Kolejny hiszpański kontraktowiec. Tym razem z La Vila Joiosa niedaleko Alicante. Brønhër Brew został założony w 2013 roku i do chwili obecnej warzy swoje receptury w rzemieślniczym minibrowarze w Cuenca (który użycza własnych mocy produkcyjnych między innymi Nómadzie, jednemu z najciekawszych hiszpańskich kraftowych projektów).
Piwo jest skrzyżowaniem lagera i ejla, wykorzystano do produkcji chmiele Cascade i Columbus. A z tym ostatnim wiąże się, umieszczona na etykiecie pokręcona historyjka o powrocie wujka Kolumba z Ameryki do macierzy na pokładzie La Pinta de Cerveza (sic!) Drink Me Alive ma 5,5% alkoholu i 13,5 IBU. No to lejemy do szklanki.
Barwa złocisto-miodowa. Mocno mętna.
Ultrawysoka, czapiasta piana, o zróżnicowanej teksturze. Bardzo długo opada, mocno oblepiając szklankę.
Aromat zbudowany na słodowej bazie, z wyraźnym udziałem cytrusów, a może przede wszystkim słodkich owoców, na przykład fig. Dodatkowo karmelowe klimaty.
Smak powtarza cytrusowo-słodkie owocowe nuty. Pojawia się dodatkowo dość spora goryczka, a słodowość przybiera nieco podsuszane odcienie. Profil sprawia dodatkowo jakby lekko aksamitne, kremowe wrażenie.
Nagazowanie jest niezbyt wysokie, co uważam w tym przypadku za pewien minus.
Butelka 330ml, nieco niedokładnie wykonana w hucie (w przekroju przypomina trochę nieregularny owal a nie okrąg ). Fajna, kolorowa, zwariowana etykieta, na której zielona kreatura (na stronie browaru widać, że to samiec : http://www.bronher.com/en/) przygotowuje zupę piwną z samej siebie. Błękitny kapsel.
Interesujące piwo, o ciekawym bukiecie i przyjemnym smaku. Gładkie, aksamitne w odbiorze, choć jednocześnie przyzwoicie goryczkowe. Szkoda, że nasycenie gazem jest tak niskie. W sumie 8 w skali 1-10.
Piwo jest skrzyżowaniem lagera i ejla, wykorzystano do produkcji chmiele Cascade i Columbus. A z tym ostatnim wiąże się, umieszczona na etykiecie pokręcona historyjka o powrocie wujka Kolumba z Ameryki do macierzy na pokładzie La Pinta de Cerveza (sic!) Drink Me Alive ma 5,5% alkoholu i 13,5 IBU. No to lejemy do szklanki.
Barwa złocisto-miodowa. Mocno mętna.
Ultrawysoka, czapiasta piana, o zróżnicowanej teksturze. Bardzo długo opada, mocno oblepiając szklankę.
Aromat zbudowany na słodowej bazie, z wyraźnym udziałem cytrusów, a może przede wszystkim słodkich owoców, na przykład fig. Dodatkowo karmelowe klimaty.
Smak powtarza cytrusowo-słodkie owocowe nuty. Pojawia się dodatkowo dość spora goryczka, a słodowość przybiera nieco podsuszane odcienie. Profil sprawia dodatkowo jakby lekko aksamitne, kremowe wrażenie.
Nagazowanie jest niezbyt wysokie, co uważam w tym przypadku za pewien minus.
Butelka 330ml, nieco niedokładnie wykonana w hucie (w przekroju przypomina trochę nieregularny owal a nie okrąg ). Fajna, kolorowa, zwariowana etykieta, na której zielona kreatura (na stronie browaru widać, że to samiec : http://www.bronher.com/en/) przygotowuje zupę piwną z samej siebie. Błękitny kapsel.
Interesujące piwo, o ciekawym bukiecie i przyjemnym smaku. Gładkie, aksamitne w odbiorze, choć jednocześnie przyzwoicie goryczkowe. Szkoda, że nasycenie gazem jest tak niskie. W sumie 8 w skali 1-10.