Piwo przywiezione przez bratanków z Londynu. Butelka (chyba) 0,35l. Alkohol?, ekstrakt? Kolor brązowo pomarańczowy. Piwo całkowicie mętne. Nie przebija się nawet światło ze 100W żarówki. Piana bardzo duża, bąbelki duże. Kawowo brązowa. Średnio trwała. Zapach intensywny. Mocne Ale’owe nuty. Owoce i trochę aromatów chmielowych w tle. Smak w pierwszym momencie typowy, „ambrowy”. Po chwili jednak dochodzą „obce smaczki”. Wyraźnie czuć, że to nie tylko chmiel i słody. Owoce, troszkę kwaskowości, ciut jakby ostrości. Coś z warzyw? Całość lepka. Na koniec słaba goryczka przenikająca się z cytrusowością. Piwo doskonale zharmonizowane pozostawiające ciekawy posmak. Wysycenie średnie, doskonale pasujące. Opakowanie ładne, z mało piwną stylistyką. Skromna kolorystyka. Kapsel oblany plastikiem, wygląda jak zawoskowany. Spod plastiku wystaje sznureczek, który obcina plastik dookoła kapsla. Ciekawy patent, ale to taka sztuka dla sztuki. Zadziwiające ubóstwo informacji o piwie. Pojemność, data ważności, zawartość alkoholu. Nic nie ma. Winter Solstice to ciekawe i bardzo smaczne piwo. Czuć w nim klasycznego ambera ale smak jest inny. Nie czytałem etykiety, wiedziałem jednak że to piwo z dodatkami. Oryginalny smak zawdzięcza czterem różnym słodom, skórkom pomarańczy i cynamonowi. Jest jednak tak skomponowane, że nie sposób się doszukać pojedynczo mocnych nut pomarańcza czy cynamonu. Wszystko komponuje się w jeden smak, a przy tym cały czas czuć, że jest piwem. Po raz kolejny przekonuję się, że amerykańskie mikrusy są genialne. Piwo oceniam na +5 (1 – 6).
Dzięki Weronika, Daniel
Dzięki Weronika, Daniel