ciągnęliśmy w stronę dworca, gdy nagle z lokalu po drugiej stronie ulicy wychynął pewien pan. wystarczyło jedno spojrzenie na jegomościa i już wiedzieliśmy: trzeba tam koniecznie wejść. restauracja (szumna nazwa) u bystrziczki jest zapomnianym od boga miejscem, w którym jedynym widomym świadectwem naszych czasów jest plazmowy telewizor na ścianie, zapewne ślad niedawnych mistrzostw europy. reszta jest zapyziała, aż się serce raduje. mierzący pod dwa metry miły barman też wygląda jak rekwizyt z innej epoki. do pełni szczęścia brakowało, żeby serwowany tam lany gambrinus smakował tak, jak musiał smakować dawniej, kiedy ten lokal przeżywał lata świetności. polecam wszystkim miłośnikom menelskich klimatów. aha, byliśmy w południe, więc było swojsko. nie wiem, jak tam wieczorami bywa.