Nové Hrady to kolejne na naszej trasie położone tuż przy Austriackiej granicy miasteczko. W małym, ładnym i niespełna trzy tysięcznym mieście można zwiedzić sobie skromny, ale ładny zamek, pałac, a natomiast dla wolących dziką przyrodę polecam spacer, a najlepiej wsiąść na rower i udać się do urokliwego zakątka zwanego Terčino údolí. Na swojej trasie spotkamy ruiny Modrého domu zniszczonego przez powódź, twierdzę Cuknštejn, oraz 20 metrowy Stropnický vodopád. Nudno na pewno nie będzie.
Ponieważ trzy lata temu podczas wizyty w niedalekim browarze Žumberk zaliczyliśmy wszystkie w/w atrakcje, to tym razem kroki skierowaliśmy od razu do nowego browaru Zevlův mlýn.
Od centrum jest tam niespełna 20 minut marszu, więc korzystając z wtedy jeszcze ładnej pogody ruszyliśmy na piwo. Zevlův mlýn to nie byle jaki młyn. Jego początki sięgają aż XIV wieku, a historia jest długa, pokręcona i dlatego nie zamierzam jej całej tutaj opisywać. W 2011 roku młyn został odkupiony przez Jan Loukotka, syna Heleny Loukotková która to wraz z Janem Zevla odziedziczyła go po Marie Zevlová i to właśnie od nazwiska ostatnich właścicieli pochodzi obecna nazwa młyna.
Po gruntownej rekonstrukcji przeprowadzonej od 2017 roku młyn znowu działa i przyciąga do siebie turystów.
Boziu, czegoż to tam obecnie niema. Pod dwoma dużymi wiatami ustawiono ładnie odrestaurowane traktory, oraz maszyny rolnicze, jest muzeum młynarstwa, gdzie podczas płatnego zwiedzania z gospodarzem liźniemy trochę historii młyna. Są noclegi, może nie są tanie, ale są. Do tego całkiem spory plac zabaw, oraz jeszcze większe mini zoo w którym mieszkają np. alpaki, daniele, kaczki, krowy, indyki, oraz przesympatyczne kozy ( holenderska rasa) wraz z małymi, niesfornymi koziołkami (zdjęcie poniżej), które non stop uciekały mamie z zagrody i ganiają sobie po okolicy. Dla dzieciaków istny raj i super zabawa, bo do zwierzaków można wejść i je sobie pogłaskać.
Dla nas natomiast priorytetowym celem był otwarty w 2018 roku mały, rodzinny browar. Prowadzą go ojciec - sladek Jan Loukotka, syn David Loukotka, który pomaga mu praktycznie we wszystkim, oraz żona Pana Jana, która poza sprawami związanymi z browarem ogarnia całą resztę.
Browar znajduje się w zabudowaniach do których wchodzimy podobnie jak do hotelu od strony dziedzińca. Dzięki uprzejmości Davida miałem chwilkę na zobaczenie go od środka.
Warzelnia to 500 l. garnki, tanki to 6 X 1000 l. plus 2 X 500 l., oraz 1000 l. spilka. Mam nadzieję, że dobrze to zapamiętałem.
Piw warzy się pięć rodzajów, a do ich produkcji używają wody z własnej studni. Podczas naszej wizytacji na kranach zastaliśmy trzy z nich:
-Zewl svetly ležák 11-ka 32/26 Kc. Genialne piwko . Szkoda tylko, że wypiłem dwa kufelki i źródełko wyschło .
-Zewl svetly ležák 12-ka 33/27 Kc. Równie pyszne jak jego brat, ale mnie 11-ka lepiej podeszła .
-Zewl Černý mlynář 11-ka 35/30 Kc. Wyjątkowo smaczny ciemniaczek .
Pozostałe warzone tam piwa to Kulhavý Lišák Ale 11-ka (36/30 Kc.), oraz ,konopne, ale parametrów i nazwy nie znam. Piwo można również zakupić w 1.5 l. plastiku.
