Górny fermenciak z flamandzkiego browaru o swojskiej nazwie Roman. Alkohol 6,9%
Barwa żółto-miodowa. Wyraźne zamglenie.
Piana potężna po nalaniu. Stosunkowo szybko opada, strzępiąc się fantazyjnie. Do końca wyraźne naśnieżenie na powierzchni.
Miękki słodowy aromat, z charakterystycznymi nutami przyprawowymi, tostowymi i w mniejszym stopniu kwiatowymi. Gdzieś na granicy percepcji pojawia się ulotny kwaśnawy, trochę kiszony odcień.
W smaku powtarzają się podstawowe elementy aromatu, zwłaszcza po stronie słodowej, która to strona jest słodzikowo słodka w odbiorze. Dochodzi nieznaczna, ale wyczuwalna obecność alkoholu oraz, co mnie bardzo zastanawia, dość wysoka mineralność, wręcz metaliczność. W posmakach dodatkowo drożdże i jakieś cebulowe klimaty.
Do nagazowania nie można mieć zastrzeżeń. Jest średnie ale odczuwalne.
Butelka 330ml, oklejona w graficznie i kolorystycznie stonowaną, metaliczną etykietę. Nazwa piwa nawiązuje do XVI-wiecznego konfliktu cesarza Karola V Habsburga z mieszkańcami Gandawy (Gent), których to reprezentacja musiała z cesarskiego nakazu przemaszerować ulicami w białych koszulach i ze stryczkami na szyi, jako symbol tego, że zasłużyli na szubienicę. Musieli oni oddać cześć cesarzowi – uklęknąć przed nim i błagać o wybaczenie. Do dziś mieszkańców Gandawy nazywa się stroppendragers – tymi, którzy noszą stryczek. I taki gość w stryczku zdobi właśnie etykietę. Do tego mamy przypisany piwu kapsel.
Smak mnie dość wyraźnie zdziwił. Trudno mi przypomnieć sobie Belga, który zaskoczyłby mnie tak niespodziewanie smakiem i aromatem. Niestety zaskoczenie było mocno negatywne. 6 w skali 1-10.
Barwa żółto-miodowa. Wyraźne zamglenie.
Piana potężna po nalaniu. Stosunkowo szybko opada, strzępiąc się fantazyjnie. Do końca wyraźne naśnieżenie na powierzchni.
Miękki słodowy aromat, z charakterystycznymi nutami przyprawowymi, tostowymi i w mniejszym stopniu kwiatowymi. Gdzieś na granicy percepcji pojawia się ulotny kwaśnawy, trochę kiszony odcień.
W smaku powtarzają się podstawowe elementy aromatu, zwłaszcza po stronie słodowej, która to strona jest słodzikowo słodka w odbiorze. Dochodzi nieznaczna, ale wyczuwalna obecność alkoholu oraz, co mnie bardzo zastanawia, dość wysoka mineralność, wręcz metaliczność. W posmakach dodatkowo drożdże i jakieś cebulowe klimaty.
Do nagazowania nie można mieć zastrzeżeń. Jest średnie ale odczuwalne.
Butelka 330ml, oklejona w graficznie i kolorystycznie stonowaną, metaliczną etykietę. Nazwa piwa nawiązuje do XVI-wiecznego konfliktu cesarza Karola V Habsburga z mieszkańcami Gandawy (Gent), których to reprezentacja musiała z cesarskiego nakazu przemaszerować ulicami w białych koszulach i ze stryczkami na szyi, jako symbol tego, że zasłużyli na szubienicę. Musieli oni oddać cześć cesarzowi – uklęknąć przed nim i błagać o wybaczenie. Do dziś mieszkańców Gandawy nazywa się stroppendragers – tymi, którzy noszą stryczek. I taki gość w stryczku zdobi właśnie etykietę. Do tego mamy przypisany piwu kapsel.
Smak mnie dość wyraźnie zdziwił. Trudno mi przypomnieć sobie Belga, który zaskoczyłby mnie tak niespodziewanie smakiem i aromatem. Niestety zaskoczenie było mocno negatywne. 6 w skali 1-10.
Comment