Jakoś piwni eksploratorzy, nagminnie omijają Miletin, bo na forum prawie nic o nim nie ma , a szkoda.
Browarek ten, mający swe miejsce w miasteczku , na wzgórzach podkarkonoskich, po prostu bez żadnego rozgłosu robi swoje.
I jeszcze jak robi !
Na pochyłym ryneczku, odznacza się swoją urodą pięknie odnowiona kamienica, z zegarem na frontonie.
Widać napis : ''Sousedsky dum'', a obok logo wszechmocnego ''G''.
Czy to aby na pewno tu?
Po wejściu do restauracji, widać sporo miejscowych, w ciuchach roboczych.
Na nalewaku tylko znak ''G''.
Jestem już zaniepokojony.
Jidelni listok, jednak rozwiewa moje wątpliwości, jest Chmelka, svetle 10*.
Tylko jeden rodzaj, i aż jeden.
Pani podająca piwo śmieje się, i mówi : chcecie się otruć ?
Jestem zdecydowany na otrucie.
Fakt, nikt z miejscowych go nie piję , normalnie jak w Polsce.
Żadnej reklamy, żadnego napisu, pełna konspiracja.
Na szczęście pierwszy łyk, rozwiał wszelkie wątpliwości, o żadnym otruciu nie mogło być mowy.
Jako miłośnik piwa goryczkowego, byłem zupełnie zaskoczony bardzo wyrazistym smakiem, tej jakby nie patrząc dziesiątki.
Tak, ale coś trzeba zjeść.
Menu, okazuje się być zapisane maczkiem, chyba 7 stron.
Co tu wybrać?
Kolega bierze wątróbke pana sladka. Myślę że to nie była tak naprawde jego, bo choć ludzka wątroba ma możliwość regeneracji, to jednak wszystko ma swoje granice...
Kiedy rozmawiamy z kolegą, na sali powstaje cisza, i słychać szeptem mówione :''z polska...''i spojrzenia które oczekiwałyby po nas, posiadanie jednej pary głowy czy rąk więcej.
Musieliśmy ich zawieść , bo po chwili wszystko wraca do normy.
Niestety, żadnego firmowego szkła, ani podstawek.
Piwo, o dziwo filtrowane, ale to w niczym nie przeszkadzało, a nawet uwydatniło goryczke.
Dla mnie razem z dziesiątką, z browaru Kaltenecker, dwa najlepsze piwa tego gatunku.
Moja druga wizyta miała charakter odświętny, bo były ''pivni slavnosti'' z okazji 10-lecia browaru.
Tak, pan Svatopluk Dupal , ( nie obrażam go, on ma naprawdę takie nazwisko)właśnie w 1996 roku zaczął warzyć piwo.
Kiedy zobaczyłem że są ''oslavy'',ani chwilę się nie wachałem.
Obok kamienicy jest metalowa brama, która była otwarta. Tędy wchodzimy na podwórze, doraźnie przygotowane do posiedzenia piwnego.
Trawa , dopiero co skoszona, pod nogami chrzęszczą skorupy ślimaków, a tych kilka stoliczków,jest podparte kamieniami, by się nie kiwały.
Na środku, nieco zarośniety podest, na którym instalują się muzycy.
Slavnosti okazują się być imprezą bardzo kameralną, która w porywach przyciąga jakieś 60 osób, ale przez to jest świetnie !
Specjalnie jest drugi gatunek, czyli jasna 12* Pytlak.
Znowu poezja.
Ciekawe, że te piwa leżakujące, w zamkniętych tankach, mają taki charakterystyczny chamski ( u mnie jest to komplement ! ) zapach i posmak ,charakterystyczny do leżakowania w otwartych kadziach, gdzie smrodek piwniczny niejako nasącza piwo.
U nas kojarzy mi się to z Brackim.
Pan sladek obiecał pokazać pivovarek, ale jakoś go nie było, choć sporo osób czekało na niego.
Jak nam powiedział jeden z gości nalewających piwo, po prostu wczoraj nieźle ''pogrzał'', i nie daje znaku życia.
Jak na właściciela nieźle.
W końcu pojawia się , ale twiedzi (podpierając się ścianą, w pozycji pół leżącej) że dzisiaj nic z tego, chociaż odpowiada na pytania o funkcjonowania browarku.
Jak mówi, żadna reklama nie jest mu potrzebna, bo wszystko idzie na pniu, a więcej nie może i tak zrobić.
Dużą część kupują ( w kegach 30l ) turyści jadący w Karkonosze, bo na miejscowych nie ma co liczyć.
Oni wolą piwną wode ''G''.
Jakiś pan, nazwijmy go Honzo, w żelaznej rurze urządził wędzarnię, gdzie ku rozkoszy naszych podniebień, wisiała domowa paprykowa kiełbasa, polędwica i inne przysmaki.
Prawie wydeptaliśmy ścieżkę do niego....
Muzyka grała, zaczęły się tańce, i bratanie narodów.
Jeden z gości, prosił mnie o wspólne zdjęcie, bo podobno wyglądaliśmy jak ojciec i syn.
Ja jakoś podobieństwa nie widziałem, chyba że w wielkości brzuchów (przepraszam- piwnych mięśni)
Kiedy wszystko się rozkręcało, a muzycy zaczęli grać kawałki na życzenie, za piwo..trzeba było wracać ,do Pardubic, gdzie mieliśmy nocleg.
Reasumując, jeśli nie bawią was imprezy z motłochem, plastikiem w ręce, i jazgotem z głośników, to tylko Miletin.
Wspaniała okazja poznać innych ludzi, bardzo życzliwych do świata, ze szklaneczką doskonałego piwa w ręce.
Moją największą porażką piwną w tym roku, była nieobecność, na tegorocznych slavnostech,w Miletinie , bo w końcu Maja też się odbyły, i mieli jeszcze ciemną 13-stkę o frapującej nazwie '' Batalion Salve''
Ale w przyszłym roku........
Browarek ten, mający swe miejsce w miasteczku , na wzgórzach podkarkonoskich, po prostu bez żadnego rozgłosu robi swoje.
I jeszcze jak robi !
Na pochyłym ryneczku, odznacza się swoją urodą pięknie odnowiona kamienica, z zegarem na frontonie.
Widać napis : ''Sousedsky dum'', a obok logo wszechmocnego ''G''.
Czy to aby na pewno tu?
Po wejściu do restauracji, widać sporo miejscowych, w ciuchach roboczych.
Na nalewaku tylko znak ''G''.
Jestem już zaniepokojony.
Jidelni listok, jednak rozwiewa moje wątpliwości, jest Chmelka, svetle 10*.
Tylko jeden rodzaj, i aż jeden.
Pani podająca piwo śmieje się, i mówi : chcecie się otruć ?
Jestem zdecydowany na otrucie.
Fakt, nikt z miejscowych go nie piję , normalnie jak w Polsce.
Żadnej reklamy, żadnego napisu, pełna konspiracja.
Na szczęście pierwszy łyk, rozwiał wszelkie wątpliwości, o żadnym otruciu nie mogło być mowy.
Jako miłośnik piwa goryczkowego, byłem zupełnie zaskoczony bardzo wyrazistym smakiem, tej jakby nie patrząc dziesiątki.
Tak, ale coś trzeba zjeść.
Menu, okazuje się być zapisane maczkiem, chyba 7 stron.
Co tu wybrać?
Kolega bierze wątróbke pana sladka. Myślę że to nie była tak naprawde jego, bo choć ludzka wątroba ma możliwość regeneracji, to jednak wszystko ma swoje granice...
Kiedy rozmawiamy z kolegą, na sali powstaje cisza, i słychać szeptem mówione :''z polska...''i spojrzenia które oczekiwałyby po nas, posiadanie jednej pary głowy czy rąk więcej.
