Lokal w charakterze restauracji. Można przyjść tylko coś wypić, ale także na obiad. Bardzo sympatyczny klimat. Taki wieczorny. Ogólnie można by podzielić gości: Czesi na piwie, Polacy na jedzeniu. Dziwne.
My kosztowaliśmy piwo: Velvet i Kozel Cerne.
Odnośnie piwa Velvet – miało bardzo nieprzyjemny, wręcz odstraszający zapach. Ale za to piana, jak bita śmietana!!! W smaku dobre.
Tego dnia obiad jedliśmy gdzie indziej (patrz wyżej). Tutaj nawet na paluszki do piwa nie mieliśmy siły. Po za tym, kto wie, jak po czesku są: paluszki? Zrobiło się tłoczno – pora obiadowa. Poszliśmy dalej. Zwiedzać i szukać (po polsku, nie po czesku...).
Na dworze strasznie mroźno. Mimo, że śnieg topniał, było chyba koło temperatur minusowych.
W końcu trafiliśmy (po kilku zamkniętych, bądź „dziwnie” wyglądających – podejrzanych knajp lub czegoś w tym stylu...) do knajpy o nazwie:
My kosztowaliśmy piwo: Velvet i Kozel Cerne.
Odnośnie piwa Velvet – miało bardzo nieprzyjemny, wręcz odstraszający zapach. Ale za to piana, jak bita śmietana!!! W smaku dobre.
Tego dnia obiad jedliśmy gdzie indziej (patrz wyżej). Tutaj nawet na paluszki do piwa nie mieliśmy siły. Po za tym, kto wie, jak po czesku są: paluszki? Zrobiło się tłoczno – pora obiadowa. Poszliśmy dalej. Zwiedzać i szukać (po polsku, nie po czesku...).
Na dworze strasznie mroźno. Mimo, że śnieg topniał, było chyba koło temperatur minusowych.
W końcu trafiliśmy (po kilku zamkniętych, bądź „dziwnie” wyglądających – podejrzanych knajp lub czegoś w tym stylu...) do knajpy o nazwie: