Olešnice v Orlických horách to przygraniczne miasto w Czechach. Długie ciągnące się około 5 km przygraniczne miasteczko niczym specjalnym nie ujmuje, ale od zeszłego roku na jego końcu usadowił się kolejny browar. Można by rzec, że ukrył się w górach i do tego przybrał tajemniczą nazwę Agent .
Stoi on na samym końcu miasteczka tuż przy głównej drodze. Budynek składa się z piętrowej części z długim balkonem i tam docelowo mają być noclegi, oraz drugiej części w której znajduje się spora sala restauracyjna z barem i wyeksponowaną warzelnią. Zaraz obok jest wiata, a pod nią letni ogródek. Przed browarem jest duży parking, więc jest gdzie zaparkować auto.
Wizytę złożyliśmy tam 21.08 w godzinach przedpołudniowych. Docelowo w planach mieliśmy zakwaterować się w mieście Opočno, a następnie do Agenta przyjechać na rowerach.
Na całe szczęście tego nie zrobiliśmy. Żar lał się z nieba, a 20 km. pod górę i to po asfalcie było by zabójcze. Tym bardziej że jak się później okazało po przybyciu na miejsce zamiast nagrody w postaci dobrego piwa, czekało by nas rozczarowanie.
Dla tego przejeżdżając obok autem postanowiliśmy skorzystać z okazji. W restauracji hulało echo i oprócz nas i gburowatego właściciela nie było nikogo. Natomiast na kranach były dostępne dwa piwa:
- Summer Ale Mílijus 9-ka w cenie 25/40 Kc. Subtelne nuty amerykańskich chmieli i tyle. Na upał może być.
- Svetly lezak 11-ka w takiej samej cenie. Cóż, tu porażka na całej linii. Woda, woda i tyle w temacie.
Te, jak i pozostałe piwa można zakupić w litrowym szkle z porcelanką. Po za tym w ofercie były:
- Irish Stout Black Gun 15-ka w cenie 130 Kc. Smaczne.
- Premium pale lager 12-ka w cenie 85 Kc. Takie sobie.
- Pale lager 11-ka w cenie 85 Kc. j/w.
Najbardziej dziwią daty przydatności do spożycia w/w piw. Koniec listopada i koniec grudnia, to jak na niepasteryzowane piwo całkiem odległe terminy.
Trochę przypadkowo z tyłu za restauracją odkryłem wejście do piwnicy z tankami. Można powiedzieć, że wszystko, no prawie wszystko widać przez szklane drzwi, ale tyle co tam zszedłem, a u drzwi stanął pomocnik piwowara. Zapytałem o możliwość zobaczenia browaru i wtedy w jego oczach zobaczyłem strach. Mowy nie ma, szef za takie coś z roboty by mnie wywalił, wybełkotał przerażony.
No, dobra zapytam szefa. Siedzący w restauracji i gapiący się w monitor właściciel odparł, że teraz nie ma czasu, bo właśnie oczekuje stu osobowej wycieczki, po czym wstał, obrócił się na pięcie i poszedł na zaplecze. Dalsza dyskusja na jakikolwiek temat wydawała się zbędna. Kup, wypij i spier...
Dziwię się jak takim ludziom i to w dzisiejszych czasach udaje się prowadzić interesy w których kontakt z drugim człowiekiem jest wyznacznikiem sukcesu twojego biznesu.
Widocznie Martin Nauš na ten temat ma inne zdanie i dopiero stuosobowa wycieczka przemawia do jego wyobraźni (kieszeni). Piwa, bardzo, ale to bardzo przeciętne, a siedzenie zaraz przy głównej drodze, też nie należy do najprzyjemniejszych.
Parę zdjęć w galerii:
Stoi on na samym końcu miasteczka tuż przy głównej drodze. Budynek składa się z piętrowej części z długim balkonem i tam docelowo mają być noclegi, oraz drugiej części w której znajduje się spora sala restauracyjna z barem i wyeksponowaną warzelnią. Zaraz obok jest wiata, a pod nią letni ogródek. Przed browarem jest duży parking, więc jest gdzie zaparkować auto.
Wizytę złożyliśmy tam 21.08 w godzinach przedpołudniowych. Docelowo w planach mieliśmy zakwaterować się w mieście Opočno, a następnie do Agenta przyjechać na rowerach.
Na całe szczęście tego nie zrobiliśmy. Żar lał się z nieba, a 20 km. pod górę i to po asfalcie było by zabójcze. Tym bardziej że jak się później okazało po przybyciu na miejsce zamiast nagrody w postaci dobrego piwa, czekało by nas rozczarowanie.
Dla tego przejeżdżając obok autem postanowiliśmy skorzystać z okazji. W restauracji hulało echo i oprócz nas i gburowatego właściciela nie było nikogo. Natomiast na kranach były dostępne dwa piwa:
- Summer Ale Mílijus 9-ka w cenie 25/40 Kc. Subtelne nuty amerykańskich chmieli i tyle. Na upał może być.
- Svetly lezak 11-ka w takiej samej cenie. Cóż, tu porażka na całej linii. Woda, woda i tyle w temacie.
Te, jak i pozostałe piwa można zakupić w litrowym szkle z porcelanką. Po za tym w ofercie były:
- Irish Stout Black Gun 15-ka w cenie 130 Kc. Smaczne.
- Premium pale lager 12-ka w cenie 85 Kc. Takie sobie.
- Pale lager 11-ka w cenie 85 Kc. j/w.
Najbardziej dziwią daty przydatności do spożycia w/w piw. Koniec listopada i koniec grudnia, to jak na niepasteryzowane piwo całkiem odległe terminy.
Trochę przypadkowo z tyłu za restauracją odkryłem wejście do piwnicy z tankami. Można powiedzieć, że wszystko, no prawie wszystko widać przez szklane drzwi, ale tyle co tam zszedłem, a u drzwi stanął pomocnik piwowara. Zapytałem o możliwość zobaczenia browaru i wtedy w jego oczach zobaczyłem strach. Mowy nie ma, szef za takie coś z roboty by mnie wywalił, wybełkotał przerażony.
No, dobra zapytam szefa. Siedzący w restauracji i gapiący się w monitor właściciel odparł, że teraz nie ma czasu, bo właśnie oczekuje stu osobowej wycieczki, po czym wstał, obrócił się na pięcie i poszedł na zaplecze. Dalsza dyskusja na jakikolwiek temat wydawała się zbędna. Kup, wypij i spier...
Dziwię się jak takim ludziom i to w dzisiejszych czasach udaje się prowadzić interesy w których kontakt z drugim człowiekiem jest wyznacznikiem sukcesu twojego biznesu.
Widocznie Martin Nauš na ten temat ma inne zdanie i dopiero stuosobowa wycieczka przemawia do jego wyobraźni (kieszeni). Piwa, bardzo, ale to bardzo przeciętne, a siedzenie zaraz przy głównej drodze, też nie należy do najprzyjemniejszych.
Parę zdjęć w galerii: