W środkowej części północnej Islandii - w osadzie liczącej ledwie stu kilku mieszkańców - powstał pierwszy w tym kraju (o surowym klimacie) mikrobrowar.
Árskógssandur (zamiennie: Litli-Árskógssandur) to niewielka miejscowość na zachodnim wybrzeżu najdłuższego (około 60 km długości i maksymalnie 25 km szerokości) islandzkiego fiordu - Eyjafjörður, wzdłuż którego podróżowaliśmy od południowego krańca, aż do ujścia do Oceany Arktycznego.
Árskógssandur pozornie nie ma zbyt wiele do zaoferowania, oczywiście poza zapierającymi dech w piersiach widokami na fiord i otaczające miejscowość z trzech stron góry. Stąd wypływają jednostki na obserwację wielorybów. Jest tu jeden hotel (serwuje lokalne piwa). Innymi atrakcjami są miejscowy browar i piwne spa (https://www.piwnyswir.pl/2019/05/14/piwna-mapa-islandii/).
Bohater tej opowieści - browar Bruggsmiðjan Kaldi został założony w 2006 roku i początkowo warzył piwa wzorowane na czeskich Pilznerach. W tym celu ściągano tu surowce z Czech. Będąc w browarze widzieliśmy zresztą żatecki chmiel. Ale po kolei.
W Árskógssandur trafiliśmy najpierw do lokalnej restauracji serwującej piwa miejscowego browaru - Bruggsmiðjan Kaldi. Tu znajduje się też piwne spa. Nie zabawiliśmy tam długo, bo spieszyło się nam do samego browaru, a następnie także w dalszą drogę na nieodległy północny kraniec wyspy, na spotkanie z Oceanem Arktycznym, a po drodze na wizytę w kolejnym fascynującym miasteczku-porcie i tamtejszym browarze rzemieślniczym.
Piwa marki Kaldi udało się na poznać jeszcze przed laty w Polsce. Widzieliśmy więc, że jedziemy do świątyni islandzkiego piwowarstwa. Przed przyjazdem do browaru przeczytaliśmy, że można go zwiedzać - wycieczka trwa godzinę i kosztuje 2 tys. koron islandzkich (ISK) od osoby (w cenie jest szklanka lokalnego piwa). Gdy trafiliśmy do Bruggsmiðjan Kaldi przywitał nas widok względnie młodej (szczególnie duchem) pary, pijącej piwo przy stoliku wystawionym przed halą browaru. Ot taki wiejski brew pub, który działa zapewne tylko w trakcie islandzkiego lata, które można porównać do pogody panującej w Polsce w końcówce września. Później okazało się, że są to mieszkańcy USA, którym lokalne piwo zasmakowało na tyle, że zakupili cały karton na wynos (inna rzecz, że wnet, jeszcze przy browarnym stoliku, otworzyli po kolejnej puszce z miejscowym New England IPA).
Przez otwartą bramę weszliśmy do hali browaru. Z miejsca jeden z bardzo miłych pracowników browaru Bruggsmiðjan Kaldi oznajmił nam, że dziś warzą piwo, więc żadnych wycieczek nie ma - "wchodźcie, zwiedzajcie na własną rękę, można robić zdjęcia, a także zakupić piwo w butelce i puszce". Rozpoczęliśmy zwiedzanie, staraliśmy się nie przeszkadzać w pracy, robiliśmy zdjęcia, ale też mieliśmy kilka pytań (czyli trochę jednak przeszkadzaliśmy ). Widocznie nasze pytania nie były takie głupie, bo zwróciliśmy uwagę pracowników browaru, którzy wkrótce ochoczo prezentowali nam ciekawostki związane z produkcją i browarem. Zostaliśmy zaproszeni m.in. na warzelnię, gdzie opowiedziano nam o aktualnych warkach ("- O tym piwie nie chcę mówić / - OK, ale dlaczego? / - Bo to bezalkoholowe ").
W ofercie browaru były zarówno Pilznery w stylu czeskim, IPA (Session, New England, American), belgijskie Tripel Ale, Summer Ale, a także piwa specjalne - np. takie, którym trzeba zapijać sfermentowane mięso z rekina - inaczej go nie zjecie (kolega próbował, nie miał wtedy tego piwa i nie dał rady, ba! nawet nie zdecydował się mnie poczęstować - jak zapowiadał - tym lokalnym przysmakiem, tylko od razu się go pozbył).
