Prušánky to kolejna Czeska pipidówka w której otwarto browar i pomimo, że otwarto go w pensjonacie jest to na prawdę dziwne miejsce. Całość, czyli browar, pensjonat i restauracja nosi dumną nazwę Starý dvůr, a jak się okazuje mieści się on w odnowionym, starym budynku administracyjnym położonym na obrzeżach wsi Prušánky.
I nawet po odnowieniu dalej wygląda jak biurowiec przerobiony na hotel robotniczy stojący na jakiejś bazie samochodowej . Obszar w którym położone są Prušánky słynie z produkcji wina i dosłownie kilometr dalej w wiosce Nechory można podziwiać śliczne, malownicze domki gdzie w sezonie napijemy się wina z pobliskich winnic. Po za sezonem wino można tam zakupić na wynos i wypić je sobie np. w domu .
W związku z tym otwarcie takiego kompleksu w tak beznadziejnym miejscu ma sens, tylko co z pozostałą częścią roku, czym przyciągnąć tam klienta?? Może piwem z własnego browaru??
Przybytek postanowiliśmy odwiedzić podczas grudniowej przerwy międzyświątecznej. Najpierw podjechaliśmy pod zamkniętą na cztery spusty bramę, a następnie przez 10 minut szukaliśmy możliwości wjazdu na teren pensjonatu. Okazało się, że z głównej drogi należy skręcić w wyłożoną płytami dróżkę, którą na początku uznałem za ślepą, lub prowadzącą do jakiejś bazy budowlanej. Mijamy rusztowania, elementy suwnic ułożonych na kupę, oraz jakieś wylane betonowe fundamenty hali. Ale zero informacji, że jedziemy do hotelu .
Dopiero na drugi dzień przy wjeździe pojawiła się mała tablica z napisem Starý dvůr i strzałką wskazującą gdzie to jest. Dziwne miejsce, a tym bardziej, że od godziny 10 działa tam restauracja w której serwowane są obiady dnia. Komuś najwyraźniej nie zależy na klientach.
Aby nas zameldować specjalnie na miejsce musiała przyjechać pracownica hotelu. Na szczęście była to bardzo miła pani i pomimo, że browar był zamknięty, a właściciel w interesach wyjechał do Francji znalazła chwilę i zorganizowała klucze do pomieszczenia z aparaturą. Mało tego, to z kuchni na dół ściągnęła kucharza który podobno o browarze miał wiedzieć wszystko. Nie wiedział prawie nic, ale mimo to dziękujemy za fatygę .
Ów browar znajduje się na parterze, zaraz przy recepcji i zajmuje jedno pomieszczenie. Bardzo fajny sprzęt podobno zrobił sobie sam właściciel, gdyż ogólnie pojętą metaloplastyką zajmuje się zawodowo. Warzelnia to 250 litrowe kotły, a i reszta pojemników wyglądała na podobną pojemność. Piwa warzy sam szef Pan Drahomil Klimeš i jak opowiadała miła pani lubi on z piwem eksperymentować i dodaje do niego np. skórkę cytryny, kolendrę, imbir, pieprz, czy miętę . Piw możemy spróbować w restauracji mieszczącej się na pierwszym piętrze.
Restauracja to dwie duże sale które można oddzielić przesuwnymi drzwiami. Pierwsza sala jest sporo większa i zaraz przy wejściu w formie wyspy ustawiono skromny bar. Za barem ciekawie zaadaptowana małą lodówkę. Otóż do jej środka wędruje keg, a od góry przymocowano kran i piwo nalewa się prosto z lodówki. Ciekawy patent .
Druga sala posiada małą scenę, oraz równie mały plac zabaw dla dzieci. Resztę miejsca zajmują stoliki. Na podłodze lustrzane kafelki, na ścianach drewnopodobne panele, po prostu widać, że kiedyś była tam zakładowa stołówka, lub jakaś sala konferencyjna. Generalnie w obu salach jest ,zimno, i bez jakiegokolwiek klimatu .
O dziwo w porze obiadowej na posiłek wpadło tam całkiem sporo ludzi. Osobiście w cenie 135 Kc. spróbowaliśmy kotleta z kurczaka podanego z ziemniakami. Szału nie było, ale coś zjeść należało. Po objedzie przystąpiliśmy do degustacji piw z miejscowego browaru. Na kranach zastaliśmy trzy piwa i wszystkie nosiły wspólną nazwę Starodvorske:
- Miodowa 11-ka w cenie 30/25 Kc. Smakowała jak oranżada, ale taka gazowana na maksa. Miodu w tym czymś nie wyczułem, ale jako napój orzeźwiający na upały byłby super. Taki Radler, a nie piwo.
- Miętowa 11-ka w cenie j/w. Tu było jeszcze gorzej. Ani to nie było miętowe, ani orzeźwiające. Po prostu było niedobre i tyle .
- Polotmava 14-ka w cenie 40/30 Kc. Tu się dopiero działo. Wygląd gęstwy kawowo-mlecznej o smaku kwaśno-kawowym był bezcenny. Najgorsze z całej trójki, paskudne .
( Poniżej zdjęcie wykonane z lampą, trochę przekłamuje barwę, ale za to w pełni oddaje klarowność płynu. Smakowało jeszcze podlej niż wyglądało ).
Żadne z pośród trzech w/w ,napojów, w smaku piwa nie przypominało. Wszystkie gazowane mocniej niż szampan i w przedziwnych smakach, no pić się tego nie dało.
Miałem cichą nadzieję, że w Czechach nigdy nie trafię na browar z tak paskudnym piwem, ale niestety stało się i właśnie takie miejsce miałem wątpliwa przyjemność odwiedzić. Eksperymenty sladka są fatalne w skutkach i tak podłego piwa chyba sam bym nie uwarzył, a tego jeszcze nigdy w życiu nie robiłem . Omijajcie to miejsce bardzo szerokim łukiem!!
