Martzen z tureckiego minibrowaru restauracyjnego w Alanyi. Tu, przy okazji recenzowania pilsnera, napisałem parę słów o browarze. Martzen to niby piwo marcowe ale, jak informuje sam producent, nietypowe marcowe, bo ciemne. Ma 5% alkoholu i podany na etykiecie skład w sposób podstawowy.
Ciemnobrązowa barwa, pod światło połyskuje herbacianymi odcieniami. Dostrzega się też pewne zmętnienie.
Niska i krótka piana. Po trzech minutach jedynie obrączka wokół szklanki.
W aromacie nie przypomina marcowego. Mocne bakelitowe nuty ze sporą dozą nieco octowej kwaśności. Bardzo głęboko schowana słodowość.
W smaku miast słodowych dominant mamy lekki kwasek i silną drożdżowość. Podobnie jak w zapachu niepokojące bakelitowe i apteczne odcienie. Słody gdzieś daleko w tle, goryczka niemal nie istnieje.
Nagazowanie wysokie, rześkie.
Butelka typu krachla, ale z ceramicznym a nie plastikowym korkiem. Etykieta skierowana ewidentnie do turysty - banalna, z symbolem browaru i tekstem podkreślającym miejsce zakupu.
Do marcowego to piwo miałoby się nijak nawet gdyby nie posiadało wad wynikających bądź to produkcji, bądź przechowywania (nie ma daty ważności na etykiecie, nabyte w drugiej połowie kwietnia w browarze). Na upartego można by go podciągnąć pod ciemnego lagera. Profil jest jednak nieciekawy, męczący, kwaśno-apteczny. I podobnie jak w przypadku wcześniej ocenianego pilsnera nie pokuszę się o wiążącą ocenę. Bo za to co mam teraz w szkle nie dałbym więcej niż 5 w skali 1-10.
Ciemnobrązowa barwa, pod światło połyskuje herbacianymi odcieniami. Dostrzega się też pewne zmętnienie.
Niska i krótka piana. Po trzech minutach jedynie obrączka wokół szklanki.
W aromacie nie przypomina marcowego. Mocne bakelitowe nuty ze sporą dozą nieco octowej kwaśności. Bardzo głęboko schowana słodowość.
W smaku miast słodowych dominant mamy lekki kwasek i silną drożdżowość. Podobnie jak w zapachu niepokojące bakelitowe i apteczne odcienie. Słody gdzieś daleko w tle, goryczka niemal nie istnieje.
Nagazowanie wysokie, rześkie.
Butelka typu krachla, ale z ceramicznym a nie plastikowym korkiem. Etykieta skierowana ewidentnie do turysty - banalna, z symbolem browaru i tekstem podkreślającym miejsce zakupu.
Do marcowego to piwo miałoby się nijak nawet gdyby nie posiadało wad wynikających bądź to produkcji, bądź przechowywania (nie ma daty ważności na etykiecie, nabyte w drugiej połowie kwietnia w browarze). Na upartego można by go podciągnąć pod ciemnego lagera. Profil jest jednak nieciekawy, męczący, kwaśno-apteczny. I podobnie jak w przypadku wcześniej ocenianego pilsnera nie pokuszę się o wiążącą ocenę. Bo za to co mam teraz w szkle nie dałbym więcej niż 5 w skali 1-10.