Trzecie piwo z austriackiego browaru trapistów (dwa wcześniejsze do znalezienia tu i tu), jednego z dwóch zlokalizowanych poza Beneluksem. To najlżejsze piwo w ofercie braciszków z malowniczego Engelhartszell an der Donau. Nivard jest belgijskim ejlem, o zawartości alkoholu 5,5%. Skład na kontretykiecie podano w sposób podstawowy, aczkolwiek myśląc zapewne o potencjale eksportowym, w czterech językach.
Barwa bursztynowa, z mocnym pomarańczowym odcieniem. Wyraźne mgliste. W objętości widoczna drobniutka frakcja osadu.
Piana z żółtym odcieniem, o dość dużych bąblach. Szybko opada po nalaniu. Zostaje mikroskopijnym naśnieżeniem do końca degustacji.
Bukiet zapachowy miękki, przyjemny, jednak o wyraźnej nucie ziołowo-przyprawowej. Oczywiście sporo słodkich owoców i trochę cytrusów. No i spory udział odcieni drożdżowych.
W smaku mamy kontynuacje obietnic zapachowych, choć piwo wyraźnie traci w odbiorze i zmieniają się akcenty, a także dochodzi trochę niespodziewanie alkoholowe, nieznaczne tchnienie. Jest mniej owocowo i przyprawowo, za to pojawia się lekko ostra ziarnista słodowość. Drożdże zostają na swoim miejscu.
Mocne nagazowanie, konkretnie odczuwalne w ustach.
Butelka 330ml ze stylizowaną etykietą w klimatach piwnicznych. Kapsel firmowy z dodaną nazwą piwa.
To nie jest zły Belg. Aczkolwiek można zarzucić mu rachityczność piany a także pewną niechlujność w profilu smakowym. Alkohol trochę dziwi, a i oczekiwane skondensowanie niuansów smakowych się było rozmyło jakby. Cudów nie ma co oczekiwać, choć producent niby bliżej od nas, maluczkich Najwyższego 7,5 w skali 1-10.
Barwa bursztynowa, z mocnym pomarańczowym odcieniem. Wyraźne mgliste. W objętości widoczna drobniutka frakcja osadu.
Piana z żółtym odcieniem, o dość dużych bąblach. Szybko opada po nalaniu. Zostaje mikroskopijnym naśnieżeniem do końca degustacji.
Bukiet zapachowy miękki, przyjemny, jednak o wyraźnej nucie ziołowo-przyprawowej. Oczywiście sporo słodkich owoców i trochę cytrusów. No i spory udział odcieni drożdżowych.
W smaku mamy kontynuacje obietnic zapachowych, choć piwo wyraźnie traci w odbiorze i zmieniają się akcenty, a także dochodzi trochę niespodziewanie alkoholowe, nieznaczne tchnienie. Jest mniej owocowo i przyprawowo, za to pojawia się lekko ostra ziarnista słodowość. Drożdże zostają na swoim miejscu.
Mocne nagazowanie, konkretnie odczuwalne w ustach.
Butelka 330ml ze stylizowaną etykietą w klimatach piwnicznych. Kapsel firmowy z dodaną nazwą piwa.
To nie jest zły Belg. Aczkolwiek można zarzucić mu rachityczność piany a także pewną niechlujność w profilu smakowym. Alkohol trochę dziwi, a i oczekiwane skondensowanie niuansów smakowych się było rozmyło jakby. Cudów nie ma co oczekiwać, choć producent niby bliżej od nas, maluczkich Najwyższego 7,5 w skali 1-10.
Comment