Wśród lokalnych piw był też "Porter" (wg etykiety 6,5 % ABV). Zapytałem czy jest to może kraftowa / wzmocniona wersja Porteru Angielskiego. Otrzymałem informację, że jest to Porter Bałtycki, potwierdziłem, że na drożdżach dolnej fermentacji, niestety byłem w takim szoku, że nie zapytałem chyba o Plato. Chcieliśmy kupić to piwo, ale okazało się, że jest tylko jedna butelka - ta z wystawy, jest po dacie (tłumaczyliśmy, że to jeszcze lepiej i nasze tłumaczenie spotkało się z pełnym zrozumieniem) i "nie-na-sprzedaż" - bo ostatnia sztuka musi niestety zostać. Powiadomiono nas, że Portery warzą tylko wtedy, gdy jest zimno. Na nic zdały się nasze uwagi, że lato na Islandii - z temperaturami w ciągu dnia w przedziale od 4 do 18 stopni Celsjusza, to też bardzo dobry czas na picie Porterów.
W browarze była też gablota mieszcząca piwa powstałe w Bruggsmiðjan Kaldi. Fajne się oglądało to mini muzeum. Oprócz regularnych piw były na ekspozycji także piwa okazjonalne np. z etykietą z wizerunkiem Billa Clintona (który odwiedził Islandię), piwa dla sieci islandzkich sklepów odzieżowych, piwo dla linii lotniczych itp.
Podsumowując - wizyta w pierwszym rzemieślniczym browarze w Islandii była bardzo sympatyczna i warta polecenia. Chyba największym zaskoczeniem było to, na jakim odludziu powstał ten pierwszy w Islandii browar rzemieślniczy. Będąc w tych stronach zdecydowanie warto tam zajechać, tym bardziej, że nie jest to daleko od drogi krajowej nr 82, która prowadzi z Akureyri (największe poza okręgiem stołecznym i czwarte najbardziej ludne - ok. 17 tys. mieszkańców - miasto Islandii) na północny skraj wyspy - m.in. do położonego tuż przy Oceanie Arktycznym miasteczka Siglufjörður, gdzie też działa browar rzemieślniczy. Ale o tym opowiemy może już kolejnym razem.
Árskógssandur (zamiennie: Litli-Árskógssandur) to niewielka miejscowość na zachodnim wybrzeżu najdłuższego (około 60 km długości i maksymalnie 25 km szerokości) islandzkiego fiordu - Eyjafjörður, wzdłuż którego podróżowaliśmy od południowego krańca, aż do ujścia do Oceany Arktycznego.
Árskógssandur pozornie nie ma zbyt wiele do zaoferowania, oczywiście poza zapierającymi dech w piersiach widokami na fiord i otaczające miejscowość z trzech stron góry. Stąd wypływają jednostki na obserwację wielorybów. Jest tu jeden hotel (serwuje lokalne piwa). Innymi atrakcjami są miejscowy browar i piwne spa (https://www.piwnyswir.pl/2019/05/14/piwna-mapa-islandii/).
Bohater tej opowieści - browar Bruggsmiðjan Kaldi został założony w 2006 roku i początkowo warzył piwa wzorowane na czeskich Pilznerach. W tym celu ściągano tu surowce z Czech. Będąc w browarze widzieliśmy zresztą żatecki chmiel. Ale po kolei.
W Árskógssandur trafiliśmy najpierw do lokalnej restauracji serwującej piwa miejscowego browaru - Bruggsmiðjan Kaldi. Tu znajduje się też piwne spa. Nie zabawiliśmy tam długo, bo spieszyło się nam do samego browaru, a następnie także w dalszą drogę na nieodległy północny kraniec wyspy, na spotkanie z Oceanem Arktycznym, a po drodze na wizytę w kolejnym fascynującym miasteczku-porcie i tamtejszym browarze rzemieślniczym.
