Kupiłem puszkę (0,5 l.) duńskiego piwa Tuborg i obudziły się we mnie wspomnienia. W czasach realnego socjalizmu (młodzież tego nie pamięta, ale Krzysiu zapewne tak) istniały sklepy, w których można było dokonywać zakupów za tzw. bony dolarowe (jeżeli nie zna się tego z autopsji, to chyba nie da się zrozumieć). Dość, że w sklepach tych można było nabywać dobra niedostępne gdzie indziej. Pamiętam, że czasami z jakimiś marnymi centami zachodziłem tam, by kupić sobie dobre zagraniczne piwo. A dostępne były w zasadzie dwa rodzaje : Carlsberg i właśnie Tuborg. Po powrocie do domu z nabożeństwem otwierało się puszkę i z bezkrytycznym uwielbieniem wypijało. A dziś ...
A dziś (tzn. konkretnie wczoraj), i owszem, wypiłem to piwo. Niby wszystko O.K. - kolor, piana, smak. Ale jakieś takie pospolite. Za 5 zł (tyle kosztowało) oczekiwałem więcej finezji i subtelności. Tym bardziej wobec takiej imponującej nazwy. Takie np. piwo Warsteiner (w podtytule - królowa wszystkich piw) ma w sobie to coś... Tuborg jednak nie. Duży zawód.
Dla porządku : zawartość alkoholu 5,5%, ekstraktu nieznana, produkowane w browarze o tej samej nazwie (w Danii oczywiście).
A dziś (tzn. konkretnie wczoraj), i owszem, wypiłem to piwo. Niby wszystko O.K. - kolor, piana, smak. Ale jakieś takie pospolite. Za 5 zł (tyle kosztowało) oczekiwałem więcej finezji i subtelności. Tym bardziej wobec takiej imponującej nazwy. Takie np. piwo Warsteiner (w podtytule - królowa wszystkich piw) ma w sobie to coś... Tuborg jednak nie. Duży zawód.
Dla porządku : zawartość alkoholu 5,5%, ekstraktu nieznana, produkowane w browarze o tej samej nazwie (w Danii oczywiście).
Comment