W niedzielę 8 maja br. nastąpiło oficjalne otwarcie Minibrowaru Miejskiego w Bielsku-Białej, przy ulicy Piwowarskiej. Powstanie tego przybytku było zapowiadane od dłuższego już czasu, a na początku roku zaczęło przybierać coraz konkretniejsze kształty w postaci kilku artykułów w lokalnej prasie i radiu oraz konkretnej deklaracji właściciela, pana Jana Wiencka, o planowanym otwarciu podwojów nowego browaru jeszcze w kwietniu. Nastąpiło to co prawda o tydzień później, ale ważne, że w końcu nastąpiło.
Niewątpliwie istniała od jakiegoś już czasu potrzeba stworzenia w Bielsku-Białej miejsca o takim właśnie charakterze. Od chwili zamknięcia w 1996 roku Browaru Bielsko mieszkańcy zostali pozbawieni możliwości konsumpcji miejscowego produktu. Ciężko było również o ciekawą ofertę piwną w innych, bielskich lokalach serwujących raczej w zdecydowanej większości standardowy zestaw piw koncernowych. Nie może więc dziwić spore zainteresowanie lokalnej społeczności tematem reaktywowania bielskich tradycji warzenia piwa w nowopowstałym Browarze Miejskim.
Restauracja z minibrowarem zlokalizowana jest w okolicach rynku na tzw. Bielskiej Starówce, w odrestaurowanym budynku, w którym od połowy XIX wieku funkcjonowała gospoda. Również nazwa ulicy nawiązuje do istniejącego niegdyś w pobliżu małego browaru przygotowującego chmielowy trunek dla okolicznych wyszynków i karczm. Budynek, który jeszcze paręnaście lat temu był w totalnej ruinie przeszedł generalny remont, który nadał mu należyty dla tego typu miejsca wygląd, w miejsce szpecącej okolicę rudery.
Sama restauracja to dwie sale; jedna na parterze, druga na piętrze oraz mała salka w piwnicy, obok zbiorników fermentacyjnych. Bezpośrednio przy wejściu do lokalu wystawione są w gablotkach kufle, szklanki oraz butelki z interesującym logo minibrowaru, które można zakupić. Ceny dość wysokie: kufelek 0,4 l za 20 PLN. Tyle samo za szklankę do piw pszenicznych. Kufel o pojemności 1 l można nabyć za 25 PLN. Firmowa butelka 0,75 l za 5 PLN (oczywiście pusta bo jeśli pełna to 20 PLN). Parę kroków dalej, przy barze, nowe, lśniące miedziane kadzie. Całość wystroju restauracji powiedziałbym typowa dla charakteru tego miejsca. Ściany w kolorze niebieskim, na ścianach zdjęcia oraz inne bibeloty jako forma ekspozycji pamiątek po dawnym browarze bielskim, choć akurat butelki na półkach pochodzą między innymi z Kozlovic i Stramberka. Stoły proste, drewniane, z takiż samymi ławami. Podobnie wygląda to na piętrze.
Nie byłem na oficjalnej inauguracji lokalu w dniu wczorajszym obawiając się nieco wizyty nieprzebranych tłumów, jako, że „wieść gminna” o otwarciu Browaru dość szeroko niosła się po okolicy, a dzień wolny i ładna pogoda mogły jedynie spotęgować ten efekt. Postanowiłem piwny rekonesans uczynić w poniedziałek. Wpadliśmy tam z kolegą po godzinie 16tej i od razu mogliśmy się zetknąć z tzw. „efektem świeżości” ponieważ większość stołów była zajęta w zdecydowanej większości przez…młodzież studencko-licealną, zwabioną zapewne dość zauważalną reklamą o powstaniu takiego miejsca. Dopiero z czasem w restauracji zaczęło pojawiać się nieco starsze towarzystwo. Zanim zamówiliśmy piwa zdążyłem jeszcze zwiedzić piętro, które okazało się być…zupełnie puste!!!
