Małą knajpka, w zasadzie bar z szaszłykami w epicentrum londyńskiego City.
Trudno ją znaleźć, jest tak naprawdę na tyłach sklepu z odzieżą "Barbour" .
Najważniejsze jednak, co znajduje się przed nią. To w zasadzie większy roll-bar i kilka stolików do przycupnięcia.
Z kija piwa rzemieślnicze, głównie londyńskie.
Przeżyłem tam scenę mrożącą krew w żyłach, bo rozpoczęły się już obchody Poppy Day (Dnia Weterana).
Wszędzie w City żołnierze, weterani w mundurach, orkiestry, werble, kobziarze, zbierający datkli na weteranów i ich rodziny, w zamian wpinając w klapy czerwone maki (poppy).
Przy nalewaku spotkałem weteranów Royal Navy, którym ranom dałem dość sowity (przez przypadek ) datek... Sami rozumiecie, było baaaaaardzo miło, ale nie było łatwo .
Poza tym - warto odwiedzić kibelek tego lokalu (jeśli się go już znajdzie.. ).
Trudno ją znaleźć, jest tak naprawdę na tyłach sklepu z odzieżą "Barbour" .
Najważniejsze jednak, co znajduje się przed nią. To w zasadzie większy roll-bar i kilka stolików do przycupnięcia.
Z kija piwa rzemieślnicze, głównie londyńskie.
Przeżyłem tam scenę mrożącą krew w żyłach, bo rozpoczęły się już obchody Poppy Day (Dnia Weterana).
Wszędzie w City żołnierze, weterani w mundurach, orkiestry, werble, kobziarze, zbierający datkli na weteranów i ich rodziny, w zamian wpinając w klapy czerwone maki (poppy).
Przy nalewaku spotkałem weteranów Royal Navy, którym ranom dałem dość sowity (przez przypadek ) datek... Sami rozumiecie, było baaaaaardzo miło, ale nie było łatwo .
Poza tym - warto odwiedzić kibelek tego lokalu (jeśli się go już znajdzie.. ).
Comment