Generalnie sprawa z piwem tam wygląda następująco: w sezonie jesienno-zimowo-wiosennym lanego piwa we młynie się nie napijemy, ale w każdy dzień od 9-17 możemy zakupić pet-ki.
Lane piwo sprzedawane jest pod ustawioną naprzeciwko młyna dużą wiata nazwaną ,kiosk,. Nie wiem jak to się miało w latach ubiegłych, i czy co roku jest tak samo, ale w tym roku kiosk oficjalnie miał być otwarty od 15.05 do 15.10. Wszystko zapewne zależy od pogody, bo my byliśmy 04.05 i kiosk już działał, a na dworze za pięknie to nie było.
Z tym, że to są Czechy, a tam ludzie w domach nie siedzą i seriali nie oglądają, więc pomimo mżawki i nie za wysokiej temperatury rowerzystów i piechurów pod wiata było całkiem sporo.
Za barem trójka właścicieli uwijała się jak w ukropie, a do tego gospodarz co jakiś czas szedł oprowadzać wycieczki po młynie. W sezonie to dopiero musi tam być niezły młyn .
Dla tego pomimo chęci nikt nie miał wolnej chwili na pokazanie mi browaru. Na całe ,szczęście, po godzinie 18 zaczęło porządnie padać, a temperatura spadła do jakiś pięciu stopni, więc klientela rozeszła/rozjechała się czym prędzej do domów, a wtedy w strugach deszczu pobiegłem z synem gospodarza oglądać browar. Ja oglądać, a on do pracy, bo akurat warzyli 11-kę.
Pod wiatą jest też duży grill na którym w sezonie smaży się swojskie kiełbaski, oraz inne mięsiwo. Na prawdę szkoda, że w tym roku maj jest taki dupiaty i pogodą nas nie rozpieszcza, bo chętnie pod wiatą przy bardzo dobrym piwku jeszcze trochę by się posiedziało. Jedno z tych bajkowych miejsc do których chce się wracać.
Bardzo dobre piwo, mili gospodarze, las, woda, cisza i spokój, po prostu wymarzone miejsce na letnie posiedzenie przy piwku. Polecam !!
Zdjęcia:
Ponieważ trzy lata temu podczas wizyty w niedalekim browarze Žumberk zaliczyliśmy wszystkie w/w atrakcje, to tym razem kroki skierowaliśmy od razu do nowego browaru Zevlův mlýn.
Od centrum jest tam niespełna 20 minut marszu, więc korzystając z wtedy jeszcze ładnej pogody ruszyliśmy na piwo. Zevlův mlýn to nie byle jaki młyn. Jego początki sięgają aż XIV wieku, a historia jest długa, pokręcona i dlatego nie zamierzam jej całej tutaj opisywać. W 2011 roku młyn został odkupiony przez Jan Loukotka, syna Heleny Loukotková która to wraz z Janem Zevla odziedziczyła go po Marie Zevlová i to właśnie od nazwiska ostatnich właścicieli pochodzi obecna nazwa młyna.
Po gruntownej rekonstrukcji przeprowadzonej od 2017 roku młyn znowu działa i przyciąga do siebie turystów.
Boziu, czegoż to tam obecnie niema. Pod dwoma dużymi wiatami ustawiono ładnie odrestaurowane traktory, oraz maszyny rolnicze, jest muzeum młynarstwa, gdzie podczas płatnego zwiedzania z gospodarzem liźniemy trochę historii młyna. Są noclegi, może nie są tanie, ale są. Do tego całkiem spory plac zabaw, oraz jeszcze większe mini zoo w którym mieszkają np. alpaki, daniele, kaczki, krowy, indyki, oraz przesympatyczne kozy ( holenderska rasa) wraz z małymi, niesfornymi koziołkami (zdjęcie poniżej), które non stop uciekały mamie z zagrody i ganiają sobie po okolicy. Dla dzieciaków istny raj i super zabawa, bo do zwierzaków można wejść i je sobie pogłaskać.
