Kolejny Amager i kolejne piwo uwarzone we współpracy ze znaną rzemieślniczą marką. To już taka rewolucyjna tradycja jak widać. Tym razem Duńczycy przy produkcji kieszeni pełnej zielonych styknęli się z browarem Against the Grain z Louisville w stanie Kentucky, który ma za sobą wspólne wypusty z takimi potentatami jak choćby De Molen czy To Øl.
Pocketful of Dollars nie trzyma się oczywiście sztywnych ram piwnych styli. Chłopaki anonsują nam imperial rye lagera potężnie nachmielonego odmianami Centennial, Amarillo, Simcoe i Tettnanger. Do zasypu wykorzystano słody pilzneński, Crystal oraz żytni. Jest też i moc, bo piwo ma 6,9% alkoholu. Zatem sprawdźmy co tam w trawie piszczy.
Barwa pomarańczowa, z lekką mgiełką.
Biała, lekko złamana żółtym kolorem piana. Niezbyt wysoka od początku, za to trwale zostaje zwartą cienką pierzynką przypominającą mus. Zdrowo okleja szklankę.
Aromat słodowo-chmielowy. W niuansach mamy trawę, siano, ziarno, nieco owoców i winnej kwaskowatości.
Niestety smak po stosunkowo przyjemnym bukiecie uderza sporą dawką alkoholowych, gryzących nut. Jest słodko, słodowo. Czerwone owoce, karmel, odrobina siana. Wysoka, niezbyt miła goryczka, będąca melanżem alkoholu i chmielu zalega długo w ustach. Wygasa winnymi, nieco suchymi posmakami.
Nagazowanie stosunkowo niskie. Pogłębia ciężki odbiór piwa.
Butelka z kolejną etykietą opatrzoną w niebanalną grafikę. Kapsel firmowy.
Uczciwie trzeba stwierdzić, że to męczące piwo, absolutnie nie warte swojej ceny. Jest ciężkie, gryzące i ma nieszczególnie sympatyczny cug alkoholowy. Bliżej mu do meliny raczej niż do piwnego rzemieślniczego Parnasu. Jak widać nawet najlepsi mnie mają monopolu na jakość. W tym przypadku to raczej jakość na monopol... 5 w skali 1-10.
Pocketful of Dollars nie trzyma się oczywiście sztywnych ram piwnych styli. Chłopaki anonsują nam imperial rye lagera potężnie nachmielonego odmianami Centennial, Amarillo, Simcoe i Tettnanger. Do zasypu wykorzystano słody pilzneński, Crystal oraz żytni. Jest też i moc, bo piwo ma 6,9% alkoholu. Zatem sprawdźmy co tam w trawie piszczy.
Barwa pomarańczowa, z lekką mgiełką.
Biała, lekko złamana żółtym kolorem piana. Niezbyt wysoka od początku, za to trwale zostaje zwartą cienką pierzynką przypominającą mus. Zdrowo okleja szklankę.
Aromat słodowo-chmielowy. W niuansach mamy trawę, siano, ziarno, nieco owoców i winnej kwaskowatości.
Niestety smak po stosunkowo przyjemnym bukiecie uderza sporą dawką alkoholowych, gryzących nut. Jest słodko, słodowo. Czerwone owoce, karmel, odrobina siana. Wysoka, niezbyt miła goryczka, będąca melanżem alkoholu i chmielu zalega długo w ustach. Wygasa winnymi, nieco suchymi posmakami.
Nagazowanie stosunkowo niskie. Pogłębia ciężki odbiór piwa.
Butelka z kolejną etykietą opatrzoną w niebanalną grafikę. Kapsel firmowy.
Uczciwie trzeba stwierdzić, że to męczące piwo, absolutnie nie warte swojej ceny. Jest ciężkie, gryzące i ma nieszczególnie sympatyczny cug alkoholowy. Bliżej mu do meliny raczej niż do piwnego rzemieślniczego Parnasu. Jak widać nawet najlepsi mnie mają monopolu na jakość. W tym przypadku to raczej jakość na monopol... 5 w skali 1-10.
Comment