Musieliśmy ich zawieść , bo po chwili wszystko wraca do normy.
Niestety, żadnego firmowego szkła, ani podstawek.
Piwo, o dziwo filtrowane, ale to w niczym nie przeszkadzało, a nawet uwydatniło goryczke.
Dla mnie razem z dziesiątką, z browaru Kaltenecker, dwa najlepsze piwa tego gatunku.
Moja druga wizyta miała charakter odświętny, bo były ''pivni slavnosti'' z okazji 10-lecia browaru.
Tak, pan Svatopluk Dupal , ( nie obrażam go, on ma naprawdę takie nazwisko)właśnie w 1996 roku zaczął warzyć piwo.
Kiedy zobaczyłem że są ''oslavy'',ani chwilę się nie wachałem.
Obok kamienicy jest metalowa brama, która była otwarta. Tędy wchodzimy na podwórze, doraźnie przygotowane do posiedzenia piwnego.
Trawa , dopiero co skoszona, pod nogami chrzęszczą skorupy ślimaków, a tych kilka stoliczków,jest podparte kamieniami, by się nie kiwały.
Na środku, nieco zarośniety podest, na którym instalują się muzycy.
Slavnosti okazują się być imprezą bardzo kameralną, która w porywach przyciąga jakieś 60 osób, ale przez to jest świetnie !
Specjalnie jest drugi gatunek, czyli jasna 12* Pytlak.
Znowu poezja.
Ciekawe, że te piwa leżakujące, w zamkniętych tankach, mają taki charakterystyczny chamski ( u mnie jest to komplement ! ) zapach i posmak ,charakterystyczny do leżakowania w otwartych kadziach, gdzie smrodek piwniczny niejako nasącza piwo.
U nas kojarzy mi się to z Brackim.
Pan sladek obiecał pokazać pivovarek, ale jakoś go nie było, choć sporo osób czekało na niego.
Jak nam powiedział jeden z gości nalewających piwo, po prostu wczoraj nieźle ''pogrzał'', i nie daje znaku życia.
Jak na właściciela nieźle.
W końcu pojawia się , ale twiedzi (podpierając się ścianą, w pozycji pół leżącej) że dzisiaj nic z tego, chociaż odpowiada na pytania o funkcjonowania browarku.
Jak mówi, żadna reklama nie jest mu potrzebna, bo wszystko idzie na pniu, a więcej nie może i tak zrobić.
Dużą część kupują ( w kegach 30l ) turyści jadący w Karkonosze, bo na miejscowych nie ma co liczyć.
Oni wolą piwną wode ''G''.
Jakiś pan, nazwijmy go Honzo, w żelaznej rurze urządził wędzarnię, gdzie ku rozkoszy naszych podniebień, wisiała domowa paprykowa kiełbasa, polędwica i inne przysmaki.
Prawie wydeptaliśmy ścieżkę do niego....
Muzyka grała, zaczęły się tańce, i bratanie narodów.
Jeden z gości, prosił mnie o wspólne zdjęcie, bo podobno wyglądaliśmy jak ojciec i syn.
Ja jakoś podobieństwa nie widziałem, chyba że w wielkości brzuchów (przepraszam- piwnych mięśni)
Kiedy wszystko się rozkręcało, a muzycy zaczęli grać kawałki na życzenie, za piwo..trzeba było wracać ,do Pardubic, gdzie mieliśmy nocleg.
Reasumując, jeśli nie bawią was imprezy z motłochem, plastikiem w ręce, i jazgotem z głośników, to tylko Miletin.
Wspaniała okazja poznać innych ludzi, bardzo życzliwych do świata, ze szklaneczką doskonałego piwa w ręce.
Moją największą porażką piwną w tym roku, była nieobecność, na tegorocznych slavnostech,w Miletinie , bo w końcu Maja też się odbyły, i mieli jeszcze ciemną 13-stkę o frapującej nazwie '' Batalion Salve''
Ale w przyszłym roku........
Comment