Przechodzę jednak do meritum sprawy czyli serwowanego w Browarze piwa. Jeszcze przed wejściem do lokalu, przeglądając menu, nieco się zbulwersowaliśmy widząc cennik. Prezentuje się on następująco: 0,4 l za 8 PLN, 1l za 20 PLN, 3l za 60 PLN oraz 5 l za 100 PLN bez względu na rodzaj podawanego piwa, których ma być cztery: Jasne, Ciemne, Pszeniczne oraz Marcowe. Ceny może nie są jakoś specjalnie wyśrubowane, z drugiej jednak strony przy całym szacunku dla mojego rodzinnego miasta, ale Krakowem czy Wrocławiem Bielsko-Biała nie jest i na tłumy turystów raczej nie ma tu co liczyć. Razi też w oczy brak niższych cen dla osób zamawiających większą ilość złocistego napoju, o co aż się prosi. Nie narzekając jednak na zapas, czym prędzej usiedliśmy przy stole, czekając na kelnerkę. „A nuż podawane tu piwo będzie warte podanej ceny!” - myśleliśmy.
Na wstępie otrzymaliśmy informację, że jasne nie jest, niestety, dostępne ponieważ, tu cytat: „musi jeszcze dwa, trzy dni poleżakować, ale mamy inne jasne czyli marcowe, robione z dwóch rodzajów słodu, między innymi słodu goryczkowego”. Fachowcem nie jestem i głowy sobie uciąć nie dam, ale o „słodzie goryczkowym” nie słyszałem. Zresztą sama kelnerka dopytywana stwierdziła, „że to chyba o coś innego chodziło”.
Mając do wyboru 3 rodzaje piw na pierwszy ogień poszedł:
1) Bielitzer (bo tak nazywa się warzone tu piwo) Ciemne – przyniesione nam piwo miało mocny, ciemny kolor i przez dłuższy czas utrzymywała się na nim piana. Piwo nie charakteryzowało się żadnym właściwie zapachem, a i w smaku bez rewelacji. Na początku jeszcze wyczuwało się dość wyrazisty kawowy posmak, który z czasem wręcz zanikł. Jak na mój gust było także dość mocno gazowane. Miało się nawet wrażenie jakby to było piwo butelkowe. Osobiście byłem rozczarowany.
2) Bielitzer Marcowe poszedł na drugi rzut i o ile o ciemnym mogłem powiedzieć, że się rozczarowałem to z marcowym była wręcz totalna porażka. Piwo to miało barwę jasnego bursztynu, z również stabilną pianą, także mocno nasycone. Niestety w smaku prócz wody i gazu nie wyłapałem niczego innego. Po prostu zupełnie nijakie. Co dziwne piwo to było oceniane najwyżej przez osoby będące w niedzielę na otwarciu i piszące o wypitych piwach na rozmaitych forach. Czym tu się zachwycać nie mam pojęcia.
3) Bielitzer Pszeniczne konsumowane jako ostatnie. Po poprzednich niepowodzeniach byłem pełen obaw na co trafię tym razem. Na szczęście bielska „pszenica” okazała się jak dla mnie najbardziej udanym produktem Browaru Miejskiego. Podana w szklankach ( lub jak to wyraziła się kelnerka „w specjalnych do tego piwa kuflach”), o głębokiej cytrynowej barwie, naturalnie mętne, z wyrazistym (nareszcie!) zapachem pszeniczno-drożdżowo-bananowym, orzeźwiające i lekko kwaskowate w smaku. Z całej spożywanej tego dnia „trójki” zdecydowanie najlepsze.
Podsumowując „z dużej chmury mały deszcz”. Inwestycja, tak długo w Bielsku-Białej oczekiwana (nie ukrywam, że również przeze mnie), póki co jest jedynie, jak to się kiedyś wyraził pewien polski medioznawca: „pieszczotą dla oczu”. Od strony wizualnej wszystko jest piękne i ładne: od ciekawej lokalizacji w pobliżu „klimatycznej” Bielskiej Starówki, poprzez logo, wystrój lokalu, nawiązanie do bielskich tradycji browarniczych, na możliwości przyglądania się procesowi warzenia piwa i firmowym szkle kończąc. Jednakże kluczowy dla tego miejsca produkt czyli piwo, okazał się być wyrobem mocno, mocno średnim. Po tych wszystkich artykułach, wywiadach i zapowiedziach o wzorowaniu się zwłaszcza na browarnictwie czeskim oczekiwałem jednak czegoś więcej. Zwłaszcza, że ani jakość tego piwa, ani tym bardziej jego cena, z Czechami nie ma nic wspólnego.
Nie stawiam oczywiście na Browarze Miejskim „krzyżyka”. Rozumiem, że to dopiero drugi dzień jego funkcjonowania i może kolejne warki piwa będą już zdecydowanie lepsze. Co jakiś czas zresztą pewnie wpadnę „na kontrolę” czy coś w temacie się zmieniło. Póki co nie potrafię jednak ukryć rozczarowania.
Niewątpliwie istniała od jakiegoś już czasu potrzeba stworzenia w Bielsku-Białej miejsca o takim właśnie charakterze. Od chwili zamknięcia w 1996 roku Browaru Bielsko mieszkańcy zostali pozbawieni możliwości konsumpcji miejscowego produktu. Ciężko było również o ciekawą ofertę piwną w innych, bielskich lokalach serwujących raczej w zdecydowanej większości standardowy zestaw piw koncernowych. Nie może więc dziwić spore zainteresowanie lokalnej społeczności tematem reaktywowania bielskich tradycji warzenia piwa w nowopowstałym Browarze Miejskim.
Restauracja z minibrowarem zlokalizowana jest w okolicach rynku na tzw. Bielskiej Starówce, w odrestaurowanym budynku, w którym od połowy XIX wieku funkcjonowała gospoda. Również nazwa ulicy nawiązuje do istniejącego niegdyś w pobliżu małego browaru przygotowującego chmielowy trunek dla okolicznych wyszynków i karczm. Budynek, który jeszcze paręnaście lat temu był w totalnej ruinie przeszedł generalny remont, który nadał mu należyty dla tego typu miejsca wygląd, w miejsce szpecącej okolicę rudery.
Sama restauracja to dwie sale; jedna na parterze, druga na piętrze oraz mała salka w piwnicy, obok zbiorników fermentacyjnych. Bezpośrednio przy wejściu do lokalu wystawione są w gablotkach kufle, szklanki oraz butelki z interesującym logo minibrowaru, które można zakupić. Ceny dość wysokie: kufelek 0,4 l za 20 PLN. Tyle samo za szklankę do piw pszenicznych. Kufel o pojemności 1 l można nabyć za 25 PLN. Firmowa butelka 0,75 l za 5 PLN (oczywiście pusta bo jeśli pełna to 20 PLN). Parę kroków dalej, przy barze, nowe, lśniące miedziane kadzie. Całość wystroju restauracji powiedziałbym typowa dla charakteru tego miejsca. Ściany w kolorze niebieskim, na ścianach zdjęcia oraz inne bibeloty jako forma ekspozycji pamiątek po dawnym browarze bielskim, choć akurat butelki na półkach pochodzą między innymi z Kozlovic i Stramberka. Stoły proste, drewniane, z takiż samymi ławami. Podobnie wygląda to na piętrze.
Nie byłem na oficjalnej inauguracji lokalu w dniu wczorajszym obawiając się nieco wizyty nieprzebranych tłumów, jako, że „wieść gminna” o otwarciu Browaru dość szeroko niosła się po okolicy, a dzień wolny i ładna pogoda mogły jedynie spotęgować ten efekt. Postanowiłem piwny rekonesans uczynić w poniedziałek. Wpadliśmy tam z kolegą po godzinie 16tej i od razu mogliśmy się zetknąć z tzw. „efektem świeżości” ponieważ większość stołów była zajęta w zdecydowanej większości przez…młodzież studencko-licealną, zwabioną zapewne dość zauważalną reklamą o powstaniu takiego miejsca. Dopiero z czasem w restauracji zaczęło pojawiać się nieco starsze towarzystwo. Zanim zamówiliśmy piwa zdążyłem jeszcze zwiedzić piętro, które okazało się być…zupełnie puste!!!
Przechodzę jednak do meritum sprawy czyli serwowanego w Browarze piwa. Jeszcze przed wejściem do lokalu, przeglądając menu, nieco się zbulwersowaliśmy widząc cennik. Prezentuje się on następująco: 0,4 l za 8 PLN, 1l za 20 PLN, 3l za 60 PLN oraz 5 l za 100 PLN bez względu na rodzaj podawanego piwa, których ma być cztery: Jasne, Ciemne, Pszeniczne oraz Marcowe. Ceny może nie są jakoś specjalnie wyśrubowane, z drugiej jednak strony przy całym szacunku dla mojego rodzinnego miasta, ale Krakowem czy Wrocławiem Bielsko-Biała nie jest i na tłumy turystów raczej nie ma tu co liczyć. Razi też w oczy brak niższych cen dla osób zamawiających większą ilość złocistego napoju, o co aż się prosi. Nie narzekając jednak na zapas, czym prędzej usiedliśmy przy stole, czekając na kelnerkę. „A nuż podawane tu piwo będzie warte podanej ceny!” - myśleliśmy.
