Puhoi to niewielka miejscowość położona jakieś 40 kilometrów na południowy wschód od Kiszyniowa.
Czym bliżej wsi, tym więcej upraw winorośli pojawia się na horyzoncie.
Większość z nich nakryta jest gęstą siatką, której zadaniem jak myślałem jest ochrona przed żarłocznymi szpakami.
Jednak częściowo tylko miałem racje gdy okazało się, ze chodzi tu głównie o ochronę przed gradem, który podczas letnich burz, potrafi nieźle zdemolować uprawy.
W tej wybitnie winnej krainie znalazło się miejsce na mały browar rzemieślniczy, który powstał na terenie.. vinzavodu, czyli zakładu produkującego wina.
Pomysłodawcą był pan Spiridon Jakimov, który a jakże był dyrektorem w miejscowym vinzavodzie.
Do pracy nie miał daleko, ponieważ dom rodzinny bezpośrednio przylega do zakładu.
Technologia firmy ZIP, została sprowadzona na miejsce w 1999 roku, z jakiegoś mikrusa austriackiego, leżącego tuż przy granicy węgierskiej, ( nie udało mi się dowiedzieć skąd dokładnie) który akurat rozszerzał swoje moce produkcyjne i potrzebował czegoś większego.
Oficjalnie firma Dolce Vela zaczęła działalność w 2000 roku.
Niewielki budynek znajduje się tuż za głównym wejściem do fabryki win, a ochroniarz nie robi problemów jak się powie gdzie się idzie.
Warzelnia ma moce przerobowe 650 l, na jednej warce.
Ciekawa była degustacja piwa prosto z tanku a raczej z tanków.
Na pytanie ile robią rodzajów piw, padła odpowiedź- jeden.
Tak więc wiadomo było że jakiejś szalonej konsumpcji nie będzie.
Po wypiciu przyjemnego niefiltra okazało się, że jeszcze będzie próba z trzech innych tanków.
Jak to? To samo piwo razy w sumie cztery?
Tajemniczy uśmiech szefa tylko potęgował napięcie.
Sprawa okazała się być bardzo prozaiczna.
W innych tankach dojrzewało wino.
Jedno było białe na jakichś szczepach hiszpańskich, inne bardziej słodkie tradycyjna miejscowe, a jeszcze inne to Cabernet-Sauvignion, który tak mi smakował że zakupiłem 2 litrową petke tego napoju.
W różnych rozmowach w innych browarkach mówiono mi że wino i piwo nie mogą obok siebie fermentować, leżakować itd...taka sama sytuacja z kwasem chlebowym.
Tutaj jakaś dziwna symbioza nie naruszająca wcale jakości piwa ani wina.
Po tej degustacji zostaliśmy przejęci przez syna szefa, pana Stanislava, gdyż szef jak tłumaczył, jest bardzo zmęczony , gdyż dzień wcześniej inny jego syn wrócił z USA i była rodzinna impreza powitalna.
Znając tamtejszą gościnność, to zmęczenie musiało być spore.
Stanislav, który jest współwłaścicielem i zarówno piwowarem, pokazał nam resztę browarku, w tym magazynek słodu który jest z Rosji bodajże z Rostova Nad Donem.
W Mołdawii nie ma upraw chmielu, ani też słodowni, więc wszystko trzeba importować.
Po wyjściu z browarku, uchylił niewielką drewnianą furtkę w płocie, i znaleźliśmy się na ogródku w przydomowej altance.
Od strony drogi zostało wyjętych kilka sztachet z płotu i zainstalowano tam punkt z kranem do napełniania piwa do petek.
Spróbować na miejscu piwa też można, ale trzeba przejść proces nalania najpierw do petki a później przelania do innego naczynia.
Nie ma żadnych godzin otwarcia, po prostu od rana do wieczora ktoś tam siedzi, a jak nie, to zadzwonić z domu ktoś wyjdzie.
Miejscowe piwo nosi nazwę Elvis.
Na moje pytanie, czy to jakiś hołd dla króla rock,n,rolla, okazało się, że nic z tych rzeczy.
To inicjały członków rodziny, tworzących firmę.
Obecnie warzy się jasnego lagera, który mimo śladowej ilości diacetylu, jest całkiem solidnym piwem z wyraźnym akcentem słodowym.
Jego parametry nie są stałe, to znaczy zawartość ekstraktu jest w granicach 12-14*.
Jak wyjdzie...
Było też kiedyś ciemne, ale nie cieszyło się zbytnią popularnością i zrezygnowano z warzenia.
Sprzedają je oprócz miejsca warzenia, do kilku miejsc w pobliżu, a przebić się z nim do Kiszyniowa nie sposób.
Szału ni ma, zwłaszcza zimą, gdy to raczej wino jest głównym przedmiotem handlu.
Podczas wizyty oprócz spożywania miejscowego piwa i konsumpcji przekąsek, które do altanki zostały również dostarczone, nasza dyskusja przerywana zatrzymaniami aut z klientami do nalewaka dotyczyła trendów w świecie piwnym i próbie wejścia przez mikrusy w craftowy rynek.
Owszem sprawa jest im znana, ale komu coś takiego robić i jakie tego koszty, to znaczy import surowców.
Jakoś nie było egzaltacji w tym pomyśle.
Od mojej wizyty upłynęło już trochę czasu (2015) a tu przeglądając piwne strony widzę że w Kiszyniowie pojawiło się (raczej to jednorazowe wyskoki) piwo Elvis- Black Ipa, Summer Ale i chyba to nie wszystko.
Czyli jakiś pomysł jest, oby się to rozwijało w dobrym kierunku, czego im życzę.
Foto:
Czym bliżej wsi, tym więcej upraw winorośli pojawia się na horyzoncie.
Większość z nich nakryta jest gęstą siatką, której zadaniem jak myślałem jest ochrona przed żarłocznymi szpakami.
Jednak częściowo tylko miałem racje gdy okazało się, ze chodzi tu głównie o ochronę przed gradem, który podczas letnich burz, potrafi nieźle zdemolować uprawy.
W tej wybitnie winnej krainie znalazło się miejsce na mały browar rzemieślniczy, który powstał na terenie.. vinzavodu, czyli zakładu produkującego wina.
Pomysłodawcą był pan Spiridon Jakimov, który a jakże był dyrektorem w miejscowym vinzavodzie.
Do pracy nie miał daleko, ponieważ dom rodzinny bezpośrednio przylega do zakładu.
Technologia firmy ZIP, została sprowadzona na miejsce w 1999 roku, z jakiegoś mikrusa austriackiego, leżącego tuż przy granicy węgierskiej, ( nie udało mi się dowiedzieć skąd dokładnie) który akurat rozszerzał swoje moce produkcyjne i potrzebował czegoś większego.
Oficjalnie firma Dolce Vela zaczęła działalność w 2000 roku.
Niewielki budynek znajduje się tuż za głównym wejściem do fabryki win, a ochroniarz nie robi problemów jak się powie gdzie się idzie.
Warzelnia ma moce przerobowe 650 l, na jednej warce.
Ciekawa była degustacja piwa prosto z tanku a raczej z tanków.
Na pytanie ile robią rodzajów piw, padła odpowiedź- jeden.
Tak więc wiadomo było że jakiejś szalonej konsumpcji nie będzie.
Po wypiciu przyjemnego niefiltra okazało się, że jeszcze będzie próba z trzech innych tanków.
Jak to? To samo piwo razy w sumie cztery?
Tajemniczy uśmiech szefa tylko potęgował napięcie.
Sprawa okazała się być bardzo prozaiczna.
W innych tankach dojrzewało wino.
Jedno było białe na jakichś szczepach hiszpańskich, inne bardziej słodkie tradycyjna miejscowe, a jeszcze inne to Cabernet-Sauvignion, który tak mi smakował że zakupiłem 2 litrową petke tego napoju.
W różnych rozmowach w innych browarkach mówiono mi że wino i piwo nie mogą obok siebie fermentować, leżakować itd...taka sama sytuacja z kwasem chlebowym.
Tutaj jakaś dziwna symbioza nie naruszająca wcale jakości piwa ani wina.
Po tej degustacji zostaliśmy przejęci przez syna szefa, pana Stanislava, gdyż szef jak tłumaczył, jest bardzo zmęczony , gdyż dzień wcześniej inny jego syn wrócił z USA i była rodzinna impreza powitalna.
Znając tamtejszą gościnność, to zmęczenie musiało być spore.
Stanislav, który jest współwłaścicielem i zarówno piwowarem, pokazał nam resztę browarku, w tym magazynek słodu który jest z Rosji bodajże z Rostova Nad Donem.
W Mołdawii nie ma upraw chmielu, ani też słodowni, więc wszystko trzeba importować.
Po wyjściu z browarku, uchylił niewielką drewnianą furtkę w płocie, i znaleźliśmy się na ogródku w przydomowej altance.
Od strony drogi zostało wyjętych kilka sztachet z płotu i zainstalowano tam punkt z kranem do napełniania piwa do petek.
Spróbować na miejscu piwa też można, ale trzeba przejść proces nalania najpierw do petki a później przelania do innego naczynia.
Nie ma żadnych godzin otwarcia, po prostu od rana do wieczora ktoś tam siedzi, a jak nie, to zadzwonić z domu ktoś wyjdzie.
Miejscowe piwo nosi nazwę Elvis.
Na moje pytanie, czy to jakiś hołd dla króla rock,n,rolla, okazało się, że nic z tych rzeczy.
To inicjały członków rodziny, tworzących firmę.
Obecnie warzy się jasnego lagera, który mimo śladowej ilości diacetylu, jest całkiem solidnym piwem z wyraźnym akcentem słodowym.
Jego parametry nie są stałe, to znaczy zawartość ekstraktu jest w granicach 12-14*.
Jak wyjdzie...
Było też kiedyś ciemne, ale nie cieszyło się zbytnią popularnością i zrezygnowano z warzenia.
Sprzedają je oprócz miejsca warzenia, do kilku miejsc w pobliżu, a przebić się z nim do Kiszyniowa nie sposób.
Szału ni ma, zwłaszcza zimą, gdy to raczej wino jest głównym przedmiotem handlu.
Podczas wizyty oprócz spożywania miejscowego piwa i konsumpcji przekąsek, które do altanki zostały również dostarczone, nasza dyskusja przerywana zatrzymaniami aut z klientami do nalewaka dotyczyła trendów w świecie piwnym i próbie wejścia przez mikrusy w craftowy rynek.
Owszem sprawa jest im znana, ale komu coś takiego robić i jakie tego koszty, to znaczy import surowców.
Jakoś nie było egzaltacji w tym pomyśle.
Od mojej wizyty upłynęło już trochę czasu (2015) a tu przeglądając piwne strony widzę że w Kiszyniowie pojawiło się (raczej to jednorazowe wyskoki) piwo Elvis- Black Ipa, Summer Ale i chyba to nie wszystko.
Czyli jakiś pomysł jest, oby się to rozwijało w dobrym kierunku, czego im życzę.
Foto: