Piwo uwarzone dla grenlandzkiego browaru kontraktowego Ice Cap Beer z Ilulissat przez estoński browar Viru Ölu. Jak napisano na kontrze do produkcji użyto wody z brył lodu wyławianych w okolicach Ilulissat przez lokalnych rybaków. Alkohol 6,0%, ekstraktu brak.
Ha! No to jedziemy na zimno.
Barwa zdecydowanie kojarząca się z ciemnym lagerem. Ciemnobrązowa, pod światło lekko połyskuje rubinem.
Piana beżowa, stosunkowo wysoka po nalaniu. Bardzo szybko opada zrazu do niedużej szumowiny, by po kilku minutach skończyć w postaci obrączki wokół szkła.
Aromat lekko słodkawej słodowości, w tle dość lekkie karmelowe, może nawet nieco palone nuty. Przez tą dominację słodkości troszkę brakuje pełni bukietu.
Smak bardzo delikatny, jakby przepłukany, pozbawiony wyrazu. Nieznaczny karmel, szczątkowa goryczka, miękkie, zbożowe słody, posmaki palone. Wszystko to rozmyte, wycofane.
Nagazowanie nieduże, poniżej oczekiwanego. Piwo ma niewielką treściwość i niski poziom rześkości.
Butelka 0,5l, oklejona w niebieskie, zimowe klimaty. Na kontrze trochę marketingowych i ekologicznych bajek. Kapsel też niebieski, z nadrukowaną datą ważności (27.11.13). W sumie jak na piwo szata kolorystyczna dość oryginalna.
Ice Fjord Lager jest bardzo delikatny, a jednocześnie, jak na dolnego ciemniaka, ma wysoką zawartość alkoholu (czego, przyznaję, w ogóle nie czuć). Według mnie jednak brakuje mu sporo charakteru. Ani to nie grzeje w mrozy (brak treściwości), ani nie orzeźwia w upały (brak optymistycznego nagazowania). Emocji tutaj tyle, niczym w podróży po Grenlandii palcem na mapie. 6,5 w skali 1-10.
Ha! No to jedziemy na zimno.
Barwa zdecydowanie kojarząca się z ciemnym lagerem. Ciemnobrązowa, pod światło lekko połyskuje rubinem.
Piana beżowa, stosunkowo wysoka po nalaniu. Bardzo szybko opada zrazu do niedużej szumowiny, by po kilku minutach skończyć w postaci obrączki wokół szkła.
Aromat lekko słodkawej słodowości, w tle dość lekkie karmelowe, może nawet nieco palone nuty. Przez tą dominację słodkości troszkę brakuje pełni bukietu.
Smak bardzo delikatny, jakby przepłukany, pozbawiony wyrazu. Nieznaczny karmel, szczątkowa goryczka, miękkie, zbożowe słody, posmaki palone. Wszystko to rozmyte, wycofane.
Nagazowanie nieduże, poniżej oczekiwanego. Piwo ma niewielką treściwość i niski poziom rześkości.
Butelka 0,5l, oklejona w niebieskie, zimowe klimaty. Na kontrze trochę marketingowych i ekologicznych bajek. Kapsel też niebieski, z nadrukowaną datą ważności (27.11.13). W sumie jak na piwo szata kolorystyczna dość oryginalna.
Ice Fjord Lager jest bardzo delikatny, a jednocześnie, jak na dolnego ciemniaka, ma wysoką zawartość alkoholu (czego, przyznaję, w ogóle nie czuć). Według mnie jednak brakuje mu sporo charakteru. Ani to nie grzeje w mrozy (brak treściwości), ani nie orzeźwia w upały (brak optymistycznego nagazowania). Emocji tutaj tyle, niczym w podróży po Grenlandii palcem na mapie. 6,5 w skali 1-10.