Dla nas natomiast priorytetowym celem był otwarty w 2018 roku mały, rodzinny browar. Prowadzą go ojciec - sladek Jan Loukotka, syn David Loukotka, który pomaga mu praktycznie we wszystkim, oraz żona Pana Jana, która poza sprawami związanymi z browarem ogarnia całą resztę.
Browar znajduje się w zabudowaniach do których wchodzimy podobnie jak do hotelu od strony dziedzińca. Dzięki uprzejmości Davida miałem chwilkę na zobaczenie go od środka.
Warzelnia to 500 l. garnki, tanki to 6 X 1000 l. plus 2 X 500 l., oraz 1000 l. spilka. Mam nadzieję, że dobrze to zapamiętałem.
Piw warzy się pięć rodzajów, a do ich produkcji używają wody z własnej studni. Podczas naszej wizytacji na kranach zastaliśmy trzy z nich:
-Zewl svetly ležák 11-ka 32/26 Kc. Genialne piwko . Szkoda tylko, że wypiłem dwa kufelki i źródełko wyschło .
-Zewl svetly ležák 12-ka 33/27 Kc. Równie pyszne jak jego brat, ale mnie 11-ka lepiej podeszła .
-Zewl Černý mlynář 11-ka 35/30 Kc. Wyjątkowo smaczny ciemniaczek .
Pozostałe warzone tam piwa to Kulhavý Lišák Ale 11-ka (36/30 Kc.), oraz ,konopne, ale parametrów i nazwy nie znam. Piwo można również zakupić w 1.5 l. plastiku.
Generalnie sprawa z piwem tam wygląda następująco: w sezonie jesienno-zimowo-wiosennym lanego piwa we młynie się nie napijemy, ale w każdy dzień od 9-17 możemy zakupić pet-ki.
Lane piwo sprzedawane jest pod ustawioną naprzeciwko młyna dużą wiata nazwaną ,kiosk,. Nie wiem jak to się miało w latach ubiegłych, i czy co roku jest tak samo, ale w tym roku kiosk oficjalnie miał być otwarty od 15.05 do 15.10. Wszystko zapewne zależy od pogody, bo my byliśmy 04.05 i kiosk już działał, a na dworze za pięknie to nie było.
Z tym, że to są Czechy, a tam ludzie w domach nie siedzą i seriali nie oglądają, więc pomimo mżawki i nie za wysokiej temperatury rowerzystów i piechurów pod wiata było całkiem sporo.
Za barem trójka właścicieli uwijała się jak w ukropie, a do tego gospodarz co jakiś czas szedł oprowadzać wycieczki po młynie. W sezonie to dopiero musi tam być niezły młyn .
Dla tego pomimo chęci nikt nie miał wolnej chwili na pokazanie mi browaru. Na całe ,szczęście, po godzinie 18 zaczęło porządnie padać, a temperatura spadła do jakiś pięciu stopni, więc klientela rozeszła/rozjechała się czym prędzej do domów, a wtedy w strugach deszczu pobiegłem z synem gospodarza oglądać browar. Ja oglądać, a on do pracy, bo akurat warzyli 11-kę.
Pod wiatą jest też duży grill na którym w sezonie smaży się swojskie kiełbaski, oraz inne mięsiwo. Na prawdę szkoda, że w tym roku maj jest taki dupiaty i pogodą nas nie rozpieszcza, bo chętnie pod wiatą przy bardzo dobrym piwku jeszcze trochę by się posiedziało. Jedno z tych bajkowych miejsc do których chce się wracać.
Bardzo dobre piwo, mili gospodarze, las, woda, cisza i spokój, po prostu wymarzone miejsce na letnie posiedzenie przy piwku. Polecam !!
Zdjęcia:
Comment