Kolejny browarek w okolicy Kecskemetu.
Dla miłośników piwnych podróży którzy realizują je koleją, wręcz marzenie gdy po wyjściu z pociągu, już z peronu widać po drugiej stronie ulicy neon HBH.
Żadnego chodzenia w nieznane uliczkami, wśród ujadających psów i panów z czerwonymi nosami, którzy albo jadą albo prowadzą swoje rowery.
Minibrowar mieści się w budynku obok knajpki, i właśnie na nim umieszczony jest neon.
Wszystko za zamknięta bramą niestety.
O dziwo tablica na ścianie knajpy, reklamuje ją jako bufet i lodziarnie..
Czy aby tu mają piwo?
Czynne do 21.00, więc nie ma się co spieszyć.
W powietrzu snuje się późno jesienna mgła, i gdzieś w oddali słychać szczekające psy.
W takiej scenerii moje wejście musiało wzbudzić jakąś sensacje, wśród ładnej dziewczyny za barem i starszej pani, która topiła swoje smutki w szklance wina.
Półmrok, kilka stółów i pod ścianą wyłączony automat do gry..
Uwagę przyciąga mały piecyk, z otwartymi drzwiczkami w którym palący się kawałek drwa, nieco oddaje ciepła do tej zimnej atmosfery.
Na piecyku w garnku grzeje się jakś przekąska dla barmanki, a zapach kapusty i papryki świadczy o czymś bigosopodobnym na modłę madziarską.
Z lekką dozą niepewności pytam o piwo.
Oczywiście jest, piwo jasne HBH w wersji filtrowanej .
Dobrze więc, nie ma się co zastanawiać tylko brać.
Piwo nalewane w coś co jest skrzyżowaniem kufla z musztardówką.
Nawet dobrze się z tego pije. Koszt chmielowego napoju- 220 Ft, za 0,5l.
Tutaj nie widzę opcji żeby nalewane w pety kosztowało taniej na litrze, po prostu 220, w każdej formie za 0,5l.
Dziewcze i to całkiem fajne, wyraźnie nudziło się za ladą a i wizyta obcokrajowca chyba niezbyt częsta w tym lokalu, zachęciła ją do rozmowy.
Ło ! Tak to jest pochwalić się znajomością kilku słówek po węgiersku. Już czekał mnie potok słów o tym i tamtym, (a może i mnie obrażała, kto wie?) a ja widziałem oczyma wyobraźni już ten dialog z ''Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz'', gdy Kowalewski chce dodzwonić się do Warszawy, a dwie panie urządzają sobie słowotok.
I tym razem tak było, tylko to był monolog w wykonaniu Moniki bo tak miała na imię.
Zostało mi tylko kiwać głową przez dobrych kilkanaście minut.
Na tablicy cenowej zawieszonej na ścianie w ofercie tylko jasne filtrowane, ale przy wcześniejszej wizycie w browarze u pana Balinta w Dabas-Sari tego dnia, pan piwowar w rozmowie o tym że Węgrzy bardzo niechętnie piją piwa niefiltrowane, wpomniał że właśnie w Taborfalvie bywa takowe.
Pytam się i szok.
Oczywiście że jest.!
No tak, tajemnica widać.
Piwo w tej samej cenie, ale jakże inne pełne w smaku, aromatycznie pachnie chmielem, a śmietanowa piana zostawia krążki na ściance. No żeby takie coś ukrywać przed światem ?
Moje samopoczucie od razu poszło w górę z 10 stopni..
Jakiś ruch zrobił się przed wejściem, a to ktoś zaparkował dwa kucyki, których właściciel przyszedł na chwilkę zatankować winko z kieliszkiem czegoś mocniejszego.
Monika bardzo chciała pokazać mi browarek i nawet telefonowała specjalnie do właściciela, ale ten miał zjawić się wieczorem.
Przez zaplecze udaliśmy się na podwórze, i chociaż przez okna pozaglądaliśmy do środka..
No cóż..dobre i to.
Dziewczyna do rany przyłóż jednym słowem. Kiedy pokazałem etykietki od pana Balinta, wpadła w zakłopotanie gdyż ani etykietek, ani innych podstawek czy szkła firmowego nie miała. Myślała, myślała, aż znalazła ...firmowy długopis.
Lokal z czasem się zaczął zapełniać, i to dosyć konkretnie, a Monika miała już z kim pogadać.
Uzyskałem jeszcze tylko informacje że browarek działa od 1993 roku, do warzenia piwa używa się słodu ze Słowacji, a chmielu z Niemiec.
Podelektowałem się kilkoma kuflami niefiltra, a na drogę kazałem nalać sobie 2l. do peta, który ku mojemu zdumieniu dostałem.. gratis.
Kiedy wychodziłem, był już taki gwar, że moje- Do Zobaczenia!, już dla Moniki nie było słyszalne.
Głęboki wdech w gęstniejącej mgle i ciszy, uderza wręcz po wyjściu na ulicę.
Za 5 minut jest pociąg, ale może wrócić i jechać następnym? To tylko godzina czasu.