Zdjęcia:
I nawet po odnowieniu dalej wygląda jak biurowiec przerobiony na hotel robotniczy stojący na jakiejś bazie samochodowej . Obszar w którym położone są Prušánky słynie z produkcji wina i dosłownie kilometr dalej w wiosce Nechory można podziwiać śliczne, malownicze domki gdzie w sezonie napijemy się wina z pobliskich winnic. Po za sezonem wino można tam zakupić na wynos i wypić je sobie np. w domu .
W związku z tym otwarcie takiego kompleksu w tak beznadziejnym miejscu ma sens, tylko co z pozostałą częścią roku, czym przyciągnąć tam klienta?? Może piwem z własnego browaru??
Przybytek postanowiliśmy odwiedzić podczas grudniowej przerwy międzyświątecznej. Najpierw podjechaliśmy pod zamkniętą na cztery spusty bramę, a następnie przez 10 minut szukaliśmy możliwości wjazdu na teren pensjonatu. Okazało się, że z głównej drogi należy skręcić w wyłożoną płytami dróżkę, którą na początku uznałem za ślepą, lub prowadzącą do jakiejś bazy budowlanej. Mijamy rusztowania, elementy suwnic ułożonych na kupę, oraz jakieś wylane betonowe fundamenty hali. Ale zero informacji, że jedziemy do hotelu .
Dopiero na drugi dzień przy wjeździe pojawiła się mała tablica z napisem Starý dvůr i strzałką wskazującą gdzie to jest. Dziwne miejsce, a tym bardziej, że od godziny 10 działa tam restauracja w której serwowane są obiady dnia. Komuś najwyraźniej nie zależy na klientach.
Aby nas zameldować specjalnie na miejsce musiała przyjechać pracownica hotelu. Na szczęście była to bardzo miła pani i pomimo, że browar był zamknięty, a właściciel w interesach wyjechał do Francji znalazła chwilę i zorganizowała klucze do pomieszczenia z aparaturą. Mało tego, to z kuchni na dół ściągnęła kucharza który podobno o browarze miał wiedzieć wszystko. Nie wiedział prawie nic, ale mimo to dziękujemy za fatygę .
Ów browar znajduje się na parterze, zaraz przy recepcji i zajmuje jedno pomieszczenie. Bardzo fajny sprzęt podobno zrobił sobie sam właściciel, gdyż ogólnie pojętą metaloplastyką zajmuje się zawodowo. Warzelnia to 250 litrowe kotły, a i reszta pojemników wyglądała na podobną pojemność. Piwa warzy sam szef Pan Drahomil Klimeš i jak opowiadała miła pani lubi on z piwem eksperymentować i dodaje do niego np. skórkę cytryny, kolendrę, imbir, pieprz, czy miętę . Piw możemy spróbować w restauracji mieszczącej się na pierwszym piętrze.
Restauracja to dwie duże sale które można oddzielić przesuwnymi drzwiami. Pierwsza sala jest sporo większa i zaraz przy wejściu w formie wyspy ustawiono skromny bar. Za barem ciekawie zaadaptowana małą lodówkę. Otóż do jej środka wędruje keg, a od góry przymocowano kran i piwo nalewa się prosto z lodówki. Ciekawy patent .
Druga sala posiada małą scenę, oraz równie mały plac zabaw dla dzieci. Resztę miejsca zajmują stoliki. Na podłodze lustrzane kafelki, na ścianach drewnopodobne panele, po prostu widać, że kiedyś była tam zakładowa stołówka, lub jakaś sala konferencyjna. Generalnie w obu salach jest ,zimno, i bez jakiegokolwiek klimatu .
O dziwo w porze obiadowej na posiłek wpadło tam całkiem sporo ludzi. Osobiście w cenie 135 Kc. spróbowaliśmy kotleta z kurczaka podanego z ziemniakami. Szału nie było, ale coś zjeść należało. Po objedzie przystąpiliśmy do degustacji piw z miejscowego browaru. Na kranach zastaliśmy trzy piwa i wszystkie nosiły wspólną nazwę Starodvorske:
- Miodowa 11-ka w cenie 30/25 Kc. Smakowała jak oranżada, ale taka gazowana na maksa. Miodu w tym czymś nie wyczułem, ale jako napój orzeźwiający na upały byłby super. Taki Radler, a nie piwo.
- Miętowa 11-ka w cenie j/w. Tu było jeszcze gorzej. Ani to nie było miętowe, ani orzeźwiające. Po prostu było niedobre i tyle .
- Polotmava 14-ka w cenie 40/30 Kc. Tu się dopiero działo. Wygląd gęstwy kawowo-mlecznej o smaku kwaśno-kawowym był bezcenny. Najgorsze z całej trójki, paskudne .
( Poniżej zdjęcie wykonane z lampą, trochę przekłamuje barwę, ale za to w pełni oddaje klarowność płynu. Smakowało jeszcze podlej niż wyglądało ).
Żadne z pośród trzech w/w ,napojów, w smaku piwa nie przypominało. Wszystkie gazowane mocniej niż szampan i w przedziwnych smakach, no pić się tego nie dało.
Miałem cichą nadzieję, że w Czechach nigdy nie trafię na browar z tak paskudnym piwem, ale niestety stało się i właśnie takie miejsce miałem wątpliwa przyjemność odwiedzić. Eksperymenty sladka są fatalne w skutkach i tak podłego piwa chyba sam bym nie uwarzył, a tego jeszcze nigdy w życiu nie robiłem . Omijajcie to miejsce bardzo szerokim łukiem!!
Zdjęcia: