W 18-wiecznej kamienicy, w której podziemiach było już kasyno, oraz hurtownia wyrobów tytoniowych, pan Denes Papp, w 1985 roku zainwestował swoje pieniądze, w dosyć nowatorski pomysł jak na te czasy, czyli restauracje z minibrowarem.
Piwo zaczęto warzyć w 1986 roku.
Tak więc mamy chyba najstarszy minibrowar na Węgrzech.
Fakt w latach 80-tych, tamże stworzono już podwaliny takiego specyficznego wyzwolonego socjalizmu, który wyprzedził reformy ekonomiczne w pozostałych krajach naszego bloku.
Rodzina Papp (mimo że kibicowi sportu, a boksu wydaje się znana) miała już długoletnie tradycje gastronomiczne, gdyż dziadkowie prowadzili cukiernie w Wiedniu.
Obecnie rodzinny interes kontynuuje syn Daniel Papp.
Dzielnica w której położona jest restauracja, i minibrowar znajduje się w centrum Budapesztu, więc lekko nie ma.
Ale bez przesady, bo kolega Dadek po zaglądnięciu tam, dał nogę stwierdzając że to wszystko nadęte i drogie.
Do lokalu który jest w piwnicy kamienicy, schodzimy po schodach.
Już zaraz przy wejściu, rzuca się w oczy jakby mała katedra za którą siedzi pani, która jest kasjerem, i właśnie ona przychodzi uregulować rachunek do stołu.
Klimat przyjemny, cegły, półmrok...mnie się podobało.
Wyposażenie minibrowaru można oglądać przez niewielką szybę, więc za bardzo eksponowane nie jest, nie mówiąc o robieniu przez nią zdjęć.
Salka poprzedzielana filarami, jest dosyć spora na 360 osób.
Piw mamy tutaj w stałej ofercie dwa rodzaje.
Jasne i ciemne, oba 12* o dziwo niefiltrowane, aczkolwiek dosyć klarowne.
Ceny (tak ciemne jak i jasne) Pikolo 0.2 - 280 HUF, Pohar 0.3- 390, Korso 0.5- 600, a litrowy kufel zwany Muncheni korso- 1100 HUF.
Jeśli chodzi o coś do zjedzenia, to o dziwo nie mają jakichś opasłych tomów menu.(czyli po węgiersku- Etlap)
Kilkanaście potraw, z tego co widziałem na stołach, w całkiem pokaźnych porcjach, średnio za ok. 30 zł.
No cóż centrum Budapesztu.
Jeszcze jedna ważna rzecz.
Do ceny jest dodawane przy płaceniu 10% za obsługe, co zburzyło mi nieco wcześniej misternie układaną kupkę węgierskich monet.
Jasne było przeciętne, jakby hellesowate, takie mdło słodkawe, natomiast ciemne miało wyraźne nuty kwaskowe.
Nic ciekawego przynajmniej dla mnie.
Ale nie spróbować?
Nie wyobrażam sobie.
Klientele tworzą raczej porządnie ubrani biznesmeni różnych nacji, a sprawnie działająca obsługa oczywiście mówi po angielsku.
Restauracja jest otwarta codziennie od 12.00- do 23.00.
Cóż , jakiejś piwnej atmosfery to tam nie ma, ale wstąpić można.
Link:http://www.kaltenberg.hu/magyar.htm
Piwo zaczęto warzyć w 1986 roku.
Tak więc mamy chyba najstarszy minibrowar na Węgrzech.
Fakt w latach 80-tych, tamże stworzono już podwaliny takiego specyficznego wyzwolonego socjalizmu, który wyprzedził reformy ekonomiczne w pozostałych krajach naszego bloku.
Rodzina Papp (mimo że kibicowi sportu, a boksu wydaje się znana) miała już długoletnie tradycje gastronomiczne, gdyż dziadkowie prowadzili cukiernie w Wiedniu.
Obecnie rodzinny interes kontynuuje syn Daniel Papp.
Dzielnica w której położona jest restauracja, i minibrowar znajduje się w centrum Budapesztu, więc lekko nie ma.
Ale bez przesady, bo kolega Dadek po zaglądnięciu tam, dał nogę stwierdzając że to wszystko nadęte i drogie.
Do lokalu który jest w piwnicy kamienicy, schodzimy po schodach.
Już zaraz przy wejściu, rzuca się w oczy jakby mała katedra za którą siedzi pani, która jest kasjerem, i właśnie ona przychodzi uregulować rachunek do stołu.
Klimat przyjemny, cegły, półmrok...mnie się podobało.
Wyposażenie minibrowaru można oglądać przez niewielką szybę, więc za bardzo eksponowane nie jest, nie mówiąc o robieniu przez nią zdjęć.
Salka poprzedzielana filarami, jest dosyć spora na 360 osób.
Piw mamy tutaj w stałej ofercie dwa rodzaje.
Jasne i ciemne, oba 12* o dziwo niefiltrowane, aczkolwiek dosyć klarowne.
Ceny (tak ciemne jak i jasne) Pikolo 0.2 - 280 HUF, Pohar 0.3- 390, Korso 0.5- 600, a litrowy kufel zwany Muncheni korso- 1100 HUF.
Jeśli chodzi o coś do zjedzenia, to o dziwo nie mają jakichś opasłych tomów menu.(czyli po węgiersku- Etlap)
Kilkanaście potraw, z tego co widziałem na stołach, w całkiem pokaźnych porcjach, średnio za ok. 30 zł.
No cóż centrum Budapesztu.
Jeszcze jedna ważna rzecz.
Do ceny jest dodawane przy płaceniu 10% za obsługe, co zburzyło mi nieco wcześniej misternie układaną kupkę węgierskich monet.
Jasne było przeciętne, jakby hellesowate, takie mdło słodkawe, natomiast ciemne miało wyraźne nuty kwaskowe.
Nic ciekawego przynajmniej dla mnie.
Ale nie spróbować?
Nie wyobrażam sobie.
Klientele tworzą raczej porządnie ubrani biznesmeni różnych nacji, a sprawnie działająca obsługa oczywiście mówi po angielsku.
Restauracja jest otwarta codziennie od 12.00- do 23.00.
Cóż , jakiejś piwnej atmosfery to tam nie ma, ale wstąpić można.
Link:http://www.kaltenberg.hu/magyar.htm
Comment