Na wstępie otrzymaliśmy informację, że jasne nie jest, niestety, dostępne ponieważ, tu cytat: „musi jeszcze dwa, trzy dni poleżakować, ale mamy inne jasne czyli marcowe, robione z dwóch rodzajów słodu, między innymi słodu goryczkowego”. Fachowcem nie jestem i głowy sobie uciąć nie dam, ale o „słodzie goryczkowym” nie słyszałem. Zresztą sama kelnerka dopytywana stwierdziła, „że to chyba o coś innego chodziło”.
Mając do wyboru 3 rodzaje piw na pierwszy ogień poszedł:
1) Bielitzer (bo tak nazywa się warzone tu piwo) Ciemne – przyniesione nam piwo miało mocny, ciemny kolor i przez dłuższy czas utrzymywała się na nim piana. Piwo nie charakteryzowało się żadnym właściwie zapachem, a i w smaku bez rewelacji. Na początku jeszcze wyczuwało się dość wyrazisty kawowy posmak, który z czasem wręcz zanikł. Jak na mój gust było także dość mocno gazowane. Miało się nawet wrażenie jakby to było piwo butelkowe. Osobiście byłem rozczarowany.
2) Bielitzer Marcowe poszedł na drugi rzut i o ile o ciemnym mogłem powiedzieć, że się rozczarowałem to z marcowym była wręcz totalna porażka. Piwo to miało barwę jasnego bursztynu, z również stabilną pianą, także mocno nasycone. Niestety w smaku prócz wody i gazu nie wyłapałem niczego innego. Po prostu zupełnie nijakie. Co dziwne piwo to było oceniane najwyżej przez osoby będące w niedzielę na otwarciu i piszące o wypitych piwach na rozmaitych forach. Czym tu się zachwycać nie mam pojęcia.
3) Bielitzer Pszeniczne konsumowane jako ostatnie. Po poprzednich niepowodzeniach byłem pełen obaw na co trafię tym razem. Na szczęście bielska „pszenica” okazała się jak dla mnie najbardziej udanym produktem Browaru Miejskiego. Podana w szklankach ( lub jak to wyraziła się kelnerka „w specjalnych do tego piwa kuflach”), o głębokiej cytrynowej barwie, naturalnie mętne, z wyrazistym (nareszcie!) zapachem pszeniczno-drożdżowo-bananowym, orzeźwiające i lekko kwaskowate w smaku. Z całej spożywanej tego dnia „trójki” zdecydowanie najlepsze.
Podsumowując „z dużej chmury mały deszcz”. Inwestycja, tak długo w Bielsku-Białej oczekiwana (nie ukrywam, że również przeze mnie), póki co jest jedynie, jak to się kiedyś wyraził pewien polski medioznawca: „pieszczotą dla oczu”. Od strony wizualnej wszystko jest piękne i ładne: od ciekawej lokalizacji w pobliżu „klimatycznej” Bielskiej Starówki, poprzez logo, wystrój lokalu, nawiązanie do bielskich tradycji browarniczych, na możliwości przyglądania się procesowi warzenia piwa i firmowym szkle kończąc. Jednakże kluczowy dla tego miejsca produkt czyli piwo, okazał się być wyrobem mocno, mocno średnim. Po tych wszystkich artykułach, wywiadach i zapowiedziach o wzorowaniu się zwłaszcza na browarnictwie czeskim oczekiwałem jednak czegoś więcej. Zwłaszcza, że ani jakość tego piwa, ani tym bardziej jego cena, z Czechami nie ma nic wspólnego.
Nie stawiam oczywiście na Browarze Miejskim „krzyżyka”. Rozumiem, że to dopiero drugi dzień jego funkcjonowania i może kolejne warki piwa będą już zdecydowanie lepsze. Co jakiś czas zresztą pewnie wpadnę „na kontrolę” czy coś w temacie się zmieniło. Póki co nie potrafię jednak ukryć rozczarowania.
Comment