Alk. 10%, bączek 0.33 l.
Piwo górnej fermentacji, warzone z dodatkiem cukru kandyzowanego, dofermentowane w butelce.
Złociste, bardzo mętne, dosyć mocno nagazowane, piana taka olbrzymia że nalewanie zajmuje ładnych kilka minut.
Zapach niesamowicie chmielowo-ziołowo-geraniowy, aż się czuje to nadciągające goryczkowe tsunami.
W smaku rzeczywiście wszechogarniająca fala potężnej ziołowej goryczki, mniej odpornym pewnie wykręci gębę na wylot, nawet alkoholu prawie nie da się przez nią wyczuć mimo galopujących dziesięciu koni. Obecność słodu (w końcu ekstrakt musi być niebagatelnie wysoki) daje o sobie znać tylko pod postacią gęstej treściwości, która tylko wzmaga poczucie wszechogarniającej goryczy. Ekstremalnie gorzkie ziółka, przy których piołun smakuje jak miód, wyhodowane zapewne przez jakiegoś alchemika pozostającego z diabłem w pakcie, jeszcze długo po przełknięciu pokutują na górnym podniebieniu. Jako że mój piwny ryjek jest nieźle uodporniony, uważam to piwo za ciekawe, aczkolwiek nieco skrajne doznanie.
Piwo górnej fermentacji, warzone z dodatkiem cukru kandyzowanego, dofermentowane w butelce.
Złociste, bardzo mętne, dosyć mocno nagazowane, piana taka olbrzymia że nalewanie zajmuje ładnych kilka minut.
Zapach niesamowicie chmielowo-ziołowo-geraniowy, aż się czuje to nadciągające goryczkowe tsunami.
W smaku rzeczywiście wszechogarniająca fala potężnej ziołowej goryczki, mniej odpornym pewnie wykręci gębę na wylot, nawet alkoholu prawie nie da się przez nią wyczuć mimo galopujących dziesięciu koni. Obecność słodu (w końcu ekstrakt musi być niebagatelnie wysoki) daje o sobie znać tylko pod postacią gęstej treściwości, która tylko wzmaga poczucie wszechogarniającej goryczy. Ekstremalnie gorzkie ziółka, przy których piołun smakuje jak miód, wyhodowane zapewne przez jakiegoś alchemika pozostającego z diabłem w pakcie, jeszcze długo po przełknięciu pokutują na górnym podniebieniu. Jako że mój piwny ryjek jest nieźle uodporniony, uważam to piwo za ciekawe, aczkolwiek nieco skrajne doznanie.
Comment