Czasu w innym wymiarze.
Dla miłośników piwnych podróży którzy realizują je koleją, wręcz marzenie gdy po wyjściu z pociągu, już z peronu widać po drugiej stronie ulicy neon HBH.
Żadnego chodzenia w nieznane uliczkami, wśród ujadających psów i panów z czerwonymi nosami, którzy albo jadą albo prowadzą swoje rowery.
Minibrowar mieści się w budynku obok knajpki, i właśnie na nim umieszczony jest neon.
Wszystko za zamknięta bramą niestety.
O dziwo tablica na ścianie knajpy, reklamuje ją jako bufet i lodziarnie..
Czy aby tu mają piwo?
Czynne do 21.00, więc nie ma się co spieszyć.
W powietrzu snuje się późno jesienna mgła, i gdzieś w oddali słychać szczekające psy.
W takiej scenerii moje wejście musiało wzbudzić jakąś sensacje, wśród ładnej dziewczyny za barem i starszej pani, która topiła swoje smutki w szklance wina.
Półmrok, kilka stółów i pod ścianą wyłączony automat do gry..
Uwagę przyciąga mały piecyk, z otwartymi drzwiczkami w którym palący się kawałek drwa, nieco oddaje ciepła do tej zimnej atmosfery.
Na piecyku w garnku grzeje się jakś przekąska dla barmanki, a zapach kapusty i papryki świadczy o czymś bigosopodobnym na modłę madziarską.
Z lekką dozą niepewności pytam o piwo.
Oczywiście jest, piwo jasne HBH w wersji filtrowanej .
Dobrze więc, nie ma się co zastanawiać tylko brać.
Piwo nalewane w coś co jest skrzyżowaniem kufla z musztardówką.
Nawet dobrze się z tego pije. Koszt chmielowego napoju- 220 Ft, za 0,5l.
Tutaj nie widzę opcji żeby nalewane w pety kosztowało taniej na litrze, po prostu 220, w każdej formie za 0,5l.
Dziewcze i to całkiem fajne, wyraźnie nudziło się za ladą a i wizyta obcokrajowca chyba niezbyt częsta w tym lokalu, zachęciła ją do rozmowy.
Ło ! Tak to jest pochwalić się znajomością kilku słówek po węgiersku. Już czekał mnie potok słów o tym i tamtym, (a może i mnie obrażała, kto wie?) a ja widziałem oczyma wyobraźni już ten dialog z ''Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz'', gdy Kowalewski chce dodzwonić się do Warszawy, a dwie panie urządzają sobie słowotok.
I tym razem tak było, tylko to był monolog w wykonaniu Moniki bo tak miała na imię.
Zostało mi tylko kiwać głową przez dobrych kilkanaście minut.
Na tablicy cenowej zawieszonej na ścianie w ofercie tylko jasne filtrowane, ale przy wcześniejszej wizycie w browarze u pana Balinta w Dabas-Sari tego dnia, pan piwowar w rozmowie o tym że Węgrzy bardzo niechętnie piją piwa niefiltrowane, wpomniał że właśnie w Taborfalvie bywa takowe.
Pytam się i szok.
Oczywiście że jest.!
No tak, tajemnica widać.
Piwo w tej samej cenie, ale jakże inne pełne w smaku, aromatycznie pachnie chmielem, a śmietanowa piana zostawia krążki na ściance. No żeby takie coś ukrywać przed światem ?
Moje samopoczucie od razu poszło w górę z 10 stopni..
Jakiś ruch zrobił się przed wejściem, a to ktoś zaparkował dwa kucyki, których właściciel przyszedł na chwilkę zatankować winko z kieliszkiem czegoś mocniejszego.
Monika bardzo chciała pokazać mi browarek i nawet telefonowała specjalnie do właściciela, ale ten miał zjawić się wieczorem.
Przez zaplecze udaliśmy się na podwórze, i chociaż przez okna pozaglądaliśmy do środka..
No cóż..dobre i to.
Dziewczyna do rany przyłóż jednym słowem. Kiedy pokazałem etykietki od pana Balinta, wpadła w zakłopotanie gdyż ani etykietek, ani innych podstawek czy szkła firmowego nie miała. Myślała, myślała, aż znalazła ...firmowy długopis.
Lokal z czasem się zaczął zapełniać, i to dosyć konkretnie, a Monika miała już z kim pogadać.
Uzyskałem jeszcze tylko informacje że browarek działa od 1993 roku, do warzenia piwa używa się słodu ze Słowacji, a chmielu z Niemiec.
Podelektowałem się kilkoma kuflami niefiltra, a na drogę kazałem nalać sobie 2l. do peta, który ku mojemu zdumieniu dostałem.. gratis.
Kiedy wychodziłem, był już taki gwar, że moje- Do Zobaczenia!, już dla Moniki nie było słyszalne.
Głęboki wdech w gęstniejącej mgle i ciszy, uderza wręcz po wyjściu na ulicę.
Za 5 minut jest pociąg, ale może wrócić i jechać następnym? To tylko godzina czasu.
Czasu w innym wymiarze.
Comment