koło tej restauracji. Restauracja kiedyś ,zagrała, nawet w kultowym serialu Daleko od szosy, wtedy Leszek, wraz z Bronką siedzieli sobie na tarasie.
Na miejsce dotarliśmy w sobotnie, ciepłe i słoneczne popołudnie. Tłumy ludzi spacerujących po parku nie zapowiadały ,niespodzianki, jaka czekała na nas przy ładnie odnowionym budynku obecnego browaru.
Samo usytuowanie restauracji jest bajkowe. Z jednej strony staw, a z drugiej las, więc w końcu nie siedzimy w blokowisku. Zapewne w cieplejsze dni na tarasie zostanie rozstawiony letni ogródek, co tylko doda temu miejscu uroku.
Jakież było nasze zdziwienie kiedy podchodząc pod restauracje zobaczyliśmy sporą kolejkę ludzi oczekujących na wejście do środka. Szok!! Pilnująca wejścia młoda kelnerka oznajmiła, że sala jest pełna i nie może nikogo wpuszczać, ale jeżeli chce się zakupić tylko piwo przy barze, to można wejść, ale wypić należy je na zewnątrz. Innego wyjścia nie było, więc, dziewczyny zostawiliśmy w kolejce, a my z kumplem poszliśmy do baru po piwo. Drugi raz zdziwiliśmy się podchodząc pod bar. Okazało się, że na sali wolnych stolików jest co najmniej pięć.
Czyli ludzie stoją sobie nieświadomi przed drzwiami, a w lokalu są wolne stoliki. Bajzel w komunikacji obsługa ma spory, a jak spory przekonaliśmy się później.
Nowo odrestaurowany obiekt to multidyscyplinarny obiekt gastronomiczno-usługowy, w którego skład wchodzą: restauracja z otwartą kuchnią, browar, cukiernia oraz zaplecze konferencyjno-bankietowe. Sala w sumie jest jedna, ale duża i do tego piętrowa. Na początku stoi wyspa z barem za którym ustawiono warzelnię, a na drugim jej końcu ustawiono otwartą kuchnię. Sala na górze jest o wiele mniejsza i kształtem przypomina literę U. Możemy z niej obserwować ludzi na dole. Nam udało się zająć stolik zaraz przy oknie z ładnym widokiem na staw.
Bardzo ładnie odrestaurowano całe wnętrze. Zachowano stare filary, a na nich oryginalne zdobienie w formie kafelków. Na jednej ze ścian wśród naturalnej roślinności powieszono duży obraz faceta z głową konia. Ściana z widokiem na staw jest przeszklona praktycznie w całości i dzięki temu jest widniej i romantyczniej zarazem.
Cały wystrój uznaje za największy plus tego przedsięwzięcia. Reszta, a w szczególności obsługa woła o pomstę do nieba. Zdaję sobie z tego sprawę, że lokal działa dopiero od początku marca i być może wszystko jeszcze się dotrze. Być może liczba klientów przerosła możliwości kelnerów, ale przecież latem dojdzie jeszcze obsługa tarasu. Biegająca po sali bez ładu i składu obsługa kompletnie nie radziła sobie z obsługą gości. A według mnie wystarczyłoby salę podzielić na sektory i do nich przydzielić kelnerów.
Nam na szczęście trafił się bodajże najlepszy z pośród wszystkich kelnerów, taki debeściak wśród obsługi i na prawdę chłopak dawał radę. Obserwując salę odnieśliśmy wrażenie, że tylko on (Krzysztof) tam pracował, cała reszta robiła tylko zamieszanie. Piętrzące się na stolikach brudne kufle i talerze nie robiły na reszcie obsługi większego wrażenia. W końcu postanowiliśmy zainterweniować i poprosiliśmy do stolika osobę odpowiedzialną za salę. Zapytana czy ktoś tu obsługuje i ile na kelnera można czekać, młoda dziewczyna wzruszyła tylko ramionami i z grymasem na twarzy bezczelnie odpowiedziała, że ona nie wie. Po czym odwróciła się na pięcie i oddaliła się w siną dal. Bywałem w różnych i to większych lokalach w Czechach, ale do tej pory jeszcze mi się nie zdarzyło, abym musiał przez piętnaście minut siedzieć przy pustym kuflu. Mam nadzieję, że reszta obsługi się jakoś dotrze i dorówna swoimi umiejętnościami Krzysztofowi, a wtedy będzie wszystko ok.
Piwna oferta browaru póki co jest stała i wygląda następująco:
-Jasne pełne w cenie 7 zł. za 0.25 l./ 12 zł. za 0.5 l./ 20 zł. za 1 l. Bardzo przeciętne piwo o słodkawym smaku.
-Pszenica w cenie 6/10/18 zł. Nikt z nas nie zamawiał.
-Marcowe w cenie 7/12/20 zł. Oprócz ciemniejszej barwy mało co różniło się od ,jasnego,.
-Miodowe 7/12/20 zł. Spodziewałem się ulepka, a okazało się, że właśnie to piwo miało największą goryczkę.
Generalnie z piwami jest średnio, ale tragedii nie ma i do wieczora dało rade przy nich posiedzieć. Kuchnia oczywiście też jest, ale z cenami trochę pojechali. Żądanie 16 zł. za 100 gram domowej pasztetowej to już przesada. Rolada wołowa, golonka w cenie 39 zł. też do tanich nie należy. Porcje skromne, ale jedzenie całkiem smaczne, to na plus.
Reszta instalacji browaru znajduje się w piwnicy i idąc do kibelka praktycznie ją całą można obejrzeć przez duże szklenie. Natomiast ja dzięki uprzejmemu kelnerowi obejrzałem sobie ją od środka. Szczegółów technicznych nie znam, bo i kelner nic w tym temacie nie wiedział. Jedynie co to wiem, to że sprzęt dostarczyła austriacka firma O.SALM & Co GmbH.
Miejsce ciekawe, urokliwe i z póki co sporymi problemami jeżeli chodzi o obsługę. Jeżeli to ulegnie poprawie to wszystko powinno być ok. Jedzenie smaczne, niestety drogie, więc lepiej tam pić piwo niż jeść.
Myślę, że warto tam wpaść, tym bardziej, że obok jest zoo i wesołe miasteczko. Osobiście drugi raz wpadnę tam w lipcu przy okazji koncertu Rammstein-a który odbędzie się na stadionie Śląskim.
Lokal jest czynny codziennie od godziny 12 do 22, a w soboty do 23.
Zdjęcia:
Comment