Piwa marki Kaldi udało się na poznać jeszcze przed laty w Polsce. Widzieliśmy więc, że jedziemy do świątyni islandzkiego piwowarstwa. Przed przyjazdem do browaru przeczytaliśmy, że można go zwiedzać - wycieczka trwa godzinę i kosztuje 2 tys. koron islandzkich (ISK) od osoby (w cenie jest szklanka lokalnego piwa). Gdy trafiliśmy do Bruggsmiðjan Kaldi przywitał nas widok względnie młodej (szczególnie duchem) pary, pijącej piwo przy stoliku wystawionym przed halą browaru. Ot taki wiejski brew pub, który działa zapewne tylko w trakcie islandzkiego lata, które można porównać do pogody panującej w Polsce w końcówce września. Później okazało się, że są to mieszkańcy USA, którym lokalne piwo zasmakowało na tyle, że zakupili cały karton na wynos (inna rzecz, że wnet, jeszcze przy browarnym stoliku, otworzyli po kolejnej puszce z miejscowym New England IPA).
Przez otwartą bramę weszliśmy do hali browaru. Z miejsca jeden z bardzo miłych pracowników browaru Bruggsmiðjan Kaldi oznajmił nam, że dziś warzą piwo, więc żadnych wycieczek nie ma - "wchodźcie, zwiedzajcie na własną rękę, można robić zdjęcia, a także zakupić piwo w butelce i puszce". Rozpoczęliśmy zwiedzanie, staraliśmy się nie przeszkadzać w pracy, robiliśmy zdjęcia, ale też mieliśmy kilka pytań (czyli trochę jednak przeszkadzaliśmy ). Widocznie nasze pytania nie były takie głupie, bo zwróciliśmy uwagę pracowników browaru, którzy wkrótce ochoczo prezentowali nam ciekawostki związane z produkcją i browarem. Zostaliśmy zaproszeni m.in. na warzelnię, gdzie opowiedziano nam o aktualnych warkach ("- O tym piwie nie chcę mówić / - OK, ale dlaczego? / - Bo to bezalkoholowe ").
W ofercie browaru były zarówno Pilznery w stylu czeskim, IPA (Session, New England, American), belgijskie Tripel Ale, Summer Ale, a także piwa specjalne - np. takie, którym trzeba zapijać sfermentowane mięso z rekina - inaczej go nie zjecie (kolega próbował, nie miał wtedy tego piwa i nie dał rady, ba! nawet nie zdecydował się mnie poczęstować - jak zapowiadał - tym lokalnym przysmakiem, tylko od razu się go pozbył).
Wśród lokalnych piw był też "Porter" (wg etykiety 6,5 % ABV). Zapytałem czy jest to może kraftowa / wzmocniona wersja Porteru Angielskiego. Otrzymałem informację, że jest to Porter Bałtycki, potwierdziłem, że na drożdżach dolnej fermentacji, niestety byłem w takim szoku, że nie zapytałem chyba o Plato. Chcieliśmy kupić to piwo, ale okazało się, że jest tylko jedna butelka - ta z wystawy, jest po dacie (tłumaczyliśmy, że to jeszcze lepiej i nasze tłumaczenie spotkało się z pełnym zrozumieniem) i "nie-na-sprzedaż" - bo ostatnia sztuka musi niestety zostać. Powiadomiono nas, że Portery warzą tylko wtedy, gdy jest zimno. Na nic zdały się nasze uwagi, że lato na Islandii - z temperaturami w ciągu dnia w przedziale od 4 do 18 stopni Celsjusza, to też bardzo dobry czas na picie Porterów.
W browarze była też gablota mieszcząca piwa powstałe w Bruggsmiðjan Kaldi. Fajne się oglądało to mini muzeum. Oprócz regularnych piw były na ekspozycji także piwa okazjonalne np. z etykietą z wizerunkiem Billa Clintona (który odwiedził Islandię), piwa dla sieci islandzkich sklepów odzieżowych, piwo dla linii lotniczych itp.
Podsumowując - wizyta w pierwszym rzemieślniczym browarze w Islandii była bardzo sympatyczna i warta polecenia. Chyba największym zaskoczeniem było to, na jakim odludziu powstał ten pierwszy w Islandii browar rzemieślniczy. Będąc w tych stronach zdecydowanie warto tam zajechać, tym bardziej, że nie jest to daleko od drogi krajowej nr 82, która prowadzi z Akureyri (największe poza okręgiem stołecznym i czwarte najbardziej ludne - ok. 17 tys. mieszkańców - miasto Islandii) na północny skraj wyspy - m.in. do położonego tuż przy Oceanie Arktycznym miasteczka Siglufjörður, gdzie też działa browar rzemieślniczy. Ale o tym opowiemy może już